Szkolna wycieczka

128 15 3
                                    

 Anna Górska to interesująca się historią szesnastolatka. Nie można o niej powiedzieć, że nie wyróżnia się z tłumu. Na przekór modzie i monokultur ubiera się jakby pochodziła z ubiegłego wieku. Nie miała nigdy wielu przyjaciół i nie uważała, żeby byli jej potrzebni. Wystarczyła jej koleżanka Kasia, która choć bardziej wpisywała się w kanon współczesnej nastolatki, nie była specjalnie lubiana w szkole. Może ludzie zazdrościli jej bogatego ojca? W każdym razie znalazła sobie obrońcę jej uciśnionej osoby w postaci Anki i choć nawzajem się irytowały, dogadywały się jak było trzeba.

 Dziś dziewczęta brały udział w klasowej wycieczce do muzeum w starym pałacu. Choć zapowiadało się na raczej monotonny dzień, żadna z nich nie mogła się spodziewać co wydarzy się w pałacu.

-Preparat na komary? Woda? -zawołała Kaśka do Ani z drugiego końca autobusu.

-Taaaaaaak! Jest! Wszystko mam, wariatko -ostatnie słowo dziewczyna dodała ciszej. Wyskoczyła z pojazdu i stanęła obok koleżanki. Katarzyna ciągle nawijała coś o pozapominanych ciuchach i tak dalej. Zachowywała się jak matka Ani przed wycieczką w góry. Potem wyjęła lusterko i wydała z siebie jęk rozpaczy.

-Jak mogłam zapomnieć o brwiach?! Głupia ja, przecież stałam przed wyjazdem z jakąś godzinę przed lustrem!

-Przestań, przecież fortepianom i obrazom nie będą przeszkadzać twoje jaśniejsze brwi -Ania pokręciła głową.

-Ale jak ja będę wyglądać na relacjach? Aneczko kochanie, pamiętaj, że nie wszyscy przyjechali tu ze względu na zabytkowy pałacyk!

-Cóż, nie wiem czy wiesz, ale po to jest ta wycieczka...

-A tam... Większość na nią pojechała, tylko po to, żeby nie kisić się w szkolnej ławce i ty dobrze o tym wiesz!

 Dziewczyna westchnęła i ruszyła razem zresztą klasy za nauczycielami. Nie mogła pojąć, dlaczego ktoś nie chciałby jechać na wycieczkę do muzeum w pałacu. Historia takich miejsc często jest bardzo ciekawa. Losy budynków i ich mieszkańców na przestrzeni wieków to inspirujący temat.

 Po zwiedzeniu pałacyku uczniowie ustawili się w chaotycznej kolejce, aby wpisać się do księgi pamiątkowej. Kasia też wmieszała się w tłum, ale Anka wyciągnęła ją na korytarz z dala od klasy.

-Hej, co z tobą nie tak? -koleżanka wyrwała się jej.

-Zwróciłaś na coś w tym muzeum uwagę? Coś nietypowego? -zapytała zafascynowana Ania.

-Nie... Nie wydaje mi się. Pianino bez nóg?

-Nie! Nie zabrali nas tam -dziewczyna pokazała na kręte schody schodzące do jakiejś piwnicy.

Kasia przełknęła ślinę. Wiedziała co za chwilę się stanie. Za nim zdążyła pohamować eksploracyjne zamęty koleżanki schodziły na dół. Tam jednak czekało je rozczarowanie. W piwnicy znajdował się długi stół i parę krzeseł. Na ścianach wisiały abstrakcyjne obrazki, jakby przerobione w photoshopie ludzkie sylwetki. Całe pomieszczenie było słabo oświetlone, a naprzeciwko wejścia znajdowały się drzwi. 

-Widzisz? -powiedziała triumfalnie Kasia -Tu nic nie ma! Zazwyczaj gdy w muzeum gdzieś cię nie wpuszczają, to nie ma tam nic do oglądania. Chyba, że miotły czy inne takie.

Ania prychnęła. Podeszła do zamkniętych drzwi i ostrożnie nacisnęła klamkę. Nagle stanęła jak wryta. Otworzyły się! Powoli zajrzała do środka. Nikogo wewnątrz nie było, ale znajdował się tam jakiś spory przedmiot przykryty plandeką. Dziewczyna weszła do pomieszczenia i zajrzała pod płachtę.

-Kaa-ta-rzy-naaa! -zawołała Ania.

-Co? Co się dzieje?

 Dziewczyny ściągnęły razem plandekę. Kasia wzdrygnęła się na widok wielkiej maszyny. Ania podeszła do żelastwa i nacisnęła jakiś guzik. Nic się nie wydarzyło. Jej koleżanka choć była trochę zdziwiona złapała za dźwignię z czerwoną, zniszczoną wstążką.

-Nie dotykaj! -wycedziła przez zęby Ania.

-I kto to mówi! -odparła Kasia i pociągnęła za następną dźwignię.

-Ej, nie wiemy co to jest, lepiej przestań, bo zaraz to wybuchnie, albo -dziewczyna nie zdążyła dokończyć, kiedy maszyna zaczęła cicho furkotać. Zaciekawiona zapomniała zaraz o przezorności i podeszła do metalowego łuku na środku maszyny.

-Trochę jak... portal -powiedziała podekscytowana. Kasia tylko przełknęła ślinę.

-M-może nie powinnyśmy tu być? -zapytała przestraszona.

-No ba, pewnie, że nie powinnyśmy tu być! Ale przyznaj, to intrygujące -Ania znów podeszła z prawej strony maszyny i spojrzała na jedno z pokręteł. Były na nim widoczne przedziały: 1500 -1600 -1700 -1800 -1900 i dalej przedziały bliżej siebie: 1930 -1933 -1936 -1939 -1942. Na samym brzegu znajdowały się wyrwane z analogii numer 1943 i 1944. Ania w przypływie ciekawości ustawiła pokrętło na tę ostatnią liczbę. Maszyna zaczęła głośniej pracować, a łuk pośrodku lekko świecił przeraźliwie białym światłem. Kaśka wydała zlęknione westchnienie. Ania zaś stanęła przy portalu i ostrożnie wysunęła do niego rękę. Nagle poczuła piekielny ból w brzuchu i mimowolnie skuliła się na posadzce piwnicy. Potem widziała tylko ciemność.

 Obudził ją przeraźliwy chłód. Przed oczyma tańczyły jej jakieś czarne kropki, ale to szybko minęło. Zaraz potem zaś, pojawił się ostry ból głowy. Ania jęknęła boleśnie. Dopiero gdy usiadła na podłodze i minęło z pięć minut, przypomniała sobie, co się stało. Rozejrzała się zakłopotana i odkryła, że jest w tej samej piwnicy. To dobrze. Wstała z zimnej posadzki. Było ciemniej i... jakoś inaczej. Wyszła przez drzwi do następnego pomieszczenia. Nie było tam teraz stołu. Jedynie pojedyncze krzesło, na którym stała świeca. Ania przestraszyła się teraz. Nagle odzyskała pełną świadomość i szybko wybiegła z piwnicy. Gdy znalazła się w głównym korytarzu pałacyku, zauważyła, że tu akurat wiele się nie zmieniło. Jedynie zniknęły rodowe sztandary ze ścian i schody wyglądały na nowsze. Wyszła przez główne wejście na zewnątrz i rozejrzała się po parku okalającym budowle. Czegoś jej brakowało. Spojrzała na prawo i ze zdziwieniem zauważyła, że miejsce autobusu zajął garbus Volkswagen i jakaś szemrana furmanka. Dodatkowo, Ania nie rozumiała, dlaczego wcześniej jej to umknęło, dookoła leżała cienka warstwa śniegu. To ją zupełnie zbiło z tropu. Odwróciła się w stronę pałacyku, chcąc wejść do środka i znaleźć wycieczkowiczów, ale zamiast tego, stanęła jak wryta. Po obu stronach drzwi widniały dwie ogromne flagi ze swastykami. Ani dech zaparło w piersi. Odwróciła się na pięcie i zbiegła w dół zbocza na którym stała budowla, wrzeszcząc w niebogłosy. Nagle wpadła w jakieś krzaki, upadła i sturlała się w dół na wysadzaną kocimi łbami drogę. Uderzyła się w głowę i leżała teraz do góry brzuchem na drodze z przymkniętymi oczami. Na wąskim pasie nieba, który widziała, ukazały się jej nagle dwie twarze poubierane po uszy. Usłyszała jakieś szepty w innym języku i znów straciła przytomność. 

 Gdy znów otworzyła oczy, zamiast zimna poczuła tym razem ciepło i woń jakiejś potrawy. Przez chwilę miała nadzieję, że to był tylko zły sen, ale rozejrzała się i pierwsze co rzuciło jej się w oczy to uśmiechnięta morda w brunatnym mundurku. Wzdrygnęła się na jego widok, ale starała się nie okazywać zgorszenia. Poza tym była jeszcze bardzo skołowana. Leżała na jakimś materacu pod kocem. Pomieszczenie w którym się znajdowała do złudzenia przypominało jakiś strych, ale było tu przynajmniej ciepło.

-Spokojnie, ja ci nic nie zrobię -powiedział po niemiecku koleś w mundurku i podał jej kubek z ciepłą cieczą pachnącą jak herbata - nazywam się Bruno Zimmermann-dodał po chwili.

-A ja jestem -odparła w tym samym języku Ania zachrypniętym głosem -Ania.

-Dobra... to jakiś początek -chłopak wstał i poszedł w stronę klapy w podłodze -nie będziemy na razie rozmawiać musisz odpocząć. Tylko... ten. Nie schodź ze strychu.

 Nie miała zamiaru. Do głowy przychodziło jej wiele pytań, ale była tak zmęczona, że dopiła herbatę i położywszy się zasnęła. Na wszystkie odpowiedzi przyjdzie czas.

"Powrót do teraźniejszości  - W cieniu wojny"Where stories live. Discover now