zanim przyszedł bóg ze śmiercią, przybył do niego inny gość

285 30 15
                                    

Technoblade, postać niemalże uznawana za boską, jak jego nieśmiertelny, skrzydlaty ojciec. Jego czyny zakrawały o cudy. Jego słowa były przepowiednią.

Jednakże za każdym, każdym na tym popierdolonym, opuszczonym przez Boga świecie, stał ktoś. Znamy takowe przykłady - za Dreamem George, za Sapnapem Karl, za Samem Ponk. Takowa osoba jest cudem w życiu, czymś co wyręczało klątwę tego świata.

Klątwę śmierci.

⚔︎

Kiedy Technoblade, dorastający pod opiekuńczymi skrzydłami ojca, dowiedział się, iż on jest nieśmiertelny, ucieszył się. Zaśmiał się, wytykając klątwę palcem.

Phil spojrzał znad książki, którą podsunał mu pod nos młody, jedenastoletni syn. Iskierki lśniące w tych oczach o czarnych białkach były czymś pięknym, jednak wywołało je coś fałszywego.

- Widzisz ojcze, jestem taki jak ty. Niepokonany! - zaśmiał się Techno, w swój typowy, pomimo młodego wieku, powolny i zachrypnięty sposób.

Mały draki spojrzał na swego ojca. Jednakże zamiast ujrzeć na jego twarzy szczęście bądź satysfakcje, zastał ból. Był on tak wielki, że Techno poczuł łzy w oczach, co już za młodu było u niego niemalże niemożliwe.

- Nie Techno, zawsze nas coś pokona.

Był za mały, by zrozumieć te słowa. Dopiero po latach, gdy siedział na skarpie powstałą przez wyrwę w terenie, wspomnienie powstałe tydzień bo tamtej rozmowie wszystko rozjaśniło.

Wszystko było normalnie. Śnieg padał za śniegiem, tworząc zimową aurę. Phil podał mu eliksir rozgrzewający, z których już od roku nie musiał regularnie korzystać, jedynie w najgorsze mrozy. Był dzień, kiedy we dwoje szli na obejście terenu, doglądając czy płot nie jest zepsuty lub ręble wyrąbane w jeziorze do łowienia nie zaczęły zamarzać. Technoblade, pomimo iż zimno umiało dać w kość, lubiał oswajać się, choć towarzyszem nie był najlepszym.

Gdy wychodzili, drogą prowadzącą skądś przez ich teren do miasta jechały dwa konie ciągnące drewniany wóz zapewne z zapasami. Było to nic niezwykłego, dopóki Phil nie rozpoznał woźnicy. Kazał mu zostać w drzwiach, samemu szybkim krokiem idąc do zbliżającego się człowieka.

Konie stanęły, machając łbami. Skrzydlaty wdał się w rozmowę, której nie mógł dosłyszeć z swego stanowiska w progu. Zastanawiał się, czy nie cofnąć się po miecz, kiedy z wozu ktoś nie zszedł. Była to osoba tak niska, że uznał je za dziecko. Jego ojciec spojrzał na nową osóbkę w całkowitym, nienaturalnym bezruchu, co było widoczne nawet z takiej odległości. Techno wiedział, że gdyby nie płaszcz, starannie ukryte skrzydła by delikatnie drżały. Tylko raz widział Phila w takowej sytuacje, jednak dobrze to zapamiętał - miesiąc po tym jak mężczyzna go zgarnął, opowiedział, jak znalazł się samotny, zagłodzony i ranny przy portalu w części Netheru, a ten zareagował bardzo emocjonalnie, nieruchomiejąc, by potem go przytulić.

Tym razem Phil przytulił tą niewielką postać, choć delikatnie. Teraz zauważył, iż postać coś trzyma oburącz.

Jeźdźca, pomimo swego miejsca na jednym z koni, położył dłoń na barku skrzydlatego w geście pożegnania bądź pocieszenia - Technoblade nie rozumiał sensu ani potrzeb innego gestu niż przytulenie czy atak - i odjechał. Phil popchnął delikatnie przybysza na ścieżkę ku domu i jemu.

Byli w połowie drogi, gdy Techno mógł zobaczyć twarz i oczy... chłopca. Brązowowłosego chłopca w jego wieku. Był on widocznie człowiekiem bądź czymś na podobieństwo jego ojca. Jednakże nie interesowało go to, bo kiedy tylko spojrzeli w sobie oczy, nie mogli się sobą nadziwić. Przeszedł ich dziwny dreszcz, choć drugi tego nie wiedział.

He was DeadDonde viven las historias. Descúbrelo ahora