Rozdział 4

385 10 8
                                    

Podchodzę do lodówki, którą otwieram, po czym wyjmuję z niej świeżą szynkę. Po zamknięciu prostokątnego pudła podchodzę do blatu, który znajduje się naprzeciwko okna. Co chwilę krążę po kuchni, wyjmując lub chowając potrzebne mi rzeczy do zrobienia dużego obiadu dla gości, których dzisiaj gościmy w mieszkaniu Nathana.

Nadal nie mogę stłamsić w sobie małego poczucia winy, co do naszego pobytu tutaj od trzech lat. Chłopak starszy ode mnie o rok, a do tego najlepszy przyjaciel mojej pierwszej miłości przygarnął mnie oraz moje dzieci i nawet nie chce słuchać o tym, że mam jakieś wątpliwości. Czasami mam wrażenie, że specjalnie nas do siebie zgarnął, bo czuje taki obowiązek wobec swojego dawnego przyjaciela. Nie wiem, co o tym myśleć, jednak jestem mu też za to niebywale wdzięczna. Dzięki niemu przynajmniej razem z bliźniakami nie jestem bezdomna.

— Wróciłem! — słysząc podniesiony głos chłopaka dobiegającego z korytarza, wychylam się lekko zza ściany i uśmiecham się półgębkiem. Słyszę również szelesty wydobywające się z rogu salonu i ciche chichoty, przez co mam pewność, że dzieciaki chcą schować się najprawdopodobniej w swoim namiocie przed Nathanem. Oczywiście dla zabawy.

— Kupiłeś to o co cię prosiłam? — spytałam, kiedy chłopak wszedł do salonu, a następnie do kuchni, gdzie odłożył dwie duże reklamówki.

Tak jak każdego dnia omiatam go szybkim spojrzeniem. Ma na sobie jeansowe spodnie i kremowy wełniany sweter, który dostał rok temu na wigilię od swojej babci.

— Tak, wszystko jest. Pampersy, woda, piwo i jakieś zielska do twojego obiadku.

— Przyprawy — poprawiłam Nathana, który zaczął się głupkowato uśmiechać po tym, co powiedział. — A tak w ogóle to nie prosiłam cię o kupno piwa. Mam nadzieję, że nie upijecie mi się przy dzieciach.

— Spokojnie, jedno piwo starczy — posłał mi miły uśmiech, który odwzajemniłam. — A gdzie te małe szkraby się chowają? Uwaga! Wujek nadchodzi...

Nathan wyszedł do salonu i zaczął się skradać do miejsca, gdzie schowały się bliźniaki. Po chwili słyszę jeszcze głośniejsze piski i śmiechy, od których moje serce podryguje w radosnym rytmie.

Wychylam się zza ściany, aby popatrzeć jak chłopak zbliża się powoli niczym zombi do małego zielonego namiotu, z którego dochodzą ciche szepty. Już tutaj słyszę jak szybko bije serce moim maluchom w geście zabawy, a jeszcze dobrze się zabawa nie zaczęła. Uśmiecham się półgębkiem, widząc jak Nathan znajduje się coraz bliżej wskazanego miejsca i po chwili wkłada głowę przez szmaciane drzwi namiotu. Piski i śmiechy stają się głośniejsze, na co moje serce kolejny raz wykonuje piruet szczęścia.

Powoli wracam do wcześniej wykonywanej czynności w akompaniamencie śmiechów i odgłosu małych stópek odbijających się o panele w salonie.

Przez następne dwie godziny przygotowywałam obiad i sprzątałam, co tylko się dało, aby zdążyć przed przyjazdem mojego brata. Razem z nim przyjechała też Sophie, z którą Tyler cały czas jest w związku. Tworzą przecudowną parę i mam nadzieję, że w najbliższym czasie ten łoś się jej oświadczy. Z dziewczyną mam bardzo dobry kontakt i gdyby nie to, że razem ze swoim chłopakiem mieszka około dwie godziny stąd to pewnie co kilka dni spotykałybyśmy się na babskie pogawędki.

— Hej! — słyszę wołanie dziewczyny mojego brata i od razu odwracam się w jej stronę z szerokim uśmiechem. Sophie podchodzi do mnie i przytula, a następnie patrzy przez moje ramię na garnki, w których podgrzewam posiłek.

— Hej kochana!

— Cześć maluchy! — podnoszę wzrok na Tylera, który wchodzi do salonu razem z Nathanem. Dzieci podbiegają do niego niemal natychmiast i prawie przewracają na plecy. Chłopak posyła mi wesoły uśmieszek i po chwili, kiedy udaje mu się wyswobodzić dłoń, macha do mnie. Odwzajemniam gest i ponownie odwracam się do platki, aby nabić na widelec jeden z ziemniaków.

Potrzebuję Cię Where stories live. Discover now