Dziewczyna o zgrabnych dłoniach

12 4 1
                                    

Delikatnie stąpałem po chrupiących liściach, moja Julia wciąż nie wykazywała ani krzty zainteresowania mną - w zasadzie potencjalnym porywaczem lub zabójcą.
Szklarnia nie znajdowała się w żadnym centrum i jeżeli chciałbym ją skrzywdzić zdecydowanie nikt nie usłyszałby jej krzyków i wołania i pomoc.

- Myślisz, że nie widziałam jak patrzyłeś na mnie zza tamtych krzaków? - dosyć ironiczne pytanie zważając na to, że z jej perspektywy mogło to tak wyglądać.
Pozytywem tego pytania, które wręcz przyparło mnie do muru jest to, że w końcu postanowiła coś powiedzieć, a ja mogłem usłyszeć jej głos. Nie był podobny do księżniczek, ale dla mnie brzmiał jak głos prawdziwego anioła.
Nie zamierzałem odpowiedzieć, bo w sumie po co?
W ciszy przechadzałem się po szklarni co kilka sekund spoglądając na nią. Nie czułem żeby ona jakkolwiek odwzajemniła moje zainteresowanie.
- Zamierzasz grać ze mną w jakieś podchody? - dosyć śmiała ta dziewczyna, może nawet zbyt śmiała.
Oparłem się o jedną ze stabilniejszych ścian pustostanu i ze spokojem na twarzy - a przynajmniej wydawało mi się, że tak jest - w dalszym ciągu ją obserwowałem.
Jej wzrok dalej wodził po niebie, a mój był skierowany tylko na nią.
W dłoniach trzymała fioletowego irysa, ale to nie on zwrócił szczególnie moją uwagę, ponieważ na nią bardziej zasługiwały jej zgrabne palce i wystające żyły - choć na codzień nie jestem ich fanem to ich połączenie z tak onieśmielającym obliczem sprawia, że mógłbym się zakochać.
- Jak mogę na ciebie mówić? - postanowiłem się odezwać bo niedługo z jej pytań dałoby się ułożyć przyjemny monolog.
- Może najpierw zaprosiłbyś mnie na kawę, a potem przejdziemy do konkretów? - intrygująca sprawa, bo od kiedy, żeby poznać czyjeś imię trzeba najpierw kupić mu filiżankę kawy? W tej chwili przystałbym chyba na wszystko, ale czy na prawdę dziewczyną, którą zobaczyłem kilka godzin temu w opuszczonej szklarni jest dla mnie aż tak istotna?

Tak

- W takim razie nie mam innej opcji. - rzuciłem pół sarkazmem, pół poważnie.
Irys - pozwólmy, że tak ją będę nazywać - ze swoją wyraźnie wrodzoną gracją w końcu łaskawie postanowiła na mnie spojrzeć, prosto w oczy. Muszę przyznać, że pod słońce jej twarz wydawała się delikatniejsza, śliczniejsza - teraz widzę na niej wszystkie niedoskonałości. Wiele dziurek po trądziku i bliznę nad brwią. Jednak nie pozwoliłem sobie na chwile zwątpienia, mimo tego dalej wydawała się inna, bardziej wyjątkowa niż inne dziewczyny, które mijam na ulicy.
- Znam ładną kawiarnie, jest całkiem niedaleko - powiedziała delikatnie podnosząc się z miejsca w którym usiadła gdy zobaczyła jak wychodzę zza krzaków. Otrzepała się i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Zapraszam, niech Pani prowadzi. - pozwoliłem sobie na odrobinę uszczypliwości w jej stronę, ponieważ jakby nie patrzeć - na razie to ona wykazywała się większą bezczelnością.
Delikatnie prześlizgnęła się obok mnie nie pozwalając sobie na chociażby muśnięcie mnie. Wyszła przez i tak już rozpadające się drzwi i wręcz zmusiła mnie do wybiegnięcia za nią.

Czy to właśnie tutaj rozpoczęła się nasza przygoda?

Twoje dłonie > three shotWhere stories live. Discover now