Rozdział 12.

776 36 89
                                    


•Vie POV•

U każdego bywają lepsze i gorsze dni. Podczas tych złych chwil czujemy dużo negatywnych emocji. Jedną z nich jest niepewność, jedna z największych szmat, jakie udało mi się doświadczyć. Wszystkie wydarzenia, które działy się w przeszłości wydają się nam błędne, a każdy nasz krok analizujemy milion razy. W środku czujemy, jak wszystko się kruszy i rozpada, a kolejnego dnia musimy wstać i udawać, że wszystko jest w porządku.

Może moim błędem było przyjeżdżanie tutaj. Co ja sobie myślałam? Że wrócę i każdy będzie na mnie czekał z szeroko otwartymi ramionami? Nie odzywali się do mnie dwa pieprzone lata. Zapewnię zapomnieli o moim istnieniu, a ja znowu mam zamiar wkroczyć w ich życie z buciorami. Zjebie im wszystko samą swoją obecnością.

Kończę wypalać piąta fajkę od wyjścia, ze sklepu. Głębokie oddechy tym razem nie pomogły. Wchodzę na podwórko i wyparowuje z prędkością światła do domu. Zamykam drzwi i wchodzę do swojego pokoju. Muszę coś napisać, bo zaraz nie wytrzymam. Serce wali mi niemiłosiernie. Wyciągam notatnik z walizki, nie zważając na to, że wszystkie rzeczy walają się teraz po całym pokoju. Kiedyś to posprzątam.

Siadam na łóżku i go otwieram. Zamykam oczy i biorę kilka głębokich oddechów. Jak się teraz czuję?
Najbardziej odpowiednia byłaby odpowiedź Niepewna, dlatego zapisuje jeden wyraz na całej kartce papieru. Puta. Przecież mam tabletki, które poleciła mi terapeutka. Wyciągam je szybko z kieszeni i wyciskam jedna na rękę. Cały czas widać na niej okropne blizny po wbijaniu paznokci. Będę musiała ją popatrzeć, aby nikt nie zadawał zbędnych pytań. Połykam tabletkę i rzucam się plecami na łóżko.

Jestem tu niecały dzień, a już napady dają o sobie znać. Jak tak dalej pójdzie, to osiwieje całkowicie w wieku osiemnastu lat. Czuję, jak moje serce powoli się uspokaja, a znużenie opanowuje moje ciało. Brzuch wydaje odgłosy, że domaga się jedzenia. Nic jeszcze dzisiaj nie zjadłam, a w lodówce nic nie mam, jestem zmuszona wyjść gdzieś coś zjeść. Muszę zachęcić się do ruszenia się z łóżka.

Nie ma sensu ubierania się incognito, bo zwracam na siebie jeszcze więcej uwagi. Zabieram telefon i wychodzę z domu, zamykając drzwi. Pójdę do „Wraku". Stęskniłam się za smakiem ich makaronu z łososiem. Nigdy nie zjadłam nic lepszego, na samą myśl zaczyna mi cieknąć ślina. Ruszam szybkim krokiem i zmierzam w stronę knajpy. Jak ktoś mnie rozpozna, to trudno, najwidoczniej tak musiało być. Zapewnię teraz tak mówię, bo działa jeszcze tabletka, a tak to bym już świrowała.

Widzę już knajpę, jak zawsze o tej porze roku ludzi jest pełno, jak mrówek. Większa szansa, że wtopię się w tłum. Podchodzę do lady i czekam, aż ktoś przyjdzie mnie obsłużyć.

- Dzień dobry, co podać? - pyta ojciec Kie. Dostrzegam na jego twarz kilka nowych zmarszczek i siwych włosów na głowie. Mike trzyma w rękach notesik z długopisem.

- Dzień dobry, poproszę makaron z łososiem. Na wynos, jeśli można. - odpowiadam. Wzrok pana Carrera unosi się i wpatruje się w moją twarz.

- Viviana to ty? - pyta. Biorę głęboki oddech. W końcu przyjechałam tu po, żeby wszystko wróciło do normy. Kiwam głowa potwierdzająco i delikatnie się uśmiecham.
- Ale się zmieniłaś. - mówi Mike, wychodząc za lady. Podchodzi do mnie i mnie przytula. Trochę zaskoczył mnie tym gestem, ale go odwzajemniam. Dużo się nie zmieniłam. Urosły mi trochę cycki, obcięłam włosy i moja dusza umarła, ale to tylko taki szczegół.

- Pana, też miło widzieć. Widzę, że wszystko śmiga. - rzucam, rozglądając się po pomieszczeniu. Wszystko tu jest takie same, jak zapamiętałam, tylko jest trochę więcej ludzi.

- Kiedy przyjechałaś? - pyta, gdy już się ode mnie odsunął. Chyba tylko on ucieszy się tak na mój widok.

- Dzisiaj rano. - odpowiadam i siadam na stołek przy ladzie. W międzyczasie pan Carrera wraca na swoje miejsce.

You A Good Boy | Rafe Cameron  NIE BĘDZIE KONTYNUOWANE!  Where stories live. Discover now