5. Diabeł 😈

141 3 0
                                    

Mamy 13 kwietnia, bieżącego roku godzina 11.50. Mój dzień rozpoczął się od wypicia kawy w gabinecie. Nic się nie działo jak na razie. Za niedługo ja wraz z moim partnerem mamy przesłuchać podejrzanego w sprawie zamordowania ciężarnej kobiety. Mieliśmy na niego dowody, ale czy on będzie z nami współpracował i obniży sobie wyrok? Tego się dowiem po usłyszeniu jego wersji wydarzeń, oraz jego alibi. Chwilę później, sala przesłuchań 12.15. Partner wyciskał z niego informacje jakby wyciskał sok z jakiegoś owocu. Wracając koleś kłamał jak nigdy dotąd, ale ja się przyłączyłem do jakże pięknej pogawędki o jednorożcach.
- Gadaj tu i teraz, gdzie byłeś we wtorek 31 marca 2022 roku?! - Byłem tak nerwowy, że wstałem z krzesła i chodziłem wkoło. - Bo jak nie to wiesz, co cię czeka. - Oparłem się dłońmi o oparcie krzesła na których siedział partner.
- 31 marca byłem w pracy. - Źle mu z oczu patrzy. - Jak mi nie wierzycie, to możecie zadzwonić do kumpla on potwierdzi, że byłem w robocie.
- Na nożu są pańskie odciski palców, jak mi to pan wytłumaczy? - Martin wyjął z szuflady teczkę z dowodami, przysuwając w stronę podejrzanego zdjęcie z jego odciskiem palca na narzędziu zbrodni.
- No i co teraz zrobisz? Zaraz znowu skłamiesz. - Spoważniałem. - Na zdjęciu jednym i drugim są ślady pańskiego palca na narzędziu zbrodni, którego pan dokonał 31 marca 2022 roku o godzinie 23.30. - Walnąłem z całej siły dłońmi w stół. - Jeżeli nie zaczniesz z nami współpracować to sobie wydłużysz wyrok w zawiasach!
- Lucyfer ma rację i się go posłuchaj, bo naprawdę jakim podłym draniem trzeba być by zamordować ciężarną kobietę. - Oparł dłonie o blat. - To jak współpraca czy nadal będziesz się trzymał swojego alibi?
- On chyba woli pozostać przy swoim alibi. - Wyszeptałem Martinowi na ucho. - I nic z tego nie będzie, mamy dowody więc łatwo możemy go wsadzić za kratki z wyrokiem dożywocia.
- Nie ma problemu. - Również mi wyszeptał na ucho i gwizdnął, aby policjant który był z nami mógł zabrać kolesia wiadomo gdzie.
Nie mieliśmy sił na niego, cały czas kręcił że to nie on zabił tą kobietę. Jak my doskonale wiemy, że to on zrobił. Siedzieliśmy na dworzu, przed komendą paląc fajki. Niespodziewanie podeszła do nas Tamara, moja była z tych poważnych związków. Nadal była singielką, bo jakoś dziwnie zaczęła ze mną rozmawiać. Martin wiedział o moim starym związku z nią, więc wszystko było cacy.
- Hejka chłopaki! A wy co znowu palicie te papierosy zamiast zająć się zdrowym stylem życia? - Podeszła do nas bliżej, dobrze wiedziała, że nigdy nie będziemy razem.
- Że co? - Mężczyznę, aż kaszel wziął. - Ja palę, bo tak i nikt mi nie zabrania, a co do zdrowego stylu życia to prowadzę. - Kątem oka spojrzał na mnie, a ja nie wiedziałem co powiedzieć.
- Na mnie Martin nie patrz. - Zaśmiałem się. - Ja mam to samo co koleżka, a co taka dociekliwa się zrobiłaś? Odkąd byliśmy razem to wolałaś się ze mną pieprzyć gdzie popadnie. - Spoważniałem, marsząc brwi. - A teraz dbasz o siebie i na pewno masz kogoś.
- Sorry, Lucek ale muszę odebrać telefon. - Mężczyzna poszedł kawałek dalej by pogadać z osobą, która do niego zadzwoniła.
- Nie ma problemu Marti, a na czym to ja skończyłem za nim komórka Martina zadzwoniła? - Głowiłem się, próbując przypomnieć na czym skończyłem zdanie. - A no już wiem. Masz już kogoś na stałe?
- No mam i nie żałuję wyboru. - Uśmiechnęła się. - Może nie zechciałbyś znowu powtórzyć naszego starego seksu, gdy byliśmy razem? - Kusiła mnie.
- Emm no z czystą przyjemnością. - Zaczęliśmy się obściskiwać na masce mojego czarnego Forda Mustanga GT. - Pragnąłem tego od zawsze. - Nie przerywanie nasze igraszki wylądowały w moim aucie.
- Ja również tego pragnęłam. - Powiedziała z małym przerywaniem całowania mnie w usta i nie tylko.
Nie powinienem tego robić, ale kusiła samą sobą a ja doskonale wiedziałem, że jej piczka potrzebuje mojej maczugi. Dwie godziny później. Tamara cała wymęczona ujeżdżaniem mojego fiuta, postanowiła wysiąść z auta, ale obojgu z nas to się spodobało. Martin nawet nie zauważył, że nas nie ma. Na pamiątkę zostawiła mi malinkę, i zadowolony siedziałem w samochodzie. Partner dopiero teraz gdy zobaczył, że Tamara podejrzanie wyszła z mojego wozu ten do niego wsiadł pytając mnie o to co zaszło przed chwilą.
- Pojebało cię chłopie?! Już drugi raz zerżnąłeś laskę w swoim aucie w pracy! - Zobaczył kątem oka na mnie jak siedziałem nie normalnie w aucie. - Co Ci strzeliło do łba by to robić i to jeszcze w pracy?!
- Kusiła mnie okay, nie mogłem się jej oprzeć. - Poprawiłem się na siedzeniu. - Gdy się całowaliśmy na masce mojego czarnego Forda Mustanga GT to mi kutas stanął, a ona zaczęła go pieścić przez spodnie. - Odwróciłem wzrok, kładąc dłonie na kierownicy.
- No nie dziwie ci się, że fujara ci stanęła na jej widok. - Telefon zaczął dzwonić. - O ho chyba Jaro coś od nas chce.
- Chłopaki na ulicy 1357 Goucher St mamy zgłoszenie o porwaniu. Zgłaszający to starszy facet około czterdziestki, musicie jak najszybciej się tam zjawić.
- Jasne Jaro za niedługo tam będziemy. - Odpowiedziałem, odpalając silnik mojego auta.
- No dokładnie zaraz tam będziemy. - Rozłączył się z Jaro.
- No to co czas zapierdalać. - Zaśmiałem się i ruszyliśmy w stronę zgłoszenia.
Na miejscu 1357 Goucher St byliśmy pod wrażeniem tak nie typowego domu. Zgłaszający mieszkał w dość luksusowej willi. Zapukaliśmy grzecznie do drzwi. Naszym oczom ukazała się starsza pani też około czterdziestki zapłakana, a za nią mąż który ewidentnie uspokajał swoją żonę. Staliśmy chwilę w progu drzwi, gdy starsze małżeństwo nas wpuściło do środka. Zaczęliśmy rozmowę, od której zależy życie dziecka tego państwa. Pokazaliśmy nasze legitki mówiąc: St.asp Lucyfer Morningstar i asp. Martin Maranzano.
- To państwo nas wzywało? - Zapytałem, siadając na ich bujanym fotelu.
- Tak, to my was wzywaliśmy. - Odpowiedział pan Bruno Smith.
- A co się dokładniej stało? Bo nie chcemy mieć błędnych informacji podczas śledztwa. - Partner powiedział, siadając na kanapie zakładając nogę na nogę.
- Naszą 12 letnią córkę Mary porwano. - Kobieta o imieniu Sophia się rozpłakała. - Proszę pomóżcie nam ją odnaleźć. - Zaczęła nas błagać.
- Oczywiście, że pomożemy. - Odpowiedziałem w pełni świadomy swojej decyzji. - A mają państwo aktualne zdjęcie córki, za nim zniknęła?
- Tak mamy. - Odpowiedział starszy mężczyzna. - Tam za panem na komodzie stoi w oprawionej ramce jej zdjęcie. - Mężczyzna wstał i podał mi do ręki zdjęcie.
- Czy możemy je użyczyć na czas poszukiwań? - Zapytał partner, spoglądając na zdjęcie które mu przekazałem.
- Możecie. Chcemy aby nasza Mary wróciła cała i zdrowa. - Powiedziała kobieta, która bardzo bała się o życie swojej córki.
- A kiedy państwo zauważyło, że córki nie ma? - Zapytałem, mając pewność jak długo dziewczynki nie ma w domu.
- Trzy tygodnie jej nie ma w domu. - Powiedział pan Smith. - Na początku gdy jej nie było jeden dzień to mieliśmy pewność, że poszła do swojej koleżanki Emily z klasy na noc. Ale tam jej nie znaleźliśmy, później zaczęliśmy ją szukać na własną rękę i nic z tego. Nawet policja próbowała nam pomóc, ale oni też nas zapewniali, że wróci. I do dziś nie wróciła - Poleciały mu łzy, gdy wspominał dzień przed porwaniem.
- O mamo. - Byłem w szoku, zapisałem sobie w notesie co do jednego szczegółu. - A znają państwo miejsca, gdzie córka mogła przebywać gdy wracała ze szkoły?
- Ona zawsze lubiła wychodzić na plac zabaw, który mamy przed domem. - Kobieta wstała i pokazała mi ten plac zabaw. - Oraz chodziła nie raz do swojej przyjaciółki Emily na noc, wie pan jak to dzieci.
- Rozumiem, czyli miejsca gdzie dziewczynka mogłaby być to plac zabaw i dom jej przyjaciółki. - Byłem w szoku. - To my już podziękujemy i będziemy państwa informować o toku śledztwa. - Wstałem i kierowałem się w stronę drzwi wyjściowych, a Martin również za mną szedł. - Do widzenia. - Pożegnałem się i wyszedłem.
- Do widzenia. - Powiedziała kobieta zanim zamknęła za nami drzwi.
Schodząc po schodach nadal myślałem, kto może być takim niedojebanym człowiekiem, żeby cudze dziecko porywać. No cóż jedyne co możemy zrobić to zająć się sobą, bo już mamy po 16.38. Gdy już byliśmy razem z partnerem pod moim autem, zapytałem go czy nie podwieźć go do domu? A ten z uśmiechem na twarzy powiedział: Nie trzeba, mieszkam niedaleko a spacer dobrze mi zrobi. Po tym poszedł w swoim kierunku a ja w swoim. Wsiadłem do swojego auta i kierowałem się w stronę domu. Dwie godziny później 18.56. Do domu dotarłem wyjątkowo wykończony, niestety w skrzynce na listy czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka. Otóż obok ulotek z reklamą nowego budynku, pizzerii i prywatnej przychodni kardiologicznej znalazłem wciśnięte pomiędzy reklamowe foldery kobiece majtki.
- Ewidentnie się nudzisz, smarkulo. - Mruknąłem, mając je w dłoni.
W domu wcisnąłem je do plastikowego woreczka, wściekły na siebie o to, że na chwilę przyłożyłem je do twarzy, chcąc powąchać cieniutką koronkę, i przeszedłem się do sąsiadów z zamiarem pogadania o ich rozbuchanej córeczce, która nadal zabawiała się moim kosztem. Ku mojej niewysłowionej uldze pana Johnsona nie było w domu, a na miejscu zastałem tylko jego żonę Emmę.
- Dobry wieczór, Lucianie. Coś się stało? - Kiedy zastała mnie przed furtką, Emma, której w sumie nie znałem jakoś szczególnie dobrze, wyglądała na mocno zaskoczoną i powitała mnie w dość oficjalny sposób, żeby nie powiedzieć sztywno...
Ale przecież nie mogłem jej mieć tego za złe, bo chociaż znaliśmy się z widzenia i od czasu do czasu wymienialiśmy jakieś banalne uwagi o nieprzyjmowaniu księdza po kolędzie, hałasującej bladym świtem śmieciarce czy dziurach w nawierzchni dojazdowej drogi, to do naszej znajomości daleko było do przyjaźni.
- Cześć, Emmo. Słuchaj, chciałbym pogadać o waszej córce. Masz chwilę czy to nie najlepszy moment?
- O Patricii? A co nawywijała? - Emma momentalnie się zdenerwowała.
- Spokojnie, nic złego się nie dzieje. - Uspokoiłem ją. - Mogę wejść?
- Tak, jasne. Wybacz. - Pani Johnson uśmiechnęła się przepraszająco, uchyliła furtkę i wpuściła mnie do środka. - Usiądziemy na zewnątrz? Właśnie zrobiłam lemoniadę, a ta zapowiadana od rana burza chyba jednak przejdzie bokiem.
- Możemy usiąść na zewnątrz. - Zgodziłem się z nią i chwilę później sąsiadka poiła mnie przyjemnie chłodnym napojem.
Kiedy upiłem kilka łyków, sięgnąłem do kieszeni marynarki i wyjąłem z niej koronkowe majtki.
- Chyba waszą córkę i jej koleżanki chyba bardzo bawi to, czym się zajmuje. - Zacząłem, przechodząc do sedna, a siedząca po drugiej stronie stołu Emma z niedowierzaniem wpatrywała się w trzymaną przeze mnie bieliznę.
- Czy to są majtki mojej córki? - Wykrztusiła, wyraźnie zszokowana, a jej opalone policzki zalał rumieniec zażenowania.
- Nie wiem na sto procent, ale podejrzewam, że tak.
A później opowiedziałem jej o zaczepkach ze strony Patricii i jej koleżanek, esemesie który brzmiał tak: "Moja muszelka chętnie by w sobie poczuła twoją maczugę", którego mi wysłała, i kilka innych wcześniejszych incydentach.
- Głupio mi, Emmo. Poważnie. Nie chcę robić za konfidenta, ale sytuacja jest mocno niezręczna. To młodziutka dziewczyna, a ja mam specyficzny zawód i niezłą reputację, którą chciałbym zachować. Pogadaj z nią, za nim dojdzie do jakiegoś nieporozumienia albo kogoś poniesie fantazja. - Poprosiłem.
- Jezu Chryste, muszę zapalić. Poczekasz? - Emma poderwała się z wiklinowego krzesła i boso, po tym, jak przed chwilą zrzuciła szpilki, pognała w stronę domu.
Wróciła kilka minut później, z okrągłą metalową tacą, na której było whisky, dwie szklanki, paczka cameli i zapałki.
- Chcesz? - Wyciągnęła w moją stronę fajki, ale odmówiłem. - To nam polej, a ja sobie zapalę. - Dodała. - Chyba, że jeszcze gdzieś jedziesz?
- Nie, dziś już nigdzie nie jadę. - Złapałem za flaszkę i rozlałem do szklanek po odrobinie złocistego płynu.
- Wypijmy za żelazne nerwy wszystkich, którzy mają w domu nastoletnie bachory. - Wzniosła toast, kiedy już wydmuchiwała dym i sięgnęła po szklankę z whisky.
- Toast całkiem adekwatny do sytuacji. - Zaśmiałem się, a sąsiadka lekko stuknęła swoją szklanką o brzeg mojej.
- A wracając do tego... - Pani Johnson wyjęła dziewczęce majtki z plastikowej torebki i z niedowierzaniem pokręciła głową. - Tak, to jej bielizna. Sama jej zresztą niedawno kupiłam. Nie wiem, co powiedzieć, Lucian. Poważnie...
- Słuchaj, nie musisz się tłumaczyć. Dziewczyna dorasta, chce prowokować, zwrócić na siebie uwagę. Normalna rzecz. Nie przyszedłem z pretensjami czy złośliwymi uwagami. Chciałbym tylko, żebyś o wszystkim wiedziała.
- Okay, dzięki za wyrozumiałość. - Emma cisnęła majtki w trawę pod stół, jakby sam ich widok był dla niej trudny do zniesienia, i obiecała, że gdy tylko Patricia wróci z treningu tenisa ziemnego, zaraz z nią pogadam. - Gdyby w jeszcze jakikolwiek sposób była dla ciebie uciążliwa, to daj znać.
- Jasne. - Mruknąłem, dopijając whisky.
Wychodziłem, kiedy przed dom podjechał pan Johnson. Wysiadając z samochodu, podobnie jak żona zapytał, czy coś się stało.
- Nic. Wpadłem pogadać o planowanej budowie nowego sklepu. - Skłamałem, a Emma posłała mi pełne wdzięczności spojrzenie.
Jak się domyśliłem, nie chciałaby pewnie mówić o wszystkim mężowi.
- Trzymajcie się. - Pożegnałem sąsiadów i wąską ulicą ruszyłem w stronę swojego domu. Mieszkamy od siebie pięć domów dalej, ale i tak jesteśmy sąsiadami.
Byłem w połowie drogi, kiedy wpadłem na Patricię. Smarkula w towarzystwie dwóch koleżanek szła poboczem, głośno się z czegoś naśmiewając. Na mój widok krzywo się uśmiechnęła i szepnęła coś na ucho jednej z dziewczyn, ale postanowiłem, że nie dam się sprowokować, i bez słowa przyspieszyłem tempo chodzenia. W domu nalałem sobie whisky i rozsiadłem się na sofie. A kiedy wypiłem, nabrałem odwagi i wybrałem numer Arthura, chcąc go zapytać o seksowną brunetkę poznaną kiedyś u niego w ogrodzie za czasów zawodówki. Jednak pomimo że dość długo trzymałem telefon przy uchu, stary znajomy nie odbierał.
- Nie to nie. - Mruknąłem, odkładając komórkę na ławę.
Piłem trzecią porcję łyskacza, kiedy zadzwoniła Tamara.
- Przyjedziesz do mnie? - Rzuciła, kiedy odebrałem.
- Dziś nie mogę.
- Widzisz się z jakąś inną? - Zapytała z mocnym ukraińskim akcentem, jak zawsze, kiedy była zdenerwowana.
- Po prostu dziś nie mogę. - Mruknąłem.
- Szkoda, bo kupiłam coś, co na pewno by ci się spodobało.
- Tak, a co?
- Majteczki z dziurką w kroku. - Zaśmiała się.
- Niegrzeczna dziewczynka. Ja już bym wiedział, co ci w tę dziurkę wsadzić...
- Co? Opowiedz. - Droczyła się ze mną.
- Najpierw wsunąłbym ci w tę dziurkę koniuszek języka, żeby przed moją dzielną maczugą wysłać zwiadowcę, a później drażniłbym cię tak długo, aż zaczęłabyś błagać o coś konkretniejszego między nogami.
- Błagać? Ja, ciebie? Marzyciel.
- Uwierz mi, błagałabyś.
- Opowiedz mi o tym. - Zachichotała.
- O tym jak bym cię na tym masywnym okrągłym stole, który stoi w waszej kuchni i zerżnął cię na nim tak, że straciłabyś przytomność? - Wymruczałem, a ona znowu parsknęła śmiechem.
- Szkoda, że nie przyjedziesz... Napaliłam się na ciebie.
- I o czym myślisz?
- O tym, jak całkiem nagi opierasz się o ścianę. Klękam przed tobą i wsadzasz mi w usta swojego kutasa, trzymając mnie za włosy. Mocno, brutalnie, jakbyś chciał mnie za coś ukarać albo pokazać, kto rządzi. Później wpychasz mi go jeszcze głębiej, a ja zaczynam się krztusić, ale twój chuj napiera i rozrasta się w moich ustach. Kiedy już prawie eksplodujesz, wyciągasz go i spuszczasz mi się na piersi i brzuch, a twoja ciepła, lepka sperma... Poczekaj... Kurwa, chyba teściowa przyjechała. Tylko ona dzwoni natarczywie. Muszę kończyć.
Tamara cmoknęła w słuchawkę i rozłączyła się, nie czekając na moją odpowiedź, a mnie zachciało się śmiać na myśl, że gdybym się zgodził, byłbym pewnie teraz w drodze do niej, nie mając pojęcia, że nawet mi nie otworzy. Tym bardziej, że nigdy nie dzwoniłem do jej drzwi. Najpierw wysłałem jej esemesa, a kiedy uznawała, że jest bezpiecznie i nikt mnie nie przyuważy, wpuszczała mnie do środka ,,Cóż, uroki romansu... Kochanek zawsze w tyle za panem mężem... Nie żebym się tym przejmował " - pomyślałem, sięgając po butelkę. Kiedy byłem już dość mocno pijany, wyszedłem na taras, gdzie usiadłem na leżaku. Zasłuchany w kojącą ciszę ogromnego miasta od razu zasnąłem.

Moonstar part.1 [ ZAKOŃCZONA ]Where stories live. Discover now