18

2.1K 86 1
                                    

Anastasia

Nie wiem ile czasu minęło od momentu porwania, śmiem jednak przypuszczać że długo, dużo za długo. Nie czuję już rąk ani nóg, są tak mocno skrępowane że nie ma w nich krążenia. Jest mi strasznie zimno, czuję jak całe ciepło z mojego ciała ucieka ze mnie. Przestałam się modlić, nie ma dla mnie już nadzieji. Nie ma już szans na szczęśliwy koniec. Co chwilę zasypiam i budzę się. Od wyjścia tamtego mężczyzny nikt do mnie nie zaglądał. Zostawili mnie samą, głodną, spragnioną i zmarznięta. Przecież ich to nie obchodzi, chcą osiągnąć coś moim kosztem, chociaż of razu powinni wiedzieć że jest po za ich zasięgiem, a także moim.

Któryś raz z kolei się obudziłam, tym razem jednak ze snu wyrwało mnie zamieszanie pod drzwiami. Nie słyszę dokładnie kto tam jest, słyszę za to że ktoś się kłóci. Po chwili do pomieszczenia wchodzi ten sam mężczyzna co poprzednio i moja siostra. Mogę umrzeć, naprawdę mogę ale nie chcę już na nią patrzeć. Mężczyzna podchodzi do mnie powoli, w dłoni błyszczy mu nóż. Strach paraliżuje mnie jeszcze bardziej, jestem sztywna bez możliwości ruchu. On jednak nie robi mi krzywdy, odcina sznury które uwierały tak mocno iż powstały rany. Ogląda moje dłonie, a ja nie mam nawet jak wyrwać mu ich z rąk. Dopiero gdy zwraca się do Alessandry wyrywam się z opętania.

- Idź uszykuj apteczkę i przyślij do mnie Lucasa. - nie rusza się, patrzy zabto na mnie nienawistnie, z chęcią mordu bijąca z jej spojrzenia. - Rusz się do cholery! - dopiero krzyk mężczyzny powoduje że wychodzi.

Teraz cała jego uwaga skupia się na mnie, dociera do mnie że to ten sam człowiek który pomagał Alessandrze nas porwać, ten sam który podał jej broń aby strzeliła do mojego Michaela. Zaczynam drzeć, nie wiem czy ze strachu czy z zimna.

- Nie bój się mnie, nie mam zamiaru cię krzywdzić, jak na razie nic ci nie grozi. A patrząc na to jak Valentino przeczesuje z ludźmi wyspę śmiem twierdzić że wyjdziesz z tego cało.

Tylko czy aby na pewno szuka mnie? Nie chcę zadawać tego pytania głośno, są szanse na to że uda nam się przeżyć.

- Szefie, Wzywałeś.

- Tak, uszykuj pokój przesłuchań. - chyba zauważa mój strach odmalowany na mojej twarzy. - Spokojnie, tam jest cieplej i nie ma takiej wilgoci. Wziąłbym cię do jednego z pokoi gościnnych ale twoja siostra mogłaby się tam jakoś dostać. Swoją drogą, czemu nie oddasz jej tego co jej? Byłoby po sprawie.

- Ty tak serio? Nie mam nic jej. Ona chce to co moje. Moją firmę którą sama założyłam i rozwinęłam, moich pieniędzy, mojego statusu. Podstawiła mi Matteo aby się ze mną ożenił, później by mnie zabiła i miała moje pieniądze, tylko nie wiedziała że nie dostali by nic po mojej śmierci. A może chciała ci wmówić że wrobiłam ją w porwanie auta Valentino?

Coś w jego wychudzonej twarzy się zmienia, nie wierzę że naprawdę nakarmiła tego człowieka takimi kłamstwami.

- Cholera, tak właśnie powiedziała.

- Pogrywa z wami jak jej się podoba.

Nic nie odpowiada tylko w ciszy opatruje moje dłonie, piecze jak cholera ale nie powiem mu o tym. Zaciskam mocno zęby i ani drgnę. Niech robi swoje i zostawi mnie samą. W obecnej sytuacji tylko będąc sama czuję jako taki spokój. Nim kończy pojawia się jego pracownik oznajmiając że pokój gotowy.

- Przynieś jakieś koce i poduszki. Przekaż w kuchni też żeby przygotowali coś ciepłego do zjedzenia i picia. Jak będzie gotowe przyniesiesz to pani. - obraca się w moją stronę. - dasz radę iść?

Czy dam? Wątpię, ale i tak będę się starać żeby żaden z nich mnie nie dotykał.

- Dam radę.
Tak jak przypuszczałam mam z tym trudności, nie poddaje się i z ogromnymi problemami ale samodzielnie idę za nim. Mijamy kilka drzwi i w końcu docieramy do małego pomieszczenia. Ściany wyłożone są połyskującymi panelami, podłoga w płytkach, dziwny fotel jakby dentystyczny stoi w rogu pomieszczenia. Zauważam że w drugim rogu tegoż pomieszczenia stoi rozkładane łóżko polowe. Jest tu dużo cieplej i nie ma przede wszystkim tej paskudnej wilgoci. Nawet nie zauważyłam kiedy zostałam sama. Powoli podchodzę do łóżka i ostrożnie na nim siadam. Mięśnie palą mnie żywym ogniem, przez długie siedzenie ze związanymi nogami teraz każdy ruch jest bolesny.
Skulam się na łóżku, nadal jest mi zimno ale nie tak jak w tamtej jamie. Mam nadzieję że niebawem się rozgrzeję. Ostatnie czego teraz mi trzeba to się rozchorować.
Okropny hałas dociera do mnie jak przez mgłę, nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Zanim jednak mam okazję otworzyć oczy moje plecy przeszywa paskudny ból, dźwięk łamanego drewna podopowiada mi że to właśnie na moich plecach zostało złamane. Kule się mocniej i za wszelką cenę chcę chronić brzuch, muszę ochronić moje dziecko. Wściekła Alessandra ponownie mnie uderza, tym jednak razem drewno nie pęka, bo zamiast niego uderza czymś metalowym i nie w plecy a głowę. Robi mi się ciemno przed oczami które chwilę wcześniej udało mi się otworzyć. Czuję jak coś spływa mi po skroni i wzdłuż policzka, ciepła ciecz którą zapewne jest moja krew. Nie ruszam się, nie reaguję. Nawet nie staram się wysłuchać hałasu jaki dobiega za moich pleców. Robi się jakieś zamieszanie, a ja leżę jak sparaliżowana. Ciemność ogarnia mnie coraz bardziej, pochłania mnie i pozbawia nadzieji. Nie czuję już bólu, nie czuję już nic. Ogarnia mnie wszechobecna nicość.

◇◇◇◇

Dobranoc 🙂

Dziewczyna z tatuażem.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz