Między gromem a Warszawą

15 0 0
                                    

- Osądź, osądź!

Rozległa się wrzawa, okrzyk wypełnił całą salę tronową. Balladyna uniosła głowę, wstała powoli, nie spuszczając wzroku z Kanclerza stojącego obok.

- Ściemnia się moi drodzy! – powiedziała stanowczo – spójrzcie w niebo. Ten sąd trwa i tak już zbyt długo.

- Wasza wysokość, to czarna chmura wisi nad zamkiem. Znasz prawo Pani, musisz osądzić zabójczynię Aliny. Nie możesz zwlekać.

- W takim razie osądźcie ją sami – zaśmiała się głośno – daję wam wolną rękę w tej sprawie.

Tłum ponownie zawrzał, Kanclerz spuścił spojrzenie i pokiwał głową. Królowa dostrzegła to, usiadła na tronie.

- Nie podoba ci się coś Kanclerzu? Czyżbyś lekceważył zdanie majestatu?

- Pani moja! Wspomnij na me słowa. Niech twoja korona zabłyśnie sprawiedliwym sądem, potrzebujemy go. Osoba która dokonała zbrodni na Alinie, która była dla Ciebie Pani tak ważna, musi zostać skazana na wieczne potępienie, albowiem nikt z nas, małych ludzi nie ma takiej władzy jak Ty.

Tłum wpadł w motłoch, straż miała nie lada kłopot, aby zapanować nad tym chaosem. Balladyna początkowo niezłomna, zaczęła mieć wątpliwości co do swojej decyzji. Cała sytuacja działała źle na nerwy królowej. Chciała już zaznać spokoju. Zostać sama.

- Jak bóg nieśmiertelny – Kanclerz jąknął zrezygnowany – winna jest sądu O Pani!

- Osądź, osądź! Na śmierć zabij! - rozległ się okrzyk ludu na sali.

- Dobrze już dobrze! Niech wam tak będzie, sąd podejmę, wystawię orędzie.

Niebo pociemniało jeszcze bardziej, zerwał się wiatr, rozległy się grzmoty. Królowa chcąc mieć to wszystko za sobą, wstała i spojrzała na lud.

- Zabójczynię Aliny, siostry mej kochanej, na wieczne potępienie skazuję!

- Tortury Pani! Pociąć ją na ćwierci!

- Radź się sumienia i sądź! - Kanclerz zawołał.

- Winna śmierci!

Grzmot. Huk. Błysk. Cały świat Balladyny rozbłysnął, zapadł się. Znalazła się pośrodku niczego, nicość ją ogarnęła. Przed oczami przeleciało jej całe życie. Ta chwila, dosłownie ułamek sekundy, była dla niej niczym wieczność. Usłyszała głos.

- Winna śmierci, lecz i na nią nie zasługuje! Czas zatoczy koło. Tym razem role się odwrócą!

Zapadła ciemność.

- Ulice Warszawy w godzinach szczytu to istne piekło – powiedział kierowca, zatrzymując się na światłach – gdzie pani tak śpieszno?

- Wybieram się na spektakl, ale i tak jestem już spóźniona – odparła na to kobieta.

- Dzisiaj wystawiamy Balladynę. Mam kluczową rolę, dlatego muszę tam jak najszybciej dotrzeć.

Nie minęły dwie minuty i taksówka dostała zielone światło. Już po chwili pasażerka zapłaciła za taryfę i opuściła wóz. Do teatru dzieliło ją pięć minut pieszo. Szła śpiesznym krokiem. Chwyciła za telefon i wybrała numer do dyrektora teatru.

- Cholera, gdzie zapisałam ten kontakt – powiedziała nerwowo do siebie.

Nagle rozległ się huk uderzającego pioruna i błysk. Bohaterka potknęła się o coś, co ni stąd ni zowąd, znalazło się pod jej nogami. Telefon wypadł z jej ręki. Wywróciła się, lecz szybko wstała i sprawdziła co się stało. To co zobaczyła wprawiło ją w zdumienie.

Między gromem a WarszawąWhere stories live. Discover now