— Willow, idziesz coraz wolniej... — szepnął Carlisle.
Brunetka spojrzała nieprzytomnie na wampira.
— Co? — zmarszczyła brwi, usiłując przypomnieć sobie, co właściwie powiedział. — Mówiłeś coś?
Cullen zatrzymał się i odwrócił dziewczynę przodem do siebie. Była tak przerażona, że nie miała zamiaru oponować. Carlisle był pewien, że gdyby przed nimi znajdowała się przepaść, Willie by jej nie zauważyła i tak po prostu szła dalej.
— Jestem obok, pamiętaj. Jeśli poczujesz się nieswojo, pojedziemy do domu. Powiedz tylko słowo, a...
— WILLOW AISHA BLACK! JESZCZE JEDEN TAKI WYBRYK, A MNIE POPAMIĘTASZ! CZYŚ TY NA GŁOWĘ UPADŁA, ŻEBY TAK PÓŹNO PRZYJEŻDŻAĆ?!
Carlisle wiedział, że z tym głosem nie zwycięży. Wraz z Willie odwrócił się do nadchodzącej dziewczyny. Była praktycznie identyczna, jak Rachel, z tym wyjątkiem, że jej włosy były ciemne.
— To Rebecca — wyjaśniła cicho Willie. — Nie wie o wampirach, jej mąż też. I połowa gości... — zaczęła powoli tłumaczyć, robiąc małe kroczki w stronę siostry.
W końcu brunetki spotkały się pośrodku drogi i zamknęły w szczelnym uścisku. Czułość nie trwała jednak zbyt długo, bo Rebecca jak zwykle panikowała i nie mogła marnować czasu.
— Rachel nie mówiła, żebym... — zaczęła Willie, zerkając z niepokojem na Carlisle'a który wciąż stał z boku i przysłuchiwał się rozmowie.
— Takie podstawowe rzeczy ma ci mówić? — prychnęła, po czym zwróciła uwagę na Carlisle'a. — Cześć, jestem Rebecca Finau — wyciągnęła dłoń, podchodząc do Cullena.
— Carlisle Cullen.
— Chłopak Willow, tak? Świetnie. Wasza dwójka siedzi w drugim rzędzie, dokładnie za tatą. Wills, w ogóle świetnie wyglądasz, nie poznałam cię... — Rebecca trajkotała, prowadząc za sobą siostrę, wciąż przyczepioną do ramienia Carlisle'a. Willie sprawiała wrażenie, że słucha, jednak jej głowę zajmowały myśli na temat ojca.
— Ona zawsze tyle mówi? — zapytał Carlisle tak cicho, że tylko Willow mogła to usłyszeć.
— To wersja reprezentacyjna.
— A jaka jest ta mniej reprezentacyjna?
— Nie chcesz wiedzieć.
ღ
Jak się okazało, Willow niepotrzebnie obawiała się spotkania z ojcem. Billy nie zasłabł, nie doznał zawału, ba! nawet nie krzyczał. Zignorował swoją najmłodszą córkę. Dosłownie.
Udawał, że nie widzi jej, wchodzącej do domu, później kroczącej powoli na plażę w towarzystwie wampira. Choć serce krajało mu się na sam widok, nie mógł zrobić nic. Nie chciał psuć wesela Rachel, chociaż miał szczerą chęć przyłożyć Cullenowi. Były czasy, że go lubił i szanował. Wciąż pamiętał, że zawdzięczał mu życie Jacoba, ale w tamtej chwili go nienawidził.
I choć Rachel przez cały tydzień usiłowała przekonać ojca, że Carlisle jest tym dobrym, on nadal nie był przychylny jej słowom. Kochał swoje dzieci, a myśl, że jedno z nich mogło stać się zimnym, żądnym krwi potworem, który wyrządził tyle złego jego przodkom, była odrażająca. Było mu wstyd za Willow, jednocześnie cierpiał w obawie, że jego córeczka naprawdę skończy, jako jedna z Cullenów.
Willow, widząc ignorancję ojca, pozwoliła sobie w spokoju wysłuchać ceremonii. W końcu martwiła się głównie o to, że Billy zrobi jej awanturę. Jego aktualne zachowanie było więc lepsze niż to, które sobie wyobrażała.
CZYTASZ
Promień słońca || Carlisle Cullen
FanfictionPo stu siedemdziesięciu latach Carlisle Cullen powraca do Forks. Wraz z rodziną osiedla się niedaleko miejsca, w którym półtorej wieku wcześniej zawarł pakt z plemieniem Quileute'ów. Nie pozostało już nic z tamtych czasów, a doktor postanawia żyć t...