o tym, dlaczego hinata nie może oglądać filmów z kageyamą.

357 38 29
                                    

    — Przecież w-właśnie... tego słodkiego zajączka, p-przejechała ciężarówka...! — rudzielec załknął gorzko, rumiane od płaczu policzki ocierając trzęsącymi się nadgarstkami.
    Tobio westchnął przeciągle, wywróciwszy oczyma. Założył ręce na piersi.
    — No. I czego beczysz? Przecież to, film dokumentalny. — W pomieszczeniu zapanowała cisza jak makiem zasiał, w czasie gdy podkrążone oczy rudego zgreda, niczym pocisk zaczęły wwiercać się w twarz tej, jakże perfidnej, samolubnej kurwy.
    Już nigdy więcej nie przyjdzie na noc do Kageyamy.
    — Nie mógłbyś wybrać nam czegoś b-bardziej... lekkiego?

    Niebieskooki wstał, pochwycił za pilota, po czym wyłączył telewizor. Cisza zapiszczała w uszach ich obu.
    — Sam wybrałeś tę komedię, głupku. I nie.  Bardzo lubię patrzeć na kilkusekundowe urywki, jak ciężarówki taranują bezbronne króliczki. — rozgrywający przerwał milczenie sarkazmem, wymijając szeroki narożnik. Stanął w futrynie salonu, obracając głowę w kierunku rudowłosej cholery, ledwo zipiącej ze złości. — Chodź. Trzeba ogarnąć kolację. —informując o tym, zniknął w głębi przedsionka.
    Hinata ożywił się, zupełnie zapominając o swoim rozpaczaniu i lamentach, które urządził przed chwilą.
    — To był zajączek! — odpowiedział groźnie, aczkolwiek w radosnych podskokach podążył za czarnowłosym chłopakiem, ekscytując się, jak może wyglądać serce  jego domostwa.
Tak się składa, iż to rudzielec sam nalegał na spotkanie u niego. Hinata, jako prawowicie ukoronowany, chłopak Kageyamy - od ledwo miesiąca co prawda, aczkolwiek Shoyou wysoce poważnie traktował owe stanowisko - zmagał się z niepohamowaną ciekawością. 
  Dociekliwość, to cecha dominująca w gamie jego zalet, jak i wad jednocześnie.

    Miał ku temu dobre alibi, ponieważ obaj borykali się z nauką i mimo, że głupi głupiego za nic czegokolwiek nauczy, Hinata i Kageyama łudzili się, że siła chęci wzajemnej pomocy zrobi dla nich wyjątek. Szczególnie, że jedne drugiemu najchętniej łeb by urwało i organy sprzedałoby na czarnym rynku.
    Tudzież, rudzielec zawitał w królestwie samolubnego Króla. Ich samoedukowanie jednak, opierało się na rzucaniu między sobą wiązanek soczystych przekleństw. I to nie tylko tych Tobio, kierowanych na Hinatę. Rudy potrafił rzucać kurwami, gdy na mapie Europy, Kageyama mylił Grenlandię z Meksykiem.
    Z racji ów właśnie, chłopcy zdecydowali pooglądać filmy, czego nigdy wspólnie nie robili. Lada moment, zastał ich wieczór. Podczas przerabiania bodajże, trzeciej produkcji, Hinata zaczął marudzić, już tak gdzieś od połowy, iż kiszki mu marsza grają.

    — Lubisz kakao? Jak tak, to fajnie. Jak nie, to musisz polubić. — Kageyama zacisnął dłoń na garnku do mleka, który swoją drogą, był już delikatnie nadużyty od notorycznego gotowania ulubionego napoju chłopaka.
    Hinata nie do końca usłyszał, ponieważ zajęty był obserwowaniem stojącej na blacie mikrofalówki.
    Dziecięce umysły bywają dziwne, aczkolwiek chłopak pomyślał, że dałby jej na imię Dorota.

    — Jesteś bezduszny, Kageyama. — stwierdził, dalej wplątany w temat swoich myśli. Patrzył pusto na jeden punkt, drapiąc co chwilę palcami dolną część podbródka. — Jak mogło nie być ci szkoda tego zwierzątka? Jakbym ja, lub ktoś z drużyny, rzuciłby się pod ciężarówkę, pewnie nawet byś nie zareagował!

    Kageyama zastanowił się razem z Shoyou, mieszając mleko w naczyniu, nieco wolniejszymi ruchami niż przedtem.
    — Jakbyś się rzucił pod ciężarówkę, to skoczyłbym za tobą. — Wzruszył ramionami, nastpęnie przelał ostrożnie kakao do tęgich, białych kubków. Spojrzał wymownie na dosyć zwieszonego rudzielca, po czym przysunął mu napój, pod sam nos. — Nie oparz się. Gorące.

    I zaczął grzebać w lodówce.

    Hinata widocznie ucichł, ze swoimi filozoficznymi pytaniami.

——————

    — Śpisz?
  
    Słowa te, o porze kwadrans do pierwszej w nocy, nie mogły wypaść z ust innych niż tych należących do Hinaty Shoyou.
    Wychylił pyzatą mordkę zza materaca, goszcząc niebieskookiego swoim ciekawskim spojrzeniem z góry. Gdyby nie wlepiał ślepi w Kageyamę, ten udawałby, że śpi. Nie wyszło.

    — Tak. Daj mi spokój.

    — Dlaczego nie śpimy razem? — zamarudził cicho, podpierając się łokciami o kant łóżka. Wepchnął palce w policzki, lecz gdy tylko Tobio rozchylił usta, by coś powiedzieć, Hinata odparł pretensjonalnie: — Wcale się nie wiercę!
    Westchnienie opuściło usta czarnowłosego. Niechętnie posunął się na bok, kątem oka spoglądając na rudzielca, z nadzieją, że rozumie jego chęci zajebania go za to, jak bardzo jest głośno.
    Shoyou ochoczo położył się. Leżał grzecznie, co nieco zdziwiło Kageyamę. Ich spojrzenia utkwione były w oblanym ciemnością suficie.
   — Naprawdę skoczyłbyś za mną? Jednak mnie kochasz? — uśmiechnął się pod nosem. Choć, bądźmy szczerzy, konus często wątpił w ten fakt.
    Rozgrywający skrzywił się, mierząc ścianę surowym spojrzeniem. Przytulił jednak do siebie rudowłosą krewetkę, wciskając nos w gąszcz miedzianych włosów.
    — Może. — mruknął ospale, gładząc dłońmi ramiona chłopaka obok, lecz ten, zamiast się uspokoić, zaczął mrugać oczami jak dziecko z poważnym przypadkiem adhd.

    — Tobioo...
    — Jeżeli chodzi o króliczki, to nic ci nie powiem.
    — Zajączki, Kageyama!
    — Króliczki!

    I między pierwszakami z Karasuno, zapanowała nielada, bitwa na poduszki.

    Cóż.

    Ów zwierzęciem w filmie, tak naprawdę był kot. Ale lepiej im o tym nie mówić.

HARE INCIDENT | kagehina one shotTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon