Rozdział 14

3.3K 231 2
                                    

To już przedostatni rozdział 🥰 Został tylko 15 i epilog ❤️
____________________

- Nie wyjdziesz teraz, Deborah - siedziałam na kanapie w salonie, rzucając co chwilę tęskne spojrzenia w kierunku drzwi i modląc się w duchu o to, by nie udławić się własnym sercem. Nogi podwinęłam pod siebie i otuliłam się kocem, który przed chwilą podał mi James.

Zaatakowałam go.

Boże, jaka ja byłam popieprzona.

- Trzymaj, gorące kakao zawsze poprawia humor - podał mi kubek, który złapałam z wdzięcznością, unikające jego uważnego spojrzenia. Zajął miejsce obok mnie na kanapie i rozłożył ramiona. - Chodź do mnie, elfie.

- Przepraszam - jęknęłam po raz kolejny żałośnie. Wyglądałam pewnie strasznie i jeszcze gorzej się czułam.

Jak ja miałam mu po tym spojrzeć w twarz?

- Chodź do mnie, Deb - poprosił kolejny raz, na co westchnęłam. - Chcę cię przytulić.

Dlaczego nie mógł mnie wyrzucić ze swojego domu?! To byłoby dużo prostsze!

- James, ja... - otworzyłam usta, ale nie wiedziałam, co mogłabym innego powiedzieć niż przepraszam. Łzy znowu pojawiły mi się w oczach, gdy jęknęłam żałośnie.

- Chodź - teraz sam się do mnie przysunął, obejmując moje ciało ramionami.

Zacisnęłam boleśnie zęby z frustracji, nie chcąc go prosić, aby zareagował w jakiś normalny sposób. Krzyk, złość, obrzydzenie - na takie emocje byłam gotowa, ale na to, że mnie będzie po prostu przytulał już nie.

- Dlaczego nie jesteś zły? - jęknęłam, próbując powstrzymać się przed kolejny napadem płaczu. Już wystarczającą ilość łez dzisiaj wypłakałam.

Cholerne święta.

- Nie mam prawa być zły na ciebie za własną głupotę - mruknął w moje włosy. Dopiero teraz uniosłam na niego swoje spojrzenie, patrząc na niego z niezrozumieniem. On miał pretensje do siebie? O co? - Tylko głupi by się nie domyślił, że twój były mąż zrobił ci to jakiś ostrym narzędziem podczas jakiejś kłótni, a pewnie był to nóż. A ja jak ostatni idiota zacząłem mieć do ciebie pretensje i wymachiwać właśnie nożem.

- Nie mogłeś wiedzieć - oparł swoje czoło o moje, dłoń przesuwając na policzek, przez co od razu się w nią wtuliłam. Zamruczał zadowolony.

- Domyśliłem się tego, Deborah. Tylko w kuchni zacząłem się martwić tym, że cię stracę i to spowodowało jakieś... nie wiem. Zaćmienie zdrowego rozsądku chyba - skrzywił się.

Bolało mnie serce, gdy mówił takie rzeczy. Byłam przerażona tym, że ja też miałabym go stracić, ale nie umiałam mu na tyle zaufać by tutaj zostać. W ogóle nie istniała taka opcja! Znałam go parę dni i to była tylko ta mistyczna magia świąt, zauroczenie, a nie coś, co mogło dać mi stabilizację i szczęście przez dłuższy okres czasu!

- Wiesz, że nie umiem dać ci tego, co byś chciał - posłałam mu słaby uśmiech. - Jestem zepsuta. Frank mnie zniszczył i zawsze będzie coś, czego się przestraszę. Dzisiaj zrobiłam ci krzywdę, ale koniec końców uznałbyś, że mnie nie chcesz. A ja nie chcę się rozczarować.

- Zdajesz sobie sprawę, że czasami w życiu trzeba zaryzykować? - uniósł jedną brew, kawałek się odsuwając. Skinęłam powoli głową i wzięłam łyk kakao, aby uniknąć odpowiedzi. Może rzeczywiście poprawi mi humor. - Nikt nie jest bez skaz. Okej, zaatakowałaś mnie dzisiaj i mogłem cię wyrzucić z domu, tylko po co? Broniłaś się nie przede mną, tylko przed tamtym damskim bokserem.

Policyjna gwiazdka (Horsetown #1) - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz