𝕽𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆𝖑 𝖉𝖗𝖚𝖌𝖎

1.2K 96 357
                                    

Tego dnia dźwięk budzika zupełnie nie zasmucił Mai. Przez chwilę nie rozumiała, dlaczego patrzy na życie, jak po dobrych grzybkach halucynogennych. Olśniło ją dopiero wtedy, gdy spojrzała na swój telefon. 

Diana.

Wczoraj udało jej się zdobyć numer dziewczyny.

Jak wtedy zawołała w ostatnim momencie, Diana odwróciła się do niej i z uśmiechem powiedziała kilka cyfr. Była to tylko zwykła liczba, lecz dla Mai znaczyła wszystko.

Ubrała się i jak najszybciej zeszła na dół. Z jakiegoś powodu, wydawało jej się, że jeśli szybciej wyjdzie do szkoły, to także szybciej z niej wróci i będzie mogła przemyśleć gdzie zaprosić Dianę.

Tak, jakby nie rozważała tego całą noc…

Było wiele możliwych opcji. Kwiaciarnia- idealne miejsce,  żeby zabrać kogoś z takimi zainteresowaniami, jak Diana. Z drugiej strony, nie spędza się tam niewiadomo jakich ilości czasu, a Mai właśnie na nim zależało. Postać dziewczyny wydawała jej się krucha i przemijalna a koniecznie musiała ją dobrze poznać.

Zabrała się za robienie tostów, tym razem naprawdę zje śniadanie, bo czemu nie? Słońce dziś tak pięknie świeci, że aż pada deszcz. Spojrzała za okno i już wiedziała, że opcja „spacer” zdecydowanie odpada. 

Mogły jeszcze wybrać się do księgarni, lecz nie była pewna, czy Diana dzieli z nią zamiłowanie do wszelakiego rodzaju literatury. Maja akurat kochała wiersz, ale książki pisane prozą także uważała za święty gral. Czasami sama pisała kiepskie poematy, czy opowiadania bez treści.

Wtedy przypomniała sobie o jednym „wierszu”, dopiero wczoraj rozpoczętym. Bardzo długo nie mogła znaleźć słów, bo Diana była nie do opisania. Nie do upchnięcia w konkretnych pudełkach. Po prostu była.

Chociaż to też nie było takie pewne. Niezaprzeczalnym faktem jest iż Diana faktycznie „była”. Maja odrzuciła już myśl o tym, że mogła należeć do marzeń sennych. Aczkolwiek, czy w przyszłości także będzie mogła powiedzieć, że Diana „była”, myśląc o kilku dniach wstecz. Nie komplikując sprawy: Czy Diana będzie? 

Miała ogromną nadzieję, że jednak tak. 

Zastanawiała się, czy kończyć rozpoczęty wiersz. 

Mówił wam ktoś kiedyś, że nie można robić dwóch rzeczy na raz? 

Maja poczuła, że w miejscu, gdzie elegancko powinny (podkreślam „powinny”) piec się jej tosty, było zdecydowanie zbyt gorąco. 

Spojrzała w tą stronę i dostrzegła płomień.

- Nie no, jeśli to jest jakiś żart, to wyjątkowo niezabawny.- mruknęła z rezygnacją.

Nie wiedząc co zrobić, rozpoczęła walkę z płomieniami za pomocą, bogu winnej, ścierki w różowe miśki. 

Gdy ogień zaczynał powoli dawać się poskromić, do kuchni zajrzał jej tato, z kubkiem kawy w ręce, grzebiący w telefonie. Nie zwrócił uwagi na obecną sytuację, w jakiej znalazła się jego córka i usiadł na kanapie w salonie.

Ona natomiast, przerażona, wrzuciła toster do zlewu i zalała wodą, co wywołało łańcuch niepożądanych reakcji.

Maszyna zaczęła wydawać różne dźwięki, strzelając przy tym, jakby mocami Capitan Marvel, czyli snopami skondensowanego światła. Maja pisnęła, lecz nie przestała dolewać wody do zlewu. Przecież w końcu musiało zgasnąć.

Po kilku zwarciach toster wreszcie się poddał, a płomień zgasł pod wpływem wody. Dziewczyna dopiero teraz zauważyła, że płyn w zlewie się gotuje. 

"𝖜𝖊 𝖋𝖊𝖑𝖑 𝖎𝖓 𝖑𝖔𝖛𝖊 𝖎𝖓 𝖔𝖈𝖙𝖔𝖇𝖊𝖗" wlwWhere stories live. Discover now