16. Buntownik bez wyboru

134 4 59
                                    

JUDYTA

Nie miała kaca. A przynajmniej tak sądziła, póki nie otworzyła oczu. Nie poraziło jej światło czy dźwięk, czuła jedynie niesamowitą suchość w gardle. Przełknięcie śliny wydawało się wyczynem, tak samo utrzymanie wzroku na konkretnej rzeczy. Odwróciła głowę. Karolina spała spokojnie obok — oddychała cicho i miarowo, usta miała rozchylone, a dłonie trzymała na poduszce, tuż przy twarzy. Judyta patrzyła na nią, chcąc zatrzymać ten obraz pod powiekami na dłużej. Zazwyczaj budziła się sama w wielkim łóżku Karoliny, wśród zapachu kawy, szumu wody w czajniku albo tej pod prysznicem. Teraz obie leżały w ciszy. Ciszy i dziwnym chłodzie pokoju na piętrze rezydencji „Amelia".

Wrócił do niej cały wieczór. Musiała zamknąć oczy, gdy poczuła, jak ból uciska nieprzyjemnie skronie. To nie był kac, a przynajmniej nie taki, jaki towarzyszy człowiekowi przy zatruciu alkoholowym. Judyta miała zatrutą duszę. Przeżywała prawdziwego kaca moralnego. Musiała się podnieść, nim obudziłaby Karolinę potępieńczym jękiem podczas przewijania w głowie filmu z urodzin Kaśki. Wydostała nogi spod kołdry i postawiła stopy na chłodnej podłodze. Potem spróbowała podnieść powoli resztę ciała. Właśnie wtedy przypomniała o sobie ręka.

Judyta zacisnęła zęby na języku, czując łzy napływające do oczu. Zabolało tak mocno, że na dosłownie kilka sekund straciła świadomość. Prawa ręka pulsowała bólem w nadgarstku i przy łokciu, gdzie widniał zresztą brzydki siniak. Juda nie pamiętała, czy cierpiała tak wieczorem. Piła wódkę, by zagłuszyć wszystko — teraz żałowała dwa razy bardziej niż powinna. Zaciskając zęby, wstała w końcu, cudem nie budząc Karoliny. Ta drgnęła co prawda niespokojnie, ale zaraz mocniej wtuliła policzek w poduszkę, przesuwając dłoń na prześcieradło — tam, gdzie chwilę wcześniej leżała Juda. Gdyby Karolina się teraz obudziła, oczekiwałaby pewnie tłumaczeń. Judyta musiała najpierw doprowadzić siebie do porządku. Wyjaśnić rzeczy samej sobie.

Wygląd pokoju nie obchodził ją ani w nocy, ani teraz, już za dnia. Szukała tylko drzwi do łazienki i zaraz je znalazła. Było to małe pomieszczenie, w którym śmierdziało detergentami, a papier toaletowy zamiast wisieć przy sedesie, został postawiony na umywalce. Judyta westchnęła cicho, po czym spojrzała w lustro. Jej usta wykrzywił brzydki grymas. Rozmazana i rozczochrana, nie potrafiła ukryć zmęczenia. Ochlapała twarz wodą kilka razy, później starła resztki podkładu papierem. Białym, bez żadnego sztucznego zapachu fiołków, ale na szczęście nie szorstkim. Chwilę później jej skóra przypominała już ten nieszczęsny papier, bladość uwidaczniała zadrapanie biegnące przez policzek. Judyta przepłukała usta wodą z kranu, a potem znów ochlapała nią twarz. Nie czuła się jeszcze gotowa, by wyjść ze swojej kryjówki. Usiadła na sedesie, puste spojrzenie utkwiła w niebieskich kafelkach podłogi.

Popełniła błąd, przyjeżdżając tutaj. Najlepiej wyszłaby na spędzeniu popołudnia z bratankiem proboszcza, nawet jeśli ucierpiałaby na tym jej relacja z Karoliną. Skąd jednak miała wiedzieć, że tak to się skończy? Kaśka zaprosiła i Judytę, i Maćka na swoją imprezę, mimo świadomości katastrofy. Nie była głupia ani naiwna. Nawet wśród tylu ludzi musieli na siebie wpaść — przecież swego czasu mieli niemalże tych samych znajomych. Robiąc pełen obrót widzieliby wokół siebie podobne twarze. Takie były konsekwencje wchodzenia w środowisko, w którym Judyta dorastała.

Nagle uderzyło ją coś, czym nie chciała zostać uderzona akurat teraz. To przecież ona zostawiła jego, podobno zdradziła jego, zraniła jego uczucia. Maćka nie wyrzucono z jakiejkolwiek orbity, nie krążyły o nim plotki, nie musiał uciekać na drugi koniec Polski. Kaśka mogła zapraszać kogo chciała, a przecież na pewno wysłała Maćkowi zaproszenie zanim poznała prawdę o Laurze. Jej intencje były dobre — tak teraz, jak wtedy, kiedy wszystko mu wypaplała w ostatni dzień roku. Judyta wiedziała, że niektórzy uznaliby działania Kaśki za niemal okrutne, aczkolwiek znały się zbyt długo, by ona pomyślała o tym w ten sposób. Miała inną nazwę dla poprzedniego wieczoru: karma.

NadziejoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz