Rozdział 1

1.4K 44 1
                                    

Wstałam rano przekręcając się z boku na bok. Uświadamiając sobie że jest sobota, pierwszy dzień wakacji. Z tą myślą udałam się do salonu gdzie na kanapie siedział mój ojciec.

-Dzień dobry tato.

-Dzień dobry córciu.

Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie sniadanie owsianke z bananem i truskawkami do tego koktajl z truskawek. Po pysznym śniadaniu przyjęłam leki, które zażywam praktycznie od urodzenia i raczej do końca życia muszę je brać. Jedynym wyjściem jest operacja. Jest też bardzo ryzykowna, żaden lekarza nie chciał się jej podjąć. Ale to nie ważne.

-Rose chodź na chwilę-zawołał mnie tata z salonu.

- Coś się stało tato? - zapytałam. Proszę tylko nie delegacja. Prosze.

- Musisz zostać na 2 dni sama. Mam wyjazd w sprawie służbowej- wiedziałam.

-A kiedy jedziesz?

-Dzisiaj o osiemnastej-odpowiedział patrząc mi w oczy.

- Rozumiem, poradzę sobie - uśmiechnęłam się do niego i poszłam do swojego pokoju.

Zjadłam wcześniej przyszykowane śniadanie. Zeszłam na dół do kuchni włożyłam naczynia do zmywarki i wróciłam do mojego azylu. Ubrałam się zwykły biały top i dres pumy w kolorze szarym. Poszłam do lazieki zrobić poranną pielęgnację, umyłam zęby i zrobilam lekki makijaż.

Cały dzień spędziłam z ojcem. Oglądaliśmy nasze ulubione filmy, śmialiśmy się, wygłupialiśmy w między czasie zamówiliśmy pizze i moje ulubione sushi. Kiedy nadeszła godzina rozłąki, odprowadziłam tatę do auta i pożegnałam się z nim. Wróciłam do domu usiadłam na kanape i rozglądnęłam się po pomieszczeniu, mój wzrok utkwił na zdiecu. Przedstawiał on mnie, mame, i tatę szczęśliwa rodzina na pikniku. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Tato od śmierci mamy jest inny pomimo kilku lat on dalej o niej myśli tak samo jak ja. Odłożyłam ramkę ze zdjęciem, nawet nie zorientowałam się kiedy zaczęłam płakać. Otarłam łzy i spojrzałam na godzinę.

-22:11-wyszeptalam.

Poszłam do kuchni rozglądam się po szafkach i lodówce. Pobiegłam na górę ubrałam bluzę pasującą do spodni wzięłam portfel, telefon i słuchawki. Ubrałam biało-niebieskie Jordany 1 i wyszłam z domu. W drodze do sklepu włożyłam bezprzewodowe słuchawki do uszu i puściłam swoją ulubioną piosenkę.

Po dziesięciu minutach byłam już w sklepie wzięłam cole, paluszki, żelki i popcor. Poszłam do kasy i zapłaciłam za zakupy należną kwotę. Wróciłam do domu byla już 22:59. Włączyłam bajake tak pomimo, że nie jestem już dzieckiem uwielbiam je. Usiadłam na kanapie otworzyłam swoje przysmaki. Podczas oglądania śmiałam się jak małe dziecko. Bajka trwała dwie godziny. Kiedy skończyły mi się przekąski poszłam do łazienki się wykąpać wzięłam piżame składająca się z krótkich spodenek i koralowy czarny top. Umyłam ciało żelem o zapachu ciasteczek waniliowych, zmyłam makijaż i wyszłam z pod prysznica. Ubrałam wcześniej przyszykowane ubrania i umyłam zęby. Wychodząc z łazienki rozpuściłam włosy i pokierowałam się do mojego pokoju. Podeszłam do biurka i podłączyłam telefon do ładowania sprawdzając przy okazji czy tato nie dzwonił czy nie pisał miałam jedna nie odczytaną wiadomość.

Tato:
Jestem już na miejscu. Nie martw się.

Zawsze gdy tato gdzieś wyjeżdża boję się, że bedzue miał jakiś wypadek czy coś Zostałabym już całkowitą sierotą.
Nagle poczułam dużą rękę ramieniu a druga znalazła się na moich ustach.

-Cichutko słonko nie rób żadnych gwałtownych ruchów i nie krzycz.

Powiedział napastnik. Przede mną pojawiła się druga postać w kominiarce. Był to dobrze zbudowany mężczyzna z brązowymi oczami.
Zbliżył się do mnie i pogłaskał po włosach.

-Proszę zostawcie mnie-powiedzialam cicho, kiedy ręka uwolniła moją buzię.

-Słoneczko nic ci nie zrobimy jak będziesz grzeczna. Dobrze?

Pokiwałam głową. Napastnik o brązowych oczach podszedł do mojej komody i wziąl ramkę ze zdieciem byłam tam ja, mama i tata na moich czwartych urodzinach. Załkałam cicho. Brazowoki popatrzył najpierw na zdiecie a później na moją szyje.
Podszedł do mnie i wziąl do ręki mój łańcuszek że skrzydłami anioła , który nosiła mama. Zorientowałam się ze na tym zdiecu jest pamiątka po mojej rodzicielce.

-Nie prosze, zostaw go -powiedziałam ze łzami w oczach.

-ciiiiii, spokojnie-odpowiedział przejeżdżając kciukiem po moim policzku.

Łza spłynęła mi po policzku. Nagle na ramieniu poczułam ukłucie, osoba za sobą oparła mogą głowę o swoją klatkę piersiową a ja poczułam jak słabnę.Rece i nogi odmawiały mi posłuszeństwa a powieki zrobiły się niemiłosiernie ciężkie.

-Śpij Słoneczko śpij...

To było ostatnie co usłyszałam. Później już nic nie słyszałam i nie widziałam była tylko ciemność.

W Obieciach Włoskiej Mafii. Where stories live. Discover now