17.

700 50 12
                                    

Następne dni były bardzo nerwowe. Chcąc nie chcąc, Piotr znalazł się na pierwszej linii frontu: nie tylko wśród obserwatorów, ale również doradców i pomagierów. O przebiegu poszukiwań informowali go i Sebastian i Alka, każde we własnym zakresie. Wprowadzony we wszystkie szczegóły, nauczyciel nie posiadał się ze zdumienia, widząc jak bardzo Sebastian zaangażował się w poszukiwania Justyny.

Zniknął zblazowany małomiejski Casanova, cieszący się wygodnym życiem lokalny celebryta. Przeobraził się w gończego psa, którego Piotr pamiętał ze studenckich poznańskich czasów oraz z okresu własnej niedoli. Te cechy Piotr cenił w przyjacielu: umiejętność skupienia się na zadaniu, zaangażowania do granic możliwości, przemyślany plan działań, konsekwentna realizacja. Sebastian jakby się zapamiętał na jednym, jedynym celu. Nie liczyło się dla niego nic poza odnalezieniem dziewczyny.
Zaangażowanie przyjaciela zmusiło Piotra do wyjścia z roli obserwatora. Sam zresztą zaoferował realną pomoc w prowadzeniu poszukiwań.

Obaj obeszli niezliczoną ilość miejsc, w których można było spotkać osoby bezdomne: dworce kolejowe i ich okolice, parki, ogródki działkowe, zarośla nad Wisłą i tym podobne. Bywali w noclegowniach, jadłodajniach i łaźniach dla bezdomnych. Rozmawiali ze streetworkerami. A wszystko to w tajemnicy przed opinią publiczną.

Sebastian dostał zgodę posła na rozpoczęcie poszukiwań pod warunkiem, że będą prowadzone w taki właśnie, prywatny sposób. Kowalski z wielką niechęcią myślał o upublicznieniu poszukiwań, włączeniu w to policji i publikatorów.
Obaj przyjaciele irytowali się na myśl o zachowawczości posła. Zdawali sobie sprawę, że z każdym dniem maleje możliwość odnalezienia Justyny. To był ostatni moment, żeby włączyć w poszukiwania aparat policyjny.

Ale Kowalski był tak bardzo skupiony na własnej karierze, na poczuciu przynależności do partii politycznej, że z obawy o rozpowszechnienie plotek był gotów opóźnić rozpoczęcie poszukiwań córki. Ambitny poseł miał duże notowania w partii i mówiło się, że za kilka lat zostanie wystawiony do wyborów prezydenckich. Negatywna kampania informacyjna, przedostanie się do opinii publicznej informacji o tym, że nie potrafi zapanować nad własną córką skutecznie mogło mu zamknąć ma wiele lat drogę do dalszej kariery politycznej. Zirytowany jego postępowaniem Sebastian musiał mu wręcz zagrozić, że wykorzysta swoje wpływy przeciwko niemu. Dopiero wtedy poseł wreszcie zdecydował się powiadomić oficjalnie policję.

Żeby dostosować się do wymogów Kowalskiego, dziennikarz wymyślił projekt umiejętnego wprowadzenia tematu do mediów. Nakreślił ramy kampanii informacyjnej odnośnie problemu znikania dzieci, w tym porwań, wypadków, nastoletnich ucieczek z domu, tzw. "gigantów".

Zaczął od swojego radia i gazety. Podawał statystyki, prowadził wywiady z ekspertami, pisał artykuły i rozmawiał z ludźmi, których ten temat dotyczył. Za zgodą Piotra wykorzystał w tym celu wywiady z niektórymi pensjonariuszkami azylu.
Dość szybko jego zmasowana aktywność została dostrzeżona przez inne, większe media. Giganci informacyjni docenili rzutkość i kreatywność młodego dziennikarza i podchwytując temat, najczęściej powoływali się na jego materiały.

"Poza tym bezpieczniej było cytować i przedrukować materiał przygotowany przez kogoś innego - myślał cynicznie Piotr - kiedy sprawa dotyczy córki prawdopodobnie przyszłego prezydenta a niedawno dostało się po nosie i po kieszeni".

Po kilku tygodniach Justyna się znalazła. Piotr był razem z przyjacielem, gdy ten odebrał telefon od zaprzyjaźnionego streetworkera. Poznali go niedawno, gdy chłopak odezwał się do Sebastiana z informacją, że chyba trafił na trop zaginionej Justyny. Po tej rozmowie wstąpiła w nich kolejna dawka nadziei na odnalezienie dziewczyny.

Teraz Piotr obserwował reakcję przyjaciela. Wyglądało to na przełom w poszukiwaniach.

- Milewicz, słucham? - przedstawił się krótko Sebastian. A potem zesztywniał, rzucił spojrzenie Piotrowi i słuchał z uwagą rozmówcy. Piotr obserwując z boku widział jak zachowanie przyjaciela zmienia się w trakcie rozmowy. Słuchał więc z zaciekawieniem rozmowy Sebastiana.

- Taak? ... Tak.. Gdzie ona jest? Czy to możliwe? - słuchał przez chwilę, następnie je go głos złagodniał. Nadal wyczuwało się w nim napięcie, ale również czułość i delikatność:

- Witaj, Iza..... tak, to ja... Szukam jej.... Podam Ci adres.... To ten hostel. Tak, będę tam czekał..... Tak, nie martw się... Obiecuję..... Do popołudnia. Będę czekał! - zakończył rozmowę i jeszcze przez chwilę wpatrywał się z napięciem w wyświetlacz, a potem uśmiechnął się szeroko, po chłopięcemu, z ulgą:

- Znalazła się. Ten streetworker, z którym rozmawiałem parę dni temu, znalazł tę drugą dziewczynę. Właśnie z nią rozmawiałem. Obiecała przyprowadzić Justynę do azylu.

***

Patrzyli z Alką z wysokości półpiętra, jak zdenerwowany Sebastian wydeptywał ścieżki w podłodze holu:

- Trzeba będzie załatać dziury w podłodze, jeśli dziewczyny się spóźnią - zażartował cicho Piotr. Alka uśmiechnęła się. Im też się udzieliło napięcie Sebastiana. Wreszcie drzwi wejściowe się uchyliły i weszła Justyna Kowalska. Piotr widział, jak uśmiechnęła się na widok czekającego blondyna i jak ten natychmiast zamknął ją w ramionach i zaczął jej coś szeptać.

Piotr widział też coś więcej - drugą dziewczynę, młodszą i drobniejszą, która wsunęła się nieśmiało za Justyną. Popatrzyła przez chwilę na akcję powitania i tak samo cicho wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Znał ją z opowieści Sebastiana. Wiedział, że to ona zaopiekowała się bezdomną Justyną. Wybiegł za nią, ale zdążyła już odejść kilkadziesiąt metrów:

- Iza, zaczekaj! - zawołał. Dziewczyna przestraszona obejrzała się a następnie zaczęła uciekać. Bez problemu ją dogonił i złapał za rękę. Szarpnęła się. Widział, jak na jej poznaczonej łzami twarzy rodzi się strach i desperacja. Wyglądała jak przerażone zwierzątko:

- Puszczaj! - próbowała go kopnąć i wyszarpnąć rękę. - Obiecaliście, że będę mogła odejść! Ratu.....

Puścił ją i odsunął się. Opuścił ręce wzdłuż ciała i pokazał jej wnętrze otwartych dłoni:

- Cicho, uspokój się. Nie zrobię ci nic złego - zaczął łagodnie. - Chciałem tylko porozmawiać.

Powoli się uspokajała, ale nadal patrzyła na niego nieufnie. Też się odsunęła o krok:

- Czego chcesz? - zapytała zadziornie.

- Powiedzieć ci, że jesteś bohaterką. Że jesteś niesamowicie dzielna i odważna.

- No i...? - zapytała wyzywająco. Ale za chwilę dodała - Nie jestem dzielna. Ale nie mogłam inaczej. Justyna nie nadaje się na gigant......

- A ty? - popatrzył na nią najłagodniej i najbardziej współczująco, jak umiał. Skurczyła się pod jego wzrokiem, ale ciągnęła:

- Ja jestem silna. Muszę być silna. Jeszcze przez dwa lata - objęła się rękami, jakby zrobiło jej się zimno.

- Nie musisz. Zostań z nami - wskazał ręką kierunek do hostelu. - Będziesz bezpieczna.

Pokręciła głową - Nie mogę. Umowa była taka, że będę mogła odejść. I że nikt nie będzie mnie śledził.

- Nie będzie. Masz moje słowo. Ale weź proszę to - wyciągnął z kieszeni wizytówkę i podał jej. Nieufnie podeszła do niego i ostrożnie wzięła kartonik. Obejrzała. Z drugiej strony, przewidująco, wcześniej napisał kilka słów.

- Pomyślę. A teraz muszę iść - ale zanim odeszła, popatrzyła na niego prosząco:

- Opiekujcie się Justyną. Zasługuje na to. - odwróciła się na pięcie i odeszła.

"A ty? Nie zasługujesz na opiekę?" - myślał Piotr, patrząc ze smutkiem na odchodzącą dziewczynę.

Miłość na krawędzi. W małym miasteczku i nie tylko / ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now