Rozdział I

357 12 3
                                    

- Nie mogę uwierzyć że to już cztery lata - westchnął Jean wbijając widelec w kawałek mięsa leżący na jego talerzu.
- To prawda - przytaknął Armin.
- Cztery lata patrzenia na Twoją końską mordę - syknął przyciszonym głosem Eren.
- Coś Ty powiedział??
- A to, że masz krzywy ryj, tylko tyle - podniósł głos Eren.
- Jak zawsze z kulturą, nawet w dniu świętowania - ucięła przepychanki Mikasa siedząca między nimi.
- Widać ci dwaj zostaną tacy do końca - żachnęła się Sasha sięgając po kolejne dwa parujące kartofle.
- A Ty nie zaczynaj, Ziemniaczana Księżniczko - rzucił w jej stronę Eren i strzelił zawartością swojej łyżki wprost w policzek dziewczyny. Sos rozbryzgł się na jej twarzy, a kawałki mięsa skapnęły z policzka na rękaw swetra.
- Słuchaj no.. - ręka Sashy wystrzeliła przez środek stołu - ale jedzenia to Ty nie marnuj!
Connie złapał się za głowę - zaraz tu będzie burdel, a sprzątanie wspólne.. -

     W tym momencie otworzyły się drzwi wejściowe, a do pomieszczenia wraz z sypiącym śniegiem weszła Hanji. Jej płaszcz cały pokryty był grubą warstwą śniegu. Ostukała o siebie buty i spojrzała na siedzące przy stole towarzystwo.
      Cała grupa zerwała się na równe nogi by zasalutować przybyłej kapitan. Tylko Mikasa, przez przepychanki Sashy i Erena straciła równowagę i upadła do tyłu - wprost na deski podłogi, gdy za Hanji do budynku wszedł kapral Levi.
     Wszyscy zamarli, a przez kilkanaście sekund całą salę ogarniała cisza.
- Brawo, postawa godna żołnierza - rzucił oschle otrzepując płaszcz i ruszył w stronę schodów.
     Hanji odwróciła wzrok z oddalającego się kompana i przeniosła uwagę na grupę.
- Widzę że nie udało mi się zdążyć na ucztę i złożyć oficjalnych gratulacji wszystkim rekrutom. Jednak widzę że kilkoro się Was ostało - spojrzała na twarze obecnych, starając się nie zatrzymywać wzroku na leżącej plecami na ziemi Mikasie - Należą się Wam ogromne brawa, nasze treningi są jednymi z najtrudniejszych do pokonania - zaklaskała dodając pewniej  - dajcie z siebie wszystko, aby stać się jeszcze lepszymi! - Krzyknęła wyrzucając w górę pięść w geście wygranej.
- Tak jest, Pani Kapitan! - zawtórował jej chór głosów.
     Tylko Mikasa nie użyła swojego, rozbita swoją niekomfortową pozycją.
- Cieszcie się Waszym zwycięstwem! - zawołała na odchodne, udając się za kapralem schodami do góry.

     Jeszcze chwila minęła po tym jak postać Hanji zniknęła im z oczu, zanim którekolwiek z nich zdecydowało się poruszyć.
- To było trochę.. dziwne.
- Dziwne? - odpowiedziała echem Mikasa.
- Niekomfortowe - przyznał Jeanowi rację Connie.
- Niekomfortowe?? - powtórzyła zirytowana, próbując dźwignąć się wreszcie z podłogi.
- Przez Wasze zachowanie będę pewnie biegać jutro dodatkowe okrążenia.
- Daj spokój Mikasa, zawsze mógł kazać Ci robić je już dziś.. - Powiedział nerwowo Eren, próbując ją udobruchać.
- Ty już nic nie mów - szepnął do niego spanikowany Jean - pewnie wszyscy będziemy jutro biegać, tak dla zasady.
- Olosieee - zawyła Sasha - jak teraz myślę o bieganiu to robi mi się niedobrze.
- Dziwisz się? Ty w ogóle myślałaś o tym ile zjadłaś? - rzucił Connie.
- A Ty?
- Jaaa.. no nie.
- To korzystaj, takie żarcie nie trafia się często! - zapiszczała, a jej oczy natrafiły na pieczeń, której jeszcze nie próbowała - widzisz to??
- Ja się będę zbierać - wyznała Mikasa, chowając dwie maślane bułki z wędliną i serem do swojego chlebaka.
- No co Ty, Mikasa - zerwał się za nią Eren - zostań z nami jeszcze trochę!
Dziewczyna spojrzała na przyjaciela i westchnęła - jutro rano znów pobudka - spojrzała na zegarek na ścianie - a w sumie to nawet dzisiaj. Ja już teraz nie wiem jak wstaniemy. Zostanie dłużej może równać się ostrą karą.. -
- Na pięknym tle wschodzącego słońca. Mikasa - rzucił szybko Jean - zostań z nami jeszcze chwilę.
- Taktak! - rzuciła się Sasha. Wstając zahaczyła udami o stół, który w wyniku uderzenia zatrząsł naczyniami. Zupa Erena wylała się na rozpiętą bluzę, bluzkę i spodnie Mikasy. Ktoś gwałtownie wciągnął powietrze, między nią a resztą posypały się iskry.

     Czarnowłosa ogarnęła wszystkich zamieszanych piorunującym wzrokiem i znów, tym razem jeszcze bardziej zirytowana poinformowała wszystkich o swoim odejściu. Była w trakcie prowizorycznego czyszczenia ubrań garścią chusteczek, gdy usłyszeli że ktoś znów korzysta ze schodów kilka metrów za nimi.
      Kapitan Hanji, tym razem bez płaszcza patrzyła w ich stronę.
- Macie temperament. Będzie miał kto walczyć z tytanami - powiedziała rozentuzjazmowana, próbując rozładować atmosferę - użyjcie go mądrze, a zobaczycie ekscytujące życie za murami! - pisnęła podchodząc bliżej stołu.
- Właśnie Eren, mądrze - szepnął kąśliwie Jean.
- Ty końska japo.. - odbił piłeczkę Eren szturchając go w ramie.
- Jeszcze pół roku, a ruszycie na ekspedycję poza mury, czyż to nie ekscytujące?? - rzuciła podekscytowana Hanji - Tytani to mordercy, ale i fascynujące stworzenia, kto wie ile uda Wam się odkryć!
- Pół roku?! - krzyknął Eren - myślałem że po zaprzysiężeniu to tylko kwestia tygodni! Żandarmeria od razu dostanie przydzielone stanowiska, i to w samej stolicy! - kontynuował rozżalony Eren.
- Ale toto głośne - usłyszeli z daleka zmęczony głos kaprala. - wiedziałem że Ciebie posłać nawet po samą herbatę to beznadziejny pomysł.
     "Noo łaadnie" rozbrzmiało w głowie Mikasy.
Kapitan Hanji spojrzała zmieszana na towarzysza - a, t-tak, herbata.. -
- Nie kłopotaj się, sam się tym zajmę - odburknął, a jego wzrok przemknął po kadetach zatrzymując się na Mikasie - kolejna porcja gratulacji trafia do Mikasy Ackerman - za nienaganny strój i dbanie o wizerunek całego oddziału. Świetny początek w służbie Zwiadowczej, Gratulacje. - rzucił znikając za drzwiami prowadzącymi do kuchni.
Dziewczyna spojrzała gniewnie na zgromadzonych i nic nie mówiąc ruszyła po swój płaszcz.
- Mikasa! - krzyknął Eren podbiegając do niej - czekaj, idę z Tobą!
- To nie ma znaczenia, idę prosto do łóżka.
- Ale i tak! - odpowiedział wychodząc, zamykając za nimi drzwi.
     Pozostali przyjaciele spojrzeli po sobie, a w tle towarzyszył im akompaniament oddalających się, wydających skrzypiące pod wpływem zetknięcia ze śniegiem odgłosy kroków.

- No i tak.. - westchnęła Hanji, przyglądając się całemu zajściu - to ja już pójdę do ku.. -
- Już zrobiłem, możesz kierować się na górę - rzucił wychodzący z kuchni kapral. Nie zatrzymując się, ani nie spoglądając w stronę zgromadzenia przeszedł przez pomieszczenie - chyba że planujesz tu coś wyrwać.
     Kapitan zmieszana spojrzała w jego stronę - W..wyrw.. co to ma znaczyć, dzieciaku?? - podniosła głos zaskoczona - żebym ja czegoś nie powiedziała! - i ruszyła na górę.

     Przez chwilę było jeszcze słychać stłumione przekrzykiwanie męskiego i damskiego głosu, po czym wszystko ucichło.
- Dom wariatów - rzuciła Sasha.
Pozostali spojrzeli na nią jak na ducha, nie wierząc że to właśnie ona, tak podsumowała dzisiejszy wieczór. Przy niewielkiej wymianie słów gościli się jeszcze chwilę przy stole. Nauczeni życiem w obozie przygotowali sobie jedzenie dla zachomikowania co nieco na później i po szybkim sprzątnięciu stołu, ruszyli wspólnie do noclegowni.

Za światłem [RivaMika] Levi x MikasaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz