-XXVII-

1.3K 45 0
                                    

Rozdział z perspektywy Elizabeth

Proszę się odsunąć-stanowczy głos oddziałowej rozbrzmiewał na szpitalnym korytarzu. Odbijał się od ścian i niósł echem po salach. Dźwięk żelaznych kółek robił duży hałas, zagłuszał rozmowy i odgłosy maszyn.
Dwie pielegniarki tamowały krwawienie przytrzymując rany panny Liz. Jej twarz była blada a usta sine. Wyglądała jak trup.
Moje dłonie zdobiła mocno czerwona, zakrzepła krew a twarz była cała mokra od potu. Dotrzymywałam kroku pielęgniarkom i jednej z lekarek chcąc zrozumieć cokolwiek z ich medycznego bełkotu. Ta sytuacja do końca życia zostanie w mojej pamięci.
Tego dnia pan Berg dał mi wolne. Wcześniej wymienialiśmy maile co do moich dni pracy oraz opieki i dotrzymaniu towarzystwa pannie Liz. Mimo że ten dzień mogłam spędzić w domu z moją małą córeczką i mamą, stwierdziłam że odwiedzę młodą dziewczynę i sprawdzę co i jak.
Jeszcze przed przyjazdem na miejsce, zrobiłam zakupy. Kupiłam świeże mięsko i warzywa. Chciałam żeby przez chwilę poczuła się jak w domu i spożyła pełnowartościową zupę która na pewno sprawi że od razu humor będzie lepszy. Gdybym tylko wcześniej zareagowała, nic by się nie stało.
Było ok. 11 kiedy otworzyłam zamek dębowych drzwi swoim kluczem i wpisałam kod. Udałam się do kuchni zostawiając na blacie sporządzone zakupy i włączyłam ekspres do kawy. Po nieprzespanej nocy potrzebowałam dawki kofeiny. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, panny Liz nigdzie nie było. Podczas moich ostatnich wizyt wychodziła do mnie gdy usłyszała trzask zamka. Nigdy nie krzyczałam (dzień dobry) przekraczając próg domu, czy nie chodziłam po pokojach by sprawdzić co robi. Pracuję tu a nie mieszkam, nie mam prawa szwendać się po apartamencie pana Berga, a tym bardziej interesować się życiem jego gości. Dostałam takie polecenie i muszę go wypełniać. Stwierdziłam że zaczekam na nią. Było jeszcze wcześnie więc mogła spać, brać prysznic, czy po prostu wyszła pobiegać. Pan Berg mówił że interesuje się sportem.
Stwierdziłam że zajmę się przygotowywaniem obiadu. Oczyściłam mięso i umyłam warzywa. Kawa również się już zaparzyła, krojąc marchewki popijałam ją łyk za łykiem. Z każdą kolejną minutą cisza panującą w apartamencie zaczęła mnie coraz bardziej niepokoić. Minęły dwie godziny od mojego przyjazdu a młoda dziewczyna nie pojawiała się. Mimo wyraźnego nakazu pana Berga postanowiłam rozejrzeć się po mieszkaniu. Apartament był dwupoziomowy więc zajrzenie do każdego pomieszczenia, a wierzcie mi, było ich wiele, było nie lada wyzwaniem. Mieszkanie kryło wiele tajemnic. Dodatkowe pokoje niezauważalne dla zwykłego gościa, o których ja, przynajmniej o części, wiedziałam. Drugi poziom apartamentu był rzadziej używany przez pana Berga, swoje biuro i główną sypialnię miał na dole więc zwykle poruszał się na jej obszarze. Drogą dedukcji stwierdziłam że jeżeli panna Liz jest w mieszkaniu, to na pierwszym poziomie. W tamtym momencie moja intuicja nie zawiodła mnie.
Pewnym krokiem udałam się do sypialni pana Berga. Pościel na łóżku była niezłożona, tosty na półce zimne tak jak kawa. Podejrzane że dziewczyna zostawiła wszystko w takim nieładzie. Była bardzo porządna, nie chciała żebym po niej sprzątała, gotowała dla niej. Tak jak mowiła- Pani Elu, nie mam serca tak Pani wykorzystywać. Nie jestem niepełnosprawna i mogę zrobić to sama. Zawsze mnie to rozczulało, że taka dziewczyna ma tyle szacunku do zwykłej sprzątaczki, zawsze poprawiała mi humor.
Już miałam opuszczać sypialnię i rozejrzeć się po reszcie mieszkania kiedy moją uwagę przykuły uchylone drzwi łazienki. Coś, jakaś siła, powiedziała mi że muszę tam zajrzeć. Złapałam za zimną gałkę i pchnęłam drzwi. To co zobaczyłam odebrało mi głos a łzy napłynęły mi do oczu. Panna Liz leżała w wannie, jej ręce ociekały krwią, piżama była cała brudna. Krok od wanny leżał scyzoryk, ten sam którym zwykle obierałam ziemniaki.
Ruszyłam w stronę olbrzymiej wanny krzycząc imie młodej dziewczyny. Nie ruszała się, nie mogłam wyczuć pulsu na jej szyi. Złapałam ją za ramiona i mimo mojego małego wzrostu i wątłej sylwetki zaczęłam trząść z całej siły. Panna Liz to taka dobra dziewczyna, co się wydarzyło że chciała odebrać sobie życie, CO?
Wstałam z kolan i pobiegłam do kuchni. Złapałam torebkę i trzęsącymi rękoma wyjęłam telefon z bocznej kieszeni. Zeszklone oczy rozmazywały mi pole widzenia. Wystukałam numer alarmowy i wracając do łazienki oczekiwałam na połączenie z Centrum Powiadamiania Ratunkowego.
Po chwili odezwał się spokojny głos. Młody mężczyzna przedstawił się i spytał co się stało.

-Błagam ratunku, ona... ona leży zakrwawiona, ratujcie ją!-mój głos cały drżał, w głowie miałam milion myśli. Nie umiałam złożyć zdania.
-Spokojnie, proszę mi opisać zdarzenie-mężczyzna nie tracił zimnej krwi. Niewzruszony mówił co mam robić.
-Ja, ja tu pracuje i ona... długo się nie zjawiała... i... i teraz leży w wannie, jest cała we krwi.
Mężczyzna spytał o dokładny adres, i moje dane, polecił mi także zacisnąć rany na nadgarstkach by panna Liz dalej się nie wykrwawiała. Puls był lekko wyczuwalny. Polecił mi nie odchodzić od poszkodowanej i obiecał że pogotowie zjawi się najszybciej jak się da.
Nie kłamał. Po około pięciu minutach w drzwiach pojawiło się dwóch rosłych mężczyzn. Ich akcja była błyskawiczna. Zapakowali dziewczynę na nosze i rozwiali moje obawy co do lekko wyczuwalnego pulsu, dziewczyna żyła. W tym momecie na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, kamień spadł z serca.
-Zabieramy ją, pani pojedzie z nami- głos ratownika medycznego był ostry i męski.

Przejazd do szpitala trwał dla mnie wieki. Przez całą podróż byłam wpatrzona w twarz młodej dziewczyny i zastanawiałam się co jej przyszło do głowy by targnąć się na swoje życie.
-Czy ona z tego wyjdzie?-spytałam zachrypniętym głosem.
-Nie mogę nic pani powiedzieć, straciła dużo krwi.
To zdanie tkwiło w mojej głowie póki drzwi karetki się nie otworzyły.
Zaczyna się walka o życie.

Cześć Kochani!❤ Łapcie kolejny rozdział. Jeżeli podoba Ci się moje opowiadanie zostaw ⭐ lub komentarz. Możesz mnie także zaobserwować by być na bieżąco.
Miłego czytania! Dbajcie o siebie❤

Jeśli tylko chceszWhere stories live. Discover now