I don't like it

294 29 16
                                    

 Obudził mnie świergot ptaków w niedzielny poranek. Kiedy leniwie zsunąłem się z łóżka, moje stopy napotkały chłód zimnej podłogi. Przeszedł mnie mimowolny dreszcz, ale zignorowałem go. Ruszyłem do łazienki, która znajdowała się zaraz obok, bo moje mieszkanie było tak małe, że nic nie miało w nim swojego miejsca. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze i skrzywiłem się widząc bardzo podkrążone oczy po nieprzespanej nocy. Szybko się ogarnąłem pospieszany przez swój żołądek wołający o jedzenie. Zarzuciłem na siebie rozpinaną bluzę z kapturem, chwyciłem portfel z telefonem i wyszedłem do pobliskiego sklepu. Była to taka moja codzienna rutyna. Dla zabicia czasu jak i jakiejkolwiek aktywności fizycznej co rano wychodzę na śniadaniowe zakupy. Rozważałem już adopcję jakiegoś psa, bo coraz bardziej doskwierała mi samotność. Nie pomagał mi w tym mój zawód. Zostałem psychiatrą. Lubiłem tę pracę, ale czasami też potrzebowałem się komuś wyżalić czy wyspowiadać. Niestety, nie miałem komu. Mieszkałem w cichej, spokojnej okolicy otoczonej parkami. Zawsze jak wychodzę z domu, przyglądam się i przysłuchuję obecnej naturze. Niezmiernie mnie to uspokaja i koi. Udałem się do małego sklepiku nieopodal, prowadzonego przez przemiłą starszą Panią. Chadzam tam głowie ze względu na nią. Ku mojemu zdziwieniu, wpadłem na kogoś w progu. Siła uderzenia sprawiła, że zakupy tej osoby szybko znalazły się na ziemi. Odruchowo schyliłem się by je pozbierać, ale on mnie uprzedził. Ciemne włosy miał upięte w koczka a twarz zakrytą do połowy maską. Dopiero gdy na mnie spojrzał dotarło do mnie, że to od niego dostałem wczoraj autograf.  Serce zabiło mi mocniej.  Nie do pomyślenia, gwiazda rocka w osiedlowym sklepie. Zauważyłem, że pod moją nogą leży jeszcze jedno jabłko.

- Proszę, upadło Ci.- Powiedziałem grzecznie podając mu owoc.

- Nie trzeba.- Zmarszczył brwi, ale ja wrzuciłem mu je do torby z zakupami. Wytrzeszczył oczy i dłońmi w rękawiczkach samymi czubkami palców wyciągnął je z powrotem i delikatnie, jakby miał się czymś zarazić, postawił je na ławce. Patrzyłem na niego niepewnie, jego zachowanie było co najmniej nienormalne. Nie zważając na mnie ruszył wzdłuż chodnika. Podążyłem za nim.

- Nie idź za mną.- Warknął nie odwracając się.

- Pamiętasz mnie?- zapytałem z ekscytacją w głosie.

- Nie, spierdalaj.

- Masz mizofobię?- nie zwracałem uwagi na jego docinki.- Wiesz, że to trzeba leczyć?

- Świetnie, może sam powinieneś się pójść na terapię. Śledzenie ludzi nie jest normalne, więc może łaskawie się odpierdolisz ode mnie.- Mówił twardo wciąż na mnie nie patrząc.

- Niesamowicie wczoraj graliście... Ty grałeś.- Poprawiłem się, ale nie zwrócił na mnie uwagi.- Dlaczego tak bardzo odcinasz się od ludzi?- Próbował zostawić mnie w tyle poprzez przyspieszenie tempa, ale wcale mnie to nie odepchnęło. Szedłem równie szybko. Nagle, bardzo gwałtownie obrócił się i z grożącym palcem przy mojej twarzy zagroził mi niskim głosem.

- Jeszcze chwila i poinformuję ochronę, rozumiesz?- Chyba powinienem się bać, ale to mnie jedynie jeszcze bardziej podniecało. Wyciągnąłem do niego dłoń i chwyciłem jego bark. Chciałem się z nim zapoznać. Czując mój dotyk momentalnie się spiął. Gwałtownie chwycił mój nadgarstek i z taką siłą mnie odepchnął, że zaliczyłem spotkanie z brukiem. Posłał mi niezrównoważone spojrzenie.- Jeszcze, kurwa, raz się do mnie zbliżysz to pożałujesz.-  Powiedział i zniknął za rogiem budynku. Siedziałem jeszcze chwilę na chodniku próbując zrozumieć co się właśnie wydarzyło. Powolnie wstałem, otrzepałem się i wróciłem niemrawo do sklepu. Mocno zamyślony niemalże wpadłem na drzewo. Jako lekarz zajmujący się ludzką psychiką, nie mogłem sobie odpuścić takiego przypadku. Zacząłem wyobrażać sobie jak mogłaby wyglądać jego terapia. Bardzo chciałbym mu pomóc. Zgrywał samowystarczalnego, ale jego mowa ciała krzyczała, o pomoc. Coś musiało się wydarzyć i spowodować takie cięte zachowanie. Zdecydowanie.


SakusaPOV

Szybko zamknąłem za sobą drzwi, torby rzuciłem na podłogę i pomknąłem do łazienki. Prędko zdjąłem rękawiczki wraz z maseczką i wyrzuciłem je do specjalnego kosza do utylizacji. Niemalże ze łzami w oczach zacząłem myć dłonie w umywalce, dokładnie stosując się do zasad. Pierw mydłem, później płynem do dezynfekcji i raz jeszcze mydłem gdyby coś jednak przeżyło. Piana sięgała aż za moje łokcie. By to zmyć musiałem się przenieść pod prysznic. Wychodząc z łazienki jeszcze spryskałem je alkoholem w sprayu i odetchnąłem. Szczypiące uczucie środków higienicznych wchodzących w liczne głębokie ranki na moich dłoniach, przestało mnie ruszać już długi czas temu. Ruszyłem do kuchni by zrobić coś do jedzenia, ale gdy przypomniałem sobie o jego dotyku, natychmiastowo zrobiło mi się niedobrze.  Od razu odechciało mi się jeść. Położyłem się na czarnej skórzanej kanapie i włączyłem telewizor. Głównie by brzęczał podczas używania telefonu. Od czytania oderwał mnie charakterystyczny dźwięk messengera. Wyświetlił mi się dymek czatu Komoriego.

 11:22

Motoya Komori: Ja nie żartuję Kiyoomi. Jeśli się nie ogarniesz, nie będzie dla Ciebie miejsca w show businessie. Możesz mnie zabić, ale w trosce o twoje dobro, zapisałem Cię do lekarza.- Z każdym słowem moja irytacja wzrastała diametralnie.

Sakusa Kiyoomi: Za kogo ty się uważasz, żeby manipulować moim życiem?!- Byłem wkurwiony.

Motoya Komori: Jestem twoim managerem i moim obowiązkiem jest dbać o Ciebie. Poza tym, jako jedyna bliska osoba czuję się zobowiązany  do tego. Nie mogę patrzeć na to jak się zachowujesz. Jeszcze chwila i nikt się nie będzie do Ciebie odzywał. Nie będziesz miał nikogo.

Sakusa Kiyoomi: Skąd wiesz, że do tego nie dążę?- napisałem z ironicznym wydźwiękiem.

Motoya Komori: Zobaczysz, będziesz miał przesrane jeśli się tam nie zjawisz. Zdechniesz w samotności.

Sakusa Kiyoomi: Doskonale.

Odrzuciłem telefon na stolik i zająłem się wcześniej włączonym telewizorem. Po przeglądnięciu wszystkich możliwych, znudzony po prostu  włączyłem netflixa. Moją uwagę przykuł rozbłyskający ekran telefonu, na którego ekranie widniało powiadomienie od Komoriego.

"Jestem pewien, że jeśli góra dowie się jak się zachowujesz, nawet Kita Cię przed nimi nie wybroni i wylecisz na zbity pysk."

Przebiegły szczur, szantażuje mnie. Jednak... Zacząłem rozważać  to co napisał, bo bardzo się starałem o tę posadę i tak naprawdę było to marzenie mojego dzieciństwa. Nie po to wylewałem siódme poty i łamałem paznokcie na strunach by teraz, kiedy już jestem tu gdzie jestem, nagle to wszystko utracić. Może po prostu tam pójdę, odhaczę obecność, będę przebywał w odpowiedniej odległości i za dużo nie będę mówił, jakoś dam radę.- Pomyślałem.


A sky full of stars [SakuAtsu]Where stories live. Discover now