rozdział pierwszy

23 2 0
                                    

-sophie-

Wiatr roztrzepywał moje włosy na wszystkie strony. Był chłodny, ale bardzo przyjemny. Wdychając go czułem jak mój umysł się oczyszcza. Właśnie dzisiaj tego potrzebowałem, potrzebowałem chwili wytchnienia. Mój koń galopował szybko, zostawiłem moich towarzyszy daleko w tyle. Chciałem mieć więcej czasu na spędzenie w miejscu, do którego się już zbliżałem. Musiałem tylko pokonać Mur Maria, a następnie Dystrykt Shiganshina by dotrzeć tam, gdzie straciłem moją całą nadzieję.

Wreszcie minąłem bramę, a mym oczom ukazał się widok zapierający dech w piersi. Łąka pełna niebieskich kwiatów. Na ich widok poczułem ukłucie w sercu. Dlaczego ta piękna sceneria musi nieść za sobą tyle bólu?

Delikatnie skręciłem w prawo. Moim ostatecznym celem było spore drzewo rosnące na skraju kwiecistej łąki. W końcu zatrzymałem mojego konia, a następnie z niego zszedłem. Usiadłem obok drewnianego krzyża, który wbity był w ziemię pod koroną drzewa. W milczeniu spojrzałem w bezchmurne niebo, po którym co jakiś czas przelatywały świergotające ptaki. Blask słońca padał na ich kolorowe pióra, przez co wyglądały jakby zostały posypane brokatem.

-Piękny dzień - powiedziałem i wzrok przeniosłem na drewniany krzyż.

Starałem się powstrzymywać łzy, ale wspomnienia wypełniły moją głowę. Postanowiłem z tym nie walczyć i dać ponieść się emocjom. Zamknąłem szkliste oczy i położyłem się na ziemi.

-Chcę Cię ponownie zobaczyć...

***

rok 844, Mur Maria 

LEVI POV

Dzisiaj pierwszy raz ujrzałem nocne niebo. Na pierwszy rzut oka niczym nie różniło się od sufitu w podziemiach, było tak samo ciemne i ponure. Jednak im dłużej się mu przyglądałem, zacząłem dostrzegać różnice. Prawdziwe niebo, w przeciwieństwie do "podziemnego nieba", poruszało się. A dokładnie poruszały się po nim chmury, które po chwili odsłoniły księżyc. Jego blask zaparł mi dech w piersi. Ten widok naprawdę był piękny i chociaż przyglądałem się mu z obojętnością na twarzy, w środku się uśmiechałem czując spokój oraz długo wyczekiwany odpoczynek. Chciałem nacieszyć się tym spokojem, gdyż jutro moje życie miało zostać postawione na szali. Nie tylko życie moje, ale również Farlana oraz Isabel. Nie chciałem ich narażać, ale ta dwójka zdecydowanie jest zbyt uparta i czasem po prostu nie mam siły by z nimi negocjować.

Spojrzałem na nich, gdyż siedzieli po mojej lewej stronie. Ich twarze skierowane były ku górze, a oczy błyszczały przyglądając się nocnemu niebu. Był to tak beztroski widok, że poczułem dziwne ciepło w sercu, a prawy kącik moich ust delikatnie się uniósł. Isabel i Farlan byli dla mnie jak rodzina. 

Postanowiłem, że jutro sam wszystkim się zajmę. Sam zabiję Erwina i zdobędę ten ważny dokument, bez narażania tej dwójki, a poźniej będziemy mogli wieść spokojne życie na powierzchni dzięki obywatelstwu.

Wszystko się uda. Musi się udać.

***

Na głównej ulicy miasta, zaraz przed bramą, Korpus Zwiadowczy siedząc na koniach ustawił się w długim rzędzie w trójki. Na samym czele znajdował się Erwin wraz z dwoma innymi żołnierzami, których w ogóle nie kojarzyłem. To był mój błąd, ponieważ nie znając ich umiejętności, nie wiedziałem jak bardzo mogą utrudnić mi moją misję. Na szczęście w nocy wymyśliłem kilka scenariuszy jak mogę się za to zabrać.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 07, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

❛dedicate your heart❜ ❧ LEVIWhere stories live. Discover now