Rozdział 5 - Bratnie dusze

240 13 99
                                    

Około południa, Ginny dobiegł uporczywy dźwięk dzwonka, budząc ją ze snu. Wykorzystując to, że nie miała akurat treningu, a powrót do domu po godzinie czwartej nie należał do najwcześniejszych, chciała spać przynajmniej do czternastej, ale ktoś postanowił zburzyć jej plany. Zbyt zaspana, by zastanawiać się, kto to mógł być, wywlokła się z łóżka w piżamie, całkowicie rozczochrana, by w drzwiach zobaczyć uśmiechniętą Molly z ciastem.

— Zwariowałaś? Spałaś o tej godzinie? — spytała, wchodząc do środka. Ginny zamknęła za nią drzwi, intensywnie ziewając. — Tylko nie mów, że znowu byłaś na jakiejś imprezie...

— Byłam, mamo, ale spokojnie. Nawet nic nie piłam. Trochę się tam zagadałam i dlatego tak wyszło. Wykorzystałam to, że nie mam dziś treningu.

Molly zmrużyła oczy, ale nie drążyła tematu. Zajęła się krojeniem ciasta, a następnie wstawiła mleko na gaz, zamierzając wyręczyć córkę w przygotowaniu śniadania. Ginny w międzyczasie poszła nieco się ogarnąć i ubrać. Gdy wróciła, wszystko stało już gotowe, więc nie czekając zabrała się za jedzenie. Zauważyła, że Molly, skrępowana, wlepiła wzrok w blat.

— Co jest? — spytała Ginny.

— Co miałoby być? Jedz, bo ci wystygnie.

— Mamo. Mów o co chodzi.

Kobieta w końcu pękła.

— Zaprosiłam do ciebie Hermionę na nocowanie — oznajmiła.

— Nie sądzisz, że gdybym chciała się z nią spotykać, to zrobiłabym to sama?

— Ostatnio żaliła mi się, że macie słabą więź — mówiła, próbując wywołać w córce litość. — Chciałaby być dla ciebie jak siostra a nie ma takiej możliwości. Co ci szkodzi?

— Nie bardzo mam ochotę słuchać całą noc o tym, jak strasznie jest oburzona ignorancją Rona, bo nie wiedział, jaki jest główny składnik jakiegoś prastarego eliksiru. Jakby to w ogóle kogokolwiek obchodziło...

— Ginny, nie bądź niemiła — upomniała ją.

— Może nie jest tak wkurzająca jak Flegma, ale to nie znaczy, że ją ubóstwiam i chciałabym robić za jej najlepszą przyjaciółkę. Ta dziewczyna działa mi na nerwy. Ty się nie wkurzasz, jak słyszysz ten pretensjonalny, przemądrzały ton?

— Nie. Uważam, że Ron nie mógł trafić lepiej.

— No patrząc na jego standardy, to faktycznie.

— Ginny!

Widząc karcące spojrzenie matki, postanowiła nieco pohamować krnąbrność. Westchnęła.

— Kiedy miałaby przyjść? — spytała, smętnie dłubiąc łyżką w płatkach.

— Jutro wieczorem. Nie masz o tej porze treningów, więc nawet nie próbuj się wykręcać.

Ginny spojrzała na kalendarz. Był czwartek. A skoro po czwartku następował piątek...

— Nie mogę — powiedziała.

— Co masz wtedy do roboty? Kolejną imprezę?

— Nie, nie imprezę. Po prostu już jestem z kimś umówiona.

— To przełóż to na wcześniej.

— Rzecz w tym, że nie mogę. Naprawdę nie mogę.

— I kto jest taki ważny, żebyś wystawiała dla niego szwagierkę? — spytała z niezadowoleniem, krzyżując ręce na piersi. — Poza tym, naprawdę musisz siedzieć z tym kimś tak długo, że nie wrócisz na noc?

Magią i Krwią Pisane - Draco Malfoy i Ginny WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz