Rozdział 17

6.6K 347 38
                                    

Budzę się, a w mojej sali panuje półmrok, który przerywa lampka świecąca nad łóżkiem. Dostrzegam Zayn'a, który siedzi na stołku, choć jego głowa obecnie leży na moich nogach. Trzyma moją dłoń i śpi. Wygląda tak niewinnie i uroczo w tej chwili. Wolną dłonią przeczesuję delikatnie jego włosy. Są długie i gęste. Kilkudniowy zarost zdobi jego policzki, a miękkie usta są leciutko rozchylone. Dotykam ich delikatnie kciukiem i przechodzą mnie dreszcze na samo wspomnienie naszego pocałunku. Powiedział, że mnie kocha. Jaki rodzaj miłości miał na myśli? Ten, którym obdarzasz swoich przyjaciół, albo ten, który czujesz do rodziny? A może całkiem inny, ten, którym darzysz zupełnie obcą osobę? Ten rodzaj miłości, który sprawia, że czujesz motyle w brzuchu i nie możesz zasnąć, bo myślisz o ukochanej osobie. Jaką miłością darzy mnie Zayn?

Jaką miłością darzę go ja?

-Charlie...

Mruczy Zayn, wybudzając się ze snu. Mruga powiekami i dotyka mojej dłoni. Ujmuje ją i składa na jej wierzchu pocałunek. Następnie podnosi się i przeciera swoją zmęczoną twarz.

-Idź do domu, jesteś zmęczony.

Mówię, gdy próbuje stłamsić chęć ziewnięcia. Ten tylko kręci głową i przeciąga się, a potem posyła mi swój piękny uśmiech.

-Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.

Oznajmia. Przewracam oczami i postanawiam się posunąć, by zrobić dla niego miejsce. Następnie poklepuję miejsce obok mnie, a Zayn posłusznie je zajmuje. Przyciąga mnie do siebie, a ja opieram głowę o jego tors. Leżymy przez chwilę w ciszy i wsłuchuję się w miarowe bicie jego serca.

-Chcą mnie wysłać do specjalistycznej kliniki.

Mówię cicho, Zayn gładzi moje ramię.

-A ty tego chcesz?

Wzruszam ramionami. Oczywiście, że nie. Zmuszą mnie do jedzenia i sprawią, że znowu będę przypominać kilkutonowego słonia. Wystarczy, że już teraz czuję się jak tłusta świnia.

-Nie.

Odpowiadam wreszcie.

-Może warto spróbować?

Nie odpowiadam.

-A jeśli ci pomogę?

Dopytuje. Podnoszę głowę i patrzę na niego skonsternowana.

-Jak?

-Nie wiem. Mogę codziennie przy tobie być. Razem będzie łatwiej.

Razem. To brzmi tak magicznie z jego ust.

-Leczenie może potrwać kilka miesięcy.

-To nic.

Wzdycham cicho.

-Nie chcę się leczyć. Nie jestem chora.

*

Następnego dnia po śniadaniu odwiedza mnie psycholog w towarzystwie rodziców. Jestem zaskoczona widokiem ojca i matki, a jeszcze bardziej tym, że tata znalazł wolną chwilę.

-Witaj Charlotte, jak się czujesz?

Wita mnie psycholog i siada na krześle obok łóżka. Tata dostawia obok niej kolejne dwa i razem z mamą zajmuje na nich miejsca.

-A jak wyglądam?

Pytam, poprawiając się na łóżku.

-Dobrze.

Mrużę oczy. Zna ten chwyt.

-Cóż, daleko mi do tego bym czuła się dobrze.

Odpowiadam. Przez chwilę przyglądamy się sobie, aż w końcu kobieta wzdycha i wyjmuje długopis ze swojej torebki i zapisuje coś na kartce.

Charlie (Zayn Malik fanfiction)Where stories live. Discover now