1

1.7K 23 4
                                    

Warszawa

Kobieta stała przy grobie trzydziestoletniego mężczyzny. Przyglądała się zdjęciu na pomniku. Mimo, że od jego śmierci minęło dwa lata i ułożyła sobie życie na nowo, to w dalszym ciągu jej go brakowało. Po chwili podszedł do niej czterdziestopięcioletni facet z półtoraroczną dziewczynką na rękach. Postawił ją na ziemi, a blondynkę przytulił. Łzy zaczęły płynąć po jej policzkach. Doskonale pamiętała tamten dzień, kiedy przyszedł do niej znajomy policjant. Czekała wtedy na swojego partnera. Miała mu powiedzieć, że jest w ciąży. Była taka szczęśliwa. Funkcjonariusz jednak nie miał dobrych wiadomości. Wciąż miała w głowie jego słowa "On nie żyje. Zginął w wypadku samochodowym". Cały świat jej się wtedy zawalił. Straciła najważniejszą osobę w jej życiu. Jeden z najpiękniejszych dni okazał się najgorszym. Przed oczami wciąż miała rozwalony samochód, a potem ciało w kostnicy.
- Wiesz, że zawsze chciał mieć córkę? - odezwała się w końcu, patrząc na dziewczynkę, która próbowała wdrapać się na ławkę. - Szkoda, że się nie doczekał, a Nadia będzie znała go tylko ze zdjęć.
- Na pewno byłby super ojcem - odparł mężczyzna.
- Ale ty też nie jesteś złym, Pader - Chyłka spojrzała w oczy mężczyzny.
- Ale to on powinien wychowywać małą, a nie ja.
- Widocznie tak musiało być. Owszem brakuje mi go i to bardzo, ale trzeba żyć dalej.
Joanna wzięła córkę na ręce i przytuliła ją mocno do siebie. Prokurator objął kobietę w pasie i ruszyli w stronę parkingu.
Pół godziny później znaleźli się pod Skylight.
- Jesteś pewien, że sobie poradzisz? - zapytała Joanna, spoglądając na śpiącą w foteliku córkę.
- Czemu miałbym sobie nie poradzić? Nie zostaję z nią pierwszy raz sam.
- No wiem, ale nigdy tak na dłużej.
Joanna pierwszy raz zostawiała córkę z Olgierdem na cały dzień. Nadią zawsze zajmowała się opiekunka, jednak tego dnia kobiecie wypadło coś bardzo ważnego. Olgierd od razu zaproponował, że to on zajmie się dziewczynką. Z początku Joanna protestowała, ale w końcu uległa.
- Idź już lepiej, bo się spóźnisz - ponaglił prawniczkę prokurator.
- To pa.
Joanna wysiadła z samochodu. Spojrzała jeszcze przez szybę na Nadię, po czym skierowała się w stronę windy. Wjechała na dwudzieste pierwsze piętro wieżowca i pokierowała się do swojego gabinetu. Pierwsze co, to zapaliła papierosa. Zaciągnęła się głęboko, rozkoszując się smakiem nikotyny w ustach. Nie paliła od poprzedniego dnia. W domu powstrzymywała się od tego, jednak w pracy potrafiła wypalić nie raz całą paczkę. Do tego to właśnie w kancelarii się relaksowała, po nieprzespanych nocach. Chwilę spokoju przerwał jej Artur Żelazny.
- To, że jesteś wyżej ode mnie, nie znaczy, że nie obowiązuje cię granica godziny dwunastej - odezwała się, gasząc papierosa w stojącej na biurku popielniczce.
Zarzuciła nogi na biurko i zlustrowała szefa wzrokiem. Czekała, aż Żelazny opuści jej świątynię. On jednak nie miał zamiaru. Podszedł do stojącego przy oknie kojca wypełnionego zabawkami, który Joanna wstawiła zaraz po powrocie z urlopu macierzyńskiego. Zdarzało się, że nie miała z kim zostawić Nadii i w naprawdę kryzysowych sytuacjach zabierała ją ze sobą do kancelarii.
- Mówiłem, żebyś to sprzątnęła. To nie jest miejsce na takie rzeczy.
- Nie jest to też miejsce dla tak miękkiego fiutka jak ty, a nadal tu jesteś i nikt nic nie mówi - wzruszyła ramionami.
- Mniejsza o to. Trzeba bronić komendanta straży granicznej w Ustrzykach Górnych i to nasza kancelaria ma się tym zając. Jest oskarżony o zabójstwo jednego ze strażników oraz powiązania z lokalną mafią- podszedł do biurka Joanny i się nad nią nachylił.
- No to weź tą sprawę - odparła, odpalając kolejnego papierosa.
- Chcą ciebie, Chyłka.
- A ja mówiłam, że nie biorę spraw poza Warszawą - wypuściła dym prosto w twarz mężczyzny.
- Bierzesz swoją aplikantkę i jedziecie w Bieszczady - oznajmił tak, jakby podjął już decyzję.
- Chyba zapomniałeś o jednej rzeczy. Trochę się zmieniło w moim życiu i mam półtoraroczną córkę, której ojciec nie żyje - wycedziła przez zęby.
- Jest Paderborn.
- On ma swoją pracę. Poza tym może i nie jestem najlepszą matką, ale nie zostawię dziecka na nie wiadomo ile i nie pojadę sobie w Bieszczady. W ogóle, o czym my rozmawiamy? Wracając z macierzyńskiego zastrzegłam to sobie, że nie wyjeżdżam poza Warszawę.
- A podpisaliśmy cokolwiek? - Artur uśmiechnął się jak głupi.
Chyłka zaczęła żałować, że nie zrobiła aneksu do umowy.
- To, że jesteś matką, nie zwalnia cię z obowiązków służbowych. Zawsze Dębska może ci posłużyć za nianię. Zarezerwowałem już wam hotel w Przemyślu. Gdybyś chciała zabrać Nadię, to o niej też pomyślałem. Rezerwacje macie od czwartku - powiedział. - Za godzinę będziesz mieć wszystkie dokumenty.
Żelazny opuścił pomieszczenie.
- Kurwa - zaklęła Chyłka, gdy była już sama.
Strąciła wszystkie papiery leżące na biurku. To mogła być głośna sprawa, a takie lubiła i trochę jej takich brakowało. Jednak dziecko wszystko weryfikowało. Było dla niej najważniejsze. Była wściekła, że Żelazny podjął decyzję za nią. Owszem, w dalszym ciągu nie pałali do siebie sympatią, ale mógłby okazać minimum zrozumienia. Joanna nie pojmowała, co nim kierowało.
Nie mogąc znaleźć sobie miejsca, udała się do Kormaka. Chudzielec siedział przy biurku i po raz kolejny czytał "Drogę" McCarthy' ego. Na ekranie monitora wyświetlone były jakieś znaki, które nic Chyłce nie mówiły.
- Co jest? - zapytał, nie odrywając wzroku od książki.
- Nie masz czegoś na Żelaznego? - odparła i opadła na szezlong, który stał w pomieszczeniu.
- Czym tym razem cię wkurwił?
- Chce mnie wysłać w Bieszczady.
- Wysyła cię na wakacje, a ty się wkurwiasz?
- Chciałabym. Mam jechać bronić komendanta straży granicznej z Ustrzyk Górnych - westchnęła i schowała twarz w dłonie.
- Jeśli chcesz go czymś szantażować, to muszę cię rozczarować, bo nic nie mam na niego niestety. Śledzę wszystko na bieżąco.
- Przecież byłam ostatnio grzeczna, niczym mu nie podpadłam. O co mu może chodzić? Jeszcze mam zabrać tą całą Dębską ze sobą - przewróciła oczami.
Nina Dębska od niedawna pracowała w kancelarii Żelazny & McVay. Była młodą aplikantką, która trafiła pod skrzydła Chyłki. Kobiety darzyły się czystą nienawiścią. Nina robiła wszystko, żeby udowodnić, że mimo małego doświadczenia, jest lepsza od swojej patronki. Nie wychodziła nigdy na tym najlepiej, ale się nie poddawała. Była typową karierowiczką, która zrobi wszystko, żeby się wybić.
- No i co zamierzasz?
- Nie wiem, ale pewnie Żelazny teraz urabia młodą. Mogę się założyć, że jak tylko wyjdę stąd, to będzie już stała pod moim gabinetem i zacznie się wypytywać, kiedy jedziemy, czym jedziemy i tak dalej.
Joanna się nie pomyliła. Gdy tylko opuściła jaskinię mccarthyńską, ujrzała aplikantkę, czekającą dokładnie w miejscu, o którym wspomniała chudzielcowi.
- Ja pierdolę - westchnęła i zerknęła na zegarek.
Nie było jeszcze nawet jedenastej.
- Ile razy mam powtarzać, że masz mi nie zawracać dupy przed południem? - zapytała.
- Mnie jakoś mało to obchodzi - odpowiedziała lekceważącym tonem.
- To niech zacznie, bo w innym wypadku średnio widzę twoją aplikację - powiedziała Chyłka, otwierając drzwi.
Nina chciała wejść razem z nią, ale starsza prawniczka zagrodziła jej wejście.
- Czego nie zrozumiałaś? - zapytała zirytowana już Joanna.
- Chciałam pogadać o naszej sprawie - zaczęła.
- Po pierwsze, nie naszej. Po drugie, nie powiedziałem nawet, że biorę tą sprawę. A po trzecie i najważniejsze, to spierdalaj i nie pokazuj mi się przed południem! - odparła stanowczo.
Chyłka zamknęła Dębskiej drzwi przed nosem. Dla pewności jeszcze przekręciła klucz. Zaczęła zbierać dokumenty, które zrzuciła ze swojego biurka. Potem usiadła przy nim i wzięła do ręki telefon. Uruchomiła Face Time i wybrała z kontaktów Olgierda. Odebrał od razu. Na twarz Chyłki wkradł się uśmiech.
Pader siedział na podłodze, a we włosach miał wpięte spinki. Nadia stała za nim z grzebieniem w ręku.
- Świetnie sobie radzimy - odparł Pader.
- No właśnie widzę - Joanna nie mogła powstrzymać śmiechu.
Widok był dość niecodzienny, ale ulżyło jej, że bawią się tak dobrze.
- Będzie z niej świetna fryzjerka - oznajmił.
- Przecież to będzie najlepsza adwokat w mieście - powiedziała.
- A nie prokurator? - zapytał.
Joanna się zaśmiała. Często tak sobie żartowali z rodziców, którzy na siłę próbowali uszczęśliwić swoje dzieci i wysyłali je na medycynę albo prawo. Tak naprawdę było jej wszystko jedno, kim będzie Nadia jak dorośnie. Liczyło się dla niej, żeby jej córeczka była szczęśliwa.
- O której będziesz w domu?
- Nie wiem, jeszcze mnie Artur wkur...
- Chyłka - upomniał ją Olgierd.
- Zdenerwował - poprawiła się.
- Co wymyślił?
- A daj spokój... Pogadamy, jak wrócę do domu. A wy wracajcie do zabawy. Pa - zaczęła machać do kamery.
Olgierd z Nadią odwzajemnili gest.
Kiedy połączenie zostało zakończone, zaczęła się zastanawiać, co ma zrobić. Oczywiste było, że weźmie tę sprawę. Nie wiedziała jednak, co zrobi z Nadią. Magdalena razem ze swoją córką mieszkały od jakiegoś czasu w Austrii, więc odpadała. Niani nie chciała ze sobą zabierać, ponieważ kobieta też miała swoje życie. Pader pracował. Została jej tylko jedna opcja. Ta, której chciała najbardziej uniknąć. Uruchomiła aplikację z kontaktami. Przeciągnęła palcem na sam dół. Długo zastanawiała się, czy wybrać numer. Nacisnęła w końcu zieloną słuchawkę. Zamknęła oczy i czekała aż osoba, do której dzwoni, się odezwie.
- A co to się stało, że do mnie dzwonisz? - usłyszała w słuchawce.
- Nie chciałabyś jechać w Bieszczady?
- W Bieszczady? - zdziwiła się jej rozmówczyni.
- Tak, dobrze usłyszałaś, mamo. W Bieszczady.
- Domyślam się, że to nie będzie towarzyski wyjazd córki z matką.
- No nie - przyznała Joanna. - Potrzebuję, żeby pojechał ze mną ktoś, kto będzie mógł się zająć Nadią, gdy ja będę wykonywała swoje obowiązki służbowe.
- Nie możesz jej po prostu ze mną zostawić tu, na miejscu?
- Gdybym chciała ją zostawić w Warszawie, to bym zostawiła ją z Paderem. Całkiem nieźle sobie radzi - na jej buzię wkradł się uśmiech, gdy przypomniała sobie Olgierda ze spinkami we włosach. - Ale nie wyobrażam sobie rozłąki z Nadią - powiedziała, sięgając do szuflady po paczkę papierosów.
Tego dnia to był już jej trzeci.
- Dobra, nie tłumacz się już, Asiu. Wiesz, że pojadę z tobą. Może dobrze nam zrobi...
- Skończ i nie brnij w to tylko.
Chyłka doskonale wiedziała, co jej mamie chodzi po głowie. Zuzanna chciała teraz zgrywać matkę i babcię roku.
- To kiedy jedziemy? - zapytała.
- Pojutrze z rana - oznajmiła. - Jeszcze dzisiaj wieczorem napiszę ci co i jak.
- Naprawdę się cieszę na nasz wspólny wyjazd.
Joanna przewróciła oczami i się rozłączyła.
Ulżyło jej, kiedy miała już ten problem z głowy. Teraz musiała się uporać z wkurwiającą aplikantką. Kiedy wypaliła papierosa, udała się do noryobory. Stanęła za Dębską i ją obserwowała. Na ekranie laptopa, zamiast lexa, albo chociaż poczty mailowej, otwarty był portal randkowy. Nina była pochłonięta pisaniem z kimś.
- Stan wyłączający świadome albo swobodne podjęcie decyzji i wyrażenie woli? - zapytała w końcu prawniczka.
Nina szybko zamknęła urządzenie i odwróciła się w stronę Joanny.
- Kontrolujesz mnie?
- Przez przypadek zobaczyłam - Chyłka wzruszyła ramionami.
Z reguły nie obchodziło jej prywatne życie aplikantów, ale ta dziewczyna działała jej na nerwy, więc szukała byle jakiego powodu, żeby móc gnębić młodszą koleżankę.
- Taaa, jasne. Ciekawe, co ty robisz, jak jesteś sama w gabinecie? Bo na pewno nie siedzisz w lexie albo w prowadzonych sprawach.
- Wiesz, jaka jest różnica między mną a tobą? - Joanna odsunęła laptopa i usiadła na biurku młodej kobiety - Że ja już dawno mam aplikację za sobą, prowadziłam wiele głośnych spraw, które nota bene wygrywałam, a ty jesteś jak na razie zwykłą aplikantką, na której miejsce są ustawieni studenci w kilometrowej kolejce, więc jak będziesz randkować, to możesz zapomnieć o wygraniu jakiejkolwiek sprawy albo i nawet zrobieniu aplikacji. A no i najważniejsze
Nie jesteś Joanną Chyłką.
- Skończyłaś już? To teraz ja coś powiem - zaczęła Nina, ale nie było dane jej dokończyć, bo z końca korytarza kobiety usłyszały swoje nazwiska.
Był to głos Żelaznego. Joanna trochę żałowała, że szef przerwał im tę wymianę zdań, bo miała ochotę jeszcze pocisnąć Dębską na forum. Kobiety bez słowa udały się do gabinetu Artura, w którym czekał również drugi imienny partner kancelarii, czyli Harry McVay. Chyłce ulżyło, widząc przyjazną twarz.
- Harry, co ty tu robisz? - zapytała, przytulając się z nim na powitanie.
- A wpadłem przejazdem - odparł, ignorując całkowicie obecność Artura i Niny. - Będziecie z Olgierdem w domu wieczorem?
- Oczywiście, wpadaj.
- Ehem - odchrząknął Artur.
Młodej aplikantce również nie podobała się taka prywata. Uznała jednak, że skomentuje to później, żeby nie podpadać teraz szefostwu.
- Wiem, że dawno się nie widzieliście, ale nadrobicie to później. Przejdźmy może do meritum, dlaczego się tutaj spotkaliśmy.
- Masz rację, załatwmy to szybko, bo przerwaliście nam ciekawą dyskusję - Joanna popatrzyła na Ninę, która przestępowała z nogi na nogę.
- Czytałaś już dokumentację, którą przesłałem ci na maila?
- Jeszcze nie - przyznała Chyłka.
- Mniejsza o to. Sobiecki to świetny komendant. Nie wierzę, żeby był zdolny do tego, o co go oskarżają. Znam go. Dlatego masz zrobić wszystko, żeby go wybronić.
- To skoro tak bardzo wierzysz w jego niewinność, to czemu sam go nie będziesz bronił?
- Mam ku temu swoje powody.
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby go obronić - wtrąciła Nina.
- No i taka postawa mi się podoba - odpowiedział Żelazny, posyłając uśmiech aplikantce.
Harry zobaczył, że Joanna jest na granicy wytrzymałości. Złapał ją za rękę, aby czasem nie doszło do rękoczynów. Zamknęła oczy i szybko policzyła do dziesięciu.
- Jak jesteś taka pewna, to może sama poprowadź tę sprawę - zaproponowała Joanna.
Miała świadomość, że jest to niemożliwe, dlatego próbowała podpuścić dziewczynę.
- Naprawdę mogę? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Ty jesteś głupia, czy głupia? Oczywiście, że nie możesz.
- Aśka... - Harry posłał jej błagalny wzrok, aby odpuściła dziewczynie.
Artur tego nie skomentował.
- No, jeszcze coś? - prawniczce kończyła się cierpliwość.
- Jak już mówiłem, rezerwację macie od czwartku. Hotel nazywa się Gloria i znajduje się w Przemyślu. Jedziesz sama, Chyłka? - zwrócił się do kobiety imienny partner.
- Zabieram ze sobą Nadię i matkę - odpowiedziała.
- No i kogo jeszcze? Może weź ze sobą tego swojego prokuratora.
- Uwierz mi, że wolałabym jechać z nim niż ciągnąć tam moją matkę.
- Artur, dlaczego my ją zatrudniliśmy? - McVay wskazał na szczupłą brunetkę, która stała z założonymi rękoma.
Z reguły był spokojnym człowiekiem, ale Nina nawet jego zaczynała irytować i zaczynał rozumieć swoją protegowaną. Joanna miała swoją teorię, że młoda pewnie wskoczyła mu do łóżka, ale trzymała to na czarną godzinę.
- Szefie, ale z dzieckiem, na wyjazd służbowy? No to już chyba lekka przesada.
- Jak będziesz miała taki staż jak Chyłka, będziesz miała ten sam tytuł na drzwiach, co ona i zostaniesz matką, to wtedy będziemy mogli gadać - odezwał się Brytyjczyk, za nim cokolwiek zdążył powiedzieć Żelazny.
- Daj spokój Harry, jak ona nawet nie zda egzaminu - Joanna uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Dość! - Artur uniósł głos. - Takimi obiekcjami wymieniajcie się poza moim gabinetem. Mnie interesuje tylko wygrana sprawa. Jasne?
- Jasne - odpowiedziała Joanna.
- Jasne? - Żelazny powtórzył pytanie, kierując je do Dębskiej.
- Tak.
Kobiety opuściły gabinet szefa. Każda z nich poszła w swoją stronę. Chyłka miała ochotę wyrzucić swoją podwładną na zbity pysk. Owszem, ona będąc aplikantką też nie była święta, ale znała granice, których nie przekraczała, w odróżnieniu od Niny.
Joanna weszła do swojego gabinetu, trzaskając głośno drzwiami. Opadła na krzesełko. Tym razem jednak zamiast sięgnąć po papierosa, wzięła do ręki ramkę, stojącą na jej biurku. Przyjrzała się uśmiechniętemu mężczyźnie. Oddałaby wiele, żeby powrócić do czasów, kiedy to Zordon był jej aplikantem. Czasem wkurwiający, ale miał coś w sobie, co sprawiało, że czuła się przy nim dobrze. Doskonale pamiętała dzień, w którym Oryński rozpoczął karierę w Żelazny & McVay. Palił pod Skylight davidoffa, a potem zawrócił jej dupę przed południem. Uroniła kilka łez, ale po chwili przywołała się do porządku.
Odstawiła ramkę na miejsce i wzięła się za dokumentację Sobieckiego, którą dostała od Żelaznego na maila. Analizowanie wszystkiego trochę jej zajęło.
Do domu wróciła dopiero chwilę przed dziewiętnastą. W przedpokoju przywitała ją Nadia z nową zabawką. Wzięła córkę na ręce i ją ucałowała.
- A od kogo masz takiego pieska? - zapytała, wchodząc do salonu.
Nadia pokazała palcem na Harry' ego, tuląc się zawstydzona do Joanny.
- Hej - przywitała się z mężczyznami, którzy siedzieli przy stole i pili herbatę.
Pader się podniósł i ucałował Chyłkę. McVay przyglądał się swoim znajomym.
- No powiedz to - odezwała się Joanna, wiedząc, co jej szefowi ciśnie się na usta.
- Mogę? - upewnił się.
- Bo się rozmyślę.
- Uroczo razem wyglądacie - powiedział.
Joanna przewróciła oczami i postawiła córkę na podłodze. Usiadła przy stole i napiła się herbaty Paderborna. Skrzywiła się i sięgnęła po cukiernicę.
- Nie rozumiem, jak można pić gorzką herbatę.
Nasypała sobie trzy czubate łyżeczki cukru. Olgierd udał się do kuchni, żeby przygotować sobie drugą herbatę. Wrócił po trzech minutach.
- Harry już mi zdążył powiedzieć o twoich wakacjach - usiadł obok Joanny.
- A daj spokój - westchnęła, kładąc głowę na stole.
Najchętniej zwyzywałaby Artura i Ninę, jednak powstrzymywała ją obecność Nadii.
- Oj tam, spędzisz trochę czasu z mamą - odparł Harry.
Joanna uniosła głowę i posłała mu zabójcze spojrzenie.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę - w jej głosie było słychać ironię.
- A może wam na dobre to wyjdzie?
- Akurat. Z tego wyjazdu nie będzie nic dobrego - powiedziała. - Dobra, mniejsza o to. Jakoś sobie poradzę. Mów, co u ciebie Harry.
- Nic nowego.
- Ale z jakiegoś powodu przyjechałeś do Warszawy. Nie wierzę, że jesteś tu ot tak.
- A no nie - odpowiedział i wyciągnął z marynarki kwadratową kopertę.
Położył ją na stole. Joanna zmarszczyła brwi.
- Co to? - zapytała podejrzliwie.
- Otwórz, to zobaczysz - odparł z dumą w głosie.
Chyłka sięgnęła po kopertę i ją otworzyła. Wyciągnęła zawartość i zaczęła czytać. Kiedy skończyła, podniosła wzrok na Harry' ego. Trwała chwilę w osłupieniu. Olgierd zabrał kartę i zaczął czytać.
- Harry McVay i Jolanta Flis mają zaszczyt zaprosić Joannę Chyłkę oraz Olgierda Paderborna na uroczystość zaślubin, które odbędą się w Urzędzie Stanu Cywilnego w Krakowie, przy ulicy Lubelskiej 29. Po oficjalnej uroczystości zapraszamy na obiad do Restauracji Wierzynek, znajdującej się na Rynku Głównym, na Starym Mieście. Harry i Jola.
- Gratulacje - powiedziała Joanna.
Nigdy nie przypuszczała, że jej mentor jeszcze kiedykolwiek się ożeni. Była miło zaskoczona.
- Mama, pać - do Chyłki podeszła Nadia.
Przetarła oczy i oparła się o jej nogę. Widać było po niej zmęczenie.
- Dobra, ja się będę zbierał - Harry wstał od stołu.
Chyłka wzięła na ręce córkę. Cała trójka odprowadziła gościa do drzwi.
- Dzięki za zaproszenie - Joanna się uśmiechnęła.
- Będziemy szczęśliwi, jeśli się zjawicie. A, zapomniałem o najważniejszym. Będzie mi miło, jeśli będziesz naszą świadkową, Chyłka.
- No cóż, nie odmówię.
- To się cieszę. Dobrej nocy.
- Dobrej nocy.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, Joanna poszła przygotować Nadię do spania. Obie zasnęły na łóżku w sypialni. Olgierdowi nie zostało nic innego, jak położyć się w salonie, żeby nie budzić dwóch osób, które od kilku miesięcy były najważniejsze w jego życiu.

Chyłka & Zordon || Inne ŻycieWhere stories live. Discover now