Rozdział 1 - Wylana kawa

401 11 6
                                    

Przedmieścia Paryża, a może jednak centrum. W pokoju pewnej paryżanki, słońce padało na jej śniadą cerę tudzież w pełni obejmowało całą twarz, wliczając jej czarną jak smoła czuprynę. Wszystko dawało nieomylne znaki budzącego się poranku.

- ...kocie daj mi jeszcze troszkę pospać... - Marinette zaledwie półprzytomna, otworzyła jedną ze swoich powiek delikatnie, kładąc palec na budziku, usiłując na dobitek go wyłączyć.

- Chwilunia! Co ja najlepszego mówię?! - świeżo ocknięta przekręciła się w stronę progu łóżka, a następnie lekko spoglądnęła na telefon, otwierając przy tym szerzej swoje turkusowe oczyma. - Jak to możliwe, że już kwadrans po siódmej?! - pełna zdziwienia, ruszyła w absolutnym pośpiechu do kuchni, aby zaparzyć mocną kawę nadto wyjść z domu.

- Nie zapomnij dziś wieczorem zostać w piekarni! - rozlegający się nagły krzyk z kuchni, postawił dziewczynę na równo stojące nogi.

- Jasne, nie zapomnę mamo! - oświadczyła, ruszając szybkim tempem w stronę pracy.

- ...Alya nie teraz... - odparła, analogicznie przytrzymując "zieloną słuchawkę".

- Cześć! Słuchaj ja teraz nie mam za dużo czasu na rozmowę, bo z... - nie zdążywszy dokończyć wypowiedzi, przyjaciółka orzekała bez żadnego oporu, wtrącić swój dodatkowy grosz do zdania.
- Mam to gdzieś babo! A teraz słuchaj, mam superważne informacje, tylko nie spadnij z krzesła. - powiedziała prześmiewczo z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

- Więc wracając daje słowo, że nie zgadniesz kto postanowił wrócić na te jakże piękne, stare śmieci Paryża...

- Adrien?! To nie może być prawda... - gwałtownie odłożyła słuchawkę ku ziemi, wylewając wcześniej przygotowaną w papierowym kubeczku kawę.

- Halo Mari słyszysz mnie? Ja jeszcze nie skończyłam... - głośno rzekła, zaniepokojonym głosem.

- ...wyobraź sobie, że właśnie go widzę i rozlałam kawę, jaki on jest boski, jest jeszcze piękniejszy niż był... - mamrotała cicho, jakby była zahipnotyzowania jego osobą.

- Nie gadaj, haha! To się nazywa dopiero przeznaczenie, już nie mogę doczekać się jego miny jak Cię zobaczy... - zachichotała lekko kpiącą mową.
- Zakładam, iż teraz jesteś cała czerwona jak burak! - otwarcie przyznała niemalże, konając ze śmiechu.

- Że co?! Matko, nie gadaj... jak ja wyglądam?! Widział mnie? Nie mogę, a co jak mnie widział... - zamarła jak kamień, wypowiadając ciągle jakieś bezużyteczne zlepki zdań.

- Nie mogę z Ciebie panikaro, wracamy dalej do starej Mari? Uspokój się kobieto wdech i wydech, jak zwykle powiem coś dla żartu, a ty już panikujesz...

- Nie mogę, a co jak on pomyśli, że go śledzę.. - pełna w sobie lęku, zachowywała się, jakby żadne słowa kierowane w jej stronę, do niej nie docierały.

- Dobra stop, ty nie miałaś czasem pracy? - zapytała, próbując poskromić emocje niebieskookiej.

- Właśnie praca, praca... masz racje! Musze kończyć potem się zgadamy... - wyrwana z transu, rozłączyła się.

-...Mari i jej nieszczęsne przeznaczenie do Adrienika... - rudowłosa zamruczała cicho pod nosem.



Zagapiona Marinette weszła spóźniona z hukiem do biura pełnego pracowników. Co prawda w miarę szybko uporała się z samym wejściem po schodach, ale żwawo przyszło jej zaliczyć kolejną wtopę spotkania, cynicznie ulubionej współpracowniczki w biało oszklonych drzwiach.

- Jakim prawem na mnie wpadasz w dodatku spóźniona?! To totalnie żałosne! - oznajmiła wysoko podniesionym tonem.

- Uważaj Chloé, bo złość piękności szkodzi, a teraz z drogi, bo jak sama wspomniałaś jestem spóźniona! -
wykrztusiła z siebie ostatnie dopiekające słowa, idąc prosto przed siebie.

- Jakim tonem Ty do mnie?! Nie zapominaj, że Twoją szefową jest moja matka! - Pff już ja jej pokaże, wymyślę coś i wygram ten projekt, taka "żałosna niezdara" jak ona nie zasługuje na nic. - oburzenie myśląc, cała w furii powędrowała wysoko hałaśliwym krokiem, kierując się w stronę swojego lokum.



Zrobiło się zatęchło w powietrzu, a chmury dawały znak, że zbierało się na niezłą ulewę. Młody model stał jak wryty na parkingu, wpatrując się w limuzynę, która lada chwila miała nadjechać.

- Dzień dobry Adrien Agrest, dawno Cię nie widziałem, to zaszczyt Cię znowu zobaczyć! - wymamrotał z tęsknoty Pan Goridzilla takoż, wysuwając szybę.

- Witaj, dziękuje za tak miłe słowa, możemy już jechać. - dodał ucieszony na jego widok Adrien.

- Ależ naturalnie!

-...jak z ojcem, już się lepiej czuje? - ledwo co wykrztusił to pytanie, z nadzieją na pozytywną notę.

- Niestety przykro mi to mówić ale jego stan się nie poprawił, dlatego cieszę się, że przyjechałeś. - z ogromnym żalem w głosie, odpowiedział. - blondyn zamilkł i odwrócił wzrok w stronę szyby.



Gracias, że dałeś/aś szansę mojej historii. Mam głęboką nadzieję, na to albowiem miło spędziłeś/aś czas, czytając ten rozdział. Książkę na publikę piszę po raz pierwszy. Otóż bardzo ciekawią mnie Twoje wrażenia, zatem zachęcam do podzielenia się nimi w komentarzu<3

Czas nagliWhere stories live. Discover now