45 ღ ...kiedy nic nie idzie zgodnie z planem...

1.9K 130 19
                                    

— Willow, idziesz coraz wolniej... — szepnął Carlisle. 

Brunetka spojrzała nieprzytomnie na wampira.

— Co? — zmarszczyła brwi, usiłując przypomnieć sobie, co właściwie powiedział. — Mówiłeś coś?

Cullen zatrzymał się i odwrócił dziewczynę przodem do siebie. Była tak przerażona, że nie miała zamiaru oponować. Carlisle był pewien, że gdyby przed nimi znajdowała się przepaść, Willie by jej nie zauważyła i tak po prostu szła dalej. 

— Jestem obok, pamiętaj. Jeśli poczujesz się nieswojo, pojedziemy do domu. Powiedz tylko słowo, a...

— WILLOW AISHA BLACK! JESZCZE JEDEN TAKI WYBRYK, A MNIE POPAMIĘTASZ! CZYŚ TY NA GŁOWĘ UPADŁA, ŻEBY TAK PÓŹNO PRZYJEŻDŻAĆ?!  

Carlisle wiedział, że z tym głosem nie zwycięży. Wraz z Willie odwrócił się do nadchodzącej dziewczyny. Była praktycznie identyczna, jak Rachel, z tym wyjątkiem, że jej włosy były ciemne. 

— To Rebecca — wyjaśniła cicho Willie. — Nie wie o wampirach, jej mąż też. I połowa gości... — zaczęła powoli tłumaczyć, robiąc małe kroczki w stronę siostry. 

W końcu brunetki spotkały się pośrodku drogi i zamknęły w szczelnym uścisku. Czułość nie trwała jednak zbyt długo, bo Rebecca jak zwykle panikowała i nie mogła marnować czasu.

— Rachel nie mówiła, żebym... — zaczęła Willie, zerkając z niepokojem na Carlisle'a który wciąż stał z boku i przysłuchiwał się rozmowie.

— Takie podstawowe rzeczy ma ci mówić? — prychnęła, po czym zwróciła uwagę na Carlisle'a. — Cześć, jestem Rebecca Finau — wyciągnęła dłoń, podchodząc do Cullena. 

— Carlisle Cullen.

— Chłopak Willow, tak? Świetnie. Wasza dwójka siedzi w drugim rzędzie, dokładnie za tatą. Wills, w ogóle świetnie wyglądasz, nie poznałam cię... — Rebecca trajkotała, prowadząc za sobą siostrę, wciąż przyczepioną do ramienia Carlisle'a. Willie sprawiała wrażenie, że słucha, jednak jej głowę zajmowały myśli na temat ojca. 

— Ona zawsze tyle mówi? — zapytał Carlisle tak cicho, że tylko Willow mogła to usłyszeć.

— To wersja reprezentacyjna.

— A jaka jest ta mniej reprezentacyjna?

— Nie chcesz wiedzieć.

Jak się okazało, Willow niepotrzebnie obawiała się spotkania z ojcem. Billy nie zasłabł, nie doznał zawału, ba! nawet nie krzyczał. Zignorował swoją najmłodszą córkę. Dosłownie. 

Udawał, że nie widzi jej, wchodzącej do domu, później kroczącej powoli na plażę w towarzystwie wampira. Choć serce krajało mu się na sam widok, nie mógł zrobić nic. Nie chciał psuć wesela Rachel, chociaż miał szczerą chęć przyłożyć Cullenowi. Były czasy, że go lubił i szanował. Wciąż pamiętał, że zawdzięczał mu życie Jacoba, ale w tamtej chwili go nienawidził.

I choć Rachel przez cały tydzień usiłowała przekonać ojca, że Carlisle jest tym dobrym, on nadal nie był przychylny jej słowom. Kochał swoje dzieci, a myśl, że jedno z nich mogło stać się zimnym, żądnym krwi potworem, który wyrządził tyle złego jego przodkom, była odrażająca. Było mu wstyd za Willow, jednocześnie cierpiał w obawie, że jego córeczka naprawdę skończy, jako jedna z Cullenów.

Willow, widząc ignorancję ojca, pozwoliła sobie w spokoju wysłuchać ceremonii. W końcu martwiła się głównie o to, że Billy zrobi jej awanturę. Jego aktualne zachowanie było więc lepsze niż to, które sobie wyobrażała. 

Promień słońca || Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz