Chapter forty four

409 17 3
                                    

DENNIS

Wróciłem do domu z nieźle wkurwiony. Nie pamiętam by ktoś kiedykolwiek mi podniósł ciśnienie do tego poziomu jak ojciec Viv z samego rana. No chyba jeszcze mój ojciec tylko.
Ja rozumiem, że mógł mieć jakieś wąty na początku, kiedy sprawa była jeszcze w toku ale teraz? Skąd mogłem wiedzieć, że to się tak potoczy?

Jestem w stanie zrozumieć uprzedzenie do mnie ale to nie daje mu prawa by obrażać mnie i moją mamę, której zawdzięczam prawie wszystko.
Chciałem nawet mu przywalić ale powstrzymała mnie myśl, że wtedy przekreślił bym wszystko co jest między mną a Vivian. Ona nie wybaczyłaby mi tego nigdy.
Uparcie twierdzi, że jego zachowanie wynika z troski o nią, że Ben na początku przechodził przez to samo.

Pozostaje mi spróbować przez to przejść, bo sam osobiście nie daje wiary w rzeczy typu troska ojcowska.
Dla mojego taty bardziej telewizja była jego dzieckiem niż ja z Marie.
Kiedyś jeszcze próbowałem zdobyć jego uwagę, lecz kiedy ojciec wolał opowiadać o oglądalności i nowych programach jakie mają w planach niż cieszyć się razem ze mną z tytułu laureata bardzo trudnej olimpiady z fizyki, odpuściłem sobie. Niedługo później  z resztą ojciec też sobie odpuścił zabawę w rodzinę i nas zostawił.
Żeby odciągnąć myśli od tego co się wydarzyło postanowiłem posprzątać mieszkanie po wczorajszym wieczorze, zwłaszcza sypialnię, która wygląda jak pobojowisko. Na samą myśl, że całkiem niedawno była tu blondynka aż mi się gorąco robiło.

Zachowuję się jak jakiś zakochany szczeniak. Jestem kryminalnym i mam twardo stąpać po ziemi a nie myśleć o niebieskich migdałach. Czy o blondynce i jej ojcu, który ma ochotę mnie deportować na drugi koniec galaktyki za samo oddychanie.
Kiedy w końcu mieszkanie przywróciłem do odpowiedniego stanu pojechałem zrobić zakupy i tak oto minął mi czas do przyjazdu matki. Sprawunki i o dziwo ani jednego telefonu z komendy. Moja policyjna intuicja mówi mi jednak, że to cisza przed burzą. I chyba się nie mylę, bo kiedy bawiłem się komórką czekając na peronie na pociąg, którym ma przyjechać mama pojawił się numer Anthony'ego.

— No co tam szefie?

— Mam sprawę do ciebie.

— Mam wolny weekend przecież. Właśnie czekam na moją matkę na dworcu.

— To nie taka sprawa, spokojnie. Zajmę ci tylko chwilę.

— No to niech szef mówi.

— Dzisiaj rano miałem spotkanie z kadrami oraz władzami akademii.

— Akademii? Co to znowu nowe procedury i seria szkoleń?

O nie, wszystko tylko nie to. Jak zwykle ktoś siedzący pod krawatem wymyśli nowe procedury co do każdej czynności a my potem musimy marnować czas na szkoleniach przez ileś tygodni. Przez ten czas można złapać tylu przestępców, że tym u góry nawet w snach się nie wyśni.

— Nie, równo za miesiąc czyli od września czekają was zmiany w wydziale.

— Jak to zmiany? Ktoś odchodzi?

— Wręcz przeciwnie ale o reszcie dowiecie się we wrześniu. Ja sam wiem nie wiele więcej na ten moment, wszystko jeszcze musi być dopracowane.

— Dobra, lepsze to niż kolejne szkolenia.

— Tez mi się tak wydaje. Więcej czasu ci nie zabieram, widzimy się w poniedziałek o ósmej na komendzie. Pozdrów mamę i odpocznij trochę.

— Tak jest, szefie.

Rozłączyłem się widząc już moja mamę na horyzoncie, która biegnie w moim kierunku ze swoją największa walizką jaką ma z kompletu.

Kiedy tylko znalazła się przy mnie od razu się do mnie przytuliła.

PolicjantWhere stories live. Discover now