Za oknem widziała jedynie pustynię śniegu i grafitową linię lasu. Ani powyżej, ani poniżej tej linii nie było nic, co mogłoby przykuć wzrok. Tylko kilka starych drzewek owocowych mąciło widok czarnymi gałązkami.
Panna Josephine Caulfield siedziała oparta o blat swojego sekretarzyka. Ułożyła głowę na rękach i obserwowała taniec białego puchu.
Jonas znów nie zdążył przyciąć wiśni, pomyślała. Każdego roku obiecuje, że się tym zajmie, a tymczasem drzewa wyglądają jak strachy na wróble. Nawet ptaki przestały podjadać ich owoce.
Po okropnej nocnej wichurze nie było już śladu. Jedynie gruba warstwa śniegu i wysokie zaspy na polu dawały świadectwo minionej śnieżycy. Białe płatki padały prawie pionowo. Wiatr... Szalał całą noc, a teraz ucichł, jakby obudził się z bólem głowy.
Josephine lubiła wiatr – zawsze psotny, nieuchwytny i wolny. Miała czasem wrażenie, że odzwierciedlał jej nastroje. A może to ona odzwierciedlała nastroje wiatru? Przecież Nancy, jej ukochana niania, nieraz nazywała ją niemożliwą.
– To, że wiatr szaleje na dworze, nie oznacza, że ty możesz szaleć w domu! – wykrzykiwała. – Josephine, zejdź z tego szezlonga, cała się spocisz. Co ja powiem twojej matce?
Droga Nancy! Wszystko stało się tak szybko. Kiedy umarła matka, ojciec odesłał Josephine do swojej siostry w Suffolk Coastal.
– Nie potrzebujesz już niańki – grzmiał podczas ich ostatniej rozmowy. – Ponieważ Margareth nie żyje, Nancy będzie prowadzić mi dom, dopóki znowu się nie ożenię.
Josephine to przemilczała, rozpacz za bardzo piekła ją w oczy. Poza tym, mimo że miała już piętnaście lat, nadal bała się ojca.
– Wrócisz tu, kiedy znajdę ci męża – powiedział i wyszedł z salonu.
Postanowiono, że panna Caulfield opuści dom zaraz po pogrzebie. Tak miało być lepiej dla niej i dla rodziny.
Dla jakiej rodziny? zastanawiała się Josephine. Kiedy jej starszy brat, Vincent, zginął w pijackiej bójce, a matka zmarła na płonicę, Josephine została z ojcem sama.
Harper Cedric Caulfield był posiadaczem dworu w parafii Stourmouth w Dover. Ożenił się późno z panną niewiele młodszą od niego. Uważał jednak, że zrobił dobrą partię.
Dlaczego mama nie wyszła za mąż wcześniej?
Josephine pogrążyła się we wspomnieniach z dzieciństwa.
– Nancy, chcę mieć młodszą siostrę. Nie mam się z kim bawić – narzekała dziewczynka, krążąc po pokoju. – Czemu nie mogę mieć siostry? – Niesamowicie się nudziła. Nancy już dłużej nie chciała bawić się w gry słowne, a do szydełkowania mała straciła cierpliwość kilka godzin temu.
Niania przybrała poważny wyraz twarzy.
– Kochana Josephine, w życiu każdej kobiety przychodzi czas, w którym Bóg już nie pozwala jej mieć więcej dzieci.
Oczy dziewczynki wyglądały teraz jak dwa ślicznie oprawione spodki. Wyobraziła sobie wielkiego starszego pana z siwą brodą – tak przecież wyglądał Bóg, sama widziała na kościelnych malowidłach – który staje przed jej matką i mówi grzmiącym głosem: „Margareth Caulfield, nie pozwalam ci mieć więcej dzieci!".
– Ale dlaczego? – zapytała z rosnącą ciekawością i usadowiła się obok swojej opiekunki na zdobionej sofie.
– Kochanie, a wyobrażasz sobie co by było, gdyby kobieta w wieku twojej ciotki musiała wychowywać, dajmy na to, dziesięcioletniego, rozbrykanego chłopca?
![](https://img.wattpad.com/cover/279504164-288-k8a0d59.jpg)