Rozdział 8. - Król Julian

247 10 2
                                    

Król Julian był na tyle dziwnym osobnikiem, że każda w miarę inteligentna osoba przesiewała jego słowa przez sito, gdyż prawdy w jego słowach zwykle było niewiele. Jednak usłyszawszy, że jego dziewczyna przyjedzie z lemurzej wyspy, każdy z nich śmiał się do rozpuku do czasu, kiedy rzeczywiście do zoo zagościła królowa Zoe.

Była to piękna lamurzyca z niebieskimi oczami i długim ogonem. W jej oczach czaiła się dziecięca radość. Wydawała się niezwykle ucieszona faktem, że mogła w końcu zobaczyć Juliana po tak długiej rozłące. Bowiem to właśnie ona rządziła królestwem na Madagasakarze, kiedy jej ukochany mieszkał w zoo w Central Parku. Niebywałe zdziwienie spowodowała ta para, a najbardziej zszokowane były pingwiny, które stały wybałuszając oczy na dwójkę lemurów, skaczących na trampolinie.

Gdy Julian chodził po zoo z wiadomością, że jego królowa przybędzie w ich włości, myśleli, że jest to jakaś jego wymyślona znajoma, bądź ten opowiada głupoty jak zawsze. Nawet nie śmieli podejrzewać, że jest to prawda. Cała czwórka jak jeden mąż wpatrywali jak ci z podekscytowaniem skakali na trampolinie, trzymając się za łapki.

— On mówił prawdę. — powiedział Skipper wciąż ze zdziwieniem patrząc na parę.

— A co myśleliście? Chyba nie podejrzewacie, że król zostawiłby pilnowanie królestwa na Madagaskarze byle komu? Musiał mieć jakąś królową. - rzekł z obojętnością Moris - pulchny przyjaciel i prawa ręka  Juliana.

— Ogoniasty ma kobietę. Zawsze jak opowiadał o niej, myślałem, że znowu sobie coś ubzdurał, albo chcę ubarwić swoje życie. — dodał Kowalski, drapiąc się po głowie.

Jednak ci, o których było mowa, wcale nie zwracali na nich uwagi. Wspólnie z niebywałą radością skakali, tańczyli w rytm muzyki z bumboxa i zajadali mango oraz ananasy - ulubione owoce obydwóch. Nie wiedzieli się już dłuższy czas i zdążyli się za sobą niezwykle zatęsknić. Nikt inny nie umiał ich zrozumieć tak dobrze jak właśnie ten drugi.

Byli tak samo dziwni i w pełni akceptowali zachowanie tego drugiego. Zostali parą nawet o tym nie wiedząc, gdyż wszyscy zaczęli ich tak nazywać. Rodzice króla Juliana traktowali ją jak synową, a ona ostatecznie została królową wyspy. Wszyscy byli szczęśliwi z tego miana, jednak nie ona sama. Była zbyt oderwana od rzeczywistości aby w ogóle zrozumieć, że została królową. Na szczęście miała swoich oddanych ludzi, którzy pomagali jej w decyzjach na rzecz państwa i dzięki temu wyspa jeszcze stała i nikt jej nie zaatakował.

Oczywiście gdy razem władali wyspą, na której wcześniej mieszkał Julian, było im lepiej. Wspólnie reprezentowali swoją dość pokaźną niewiedzę na temat rządzenia ludem i ważnymi sprawami dla nich. Tak naprawdę byli oni tam tylko i wyłącznie w celach turystycznych. Byli twarzą swego "państwa", jednak ich decyzje nigdy nie należały do najwybitniejszych. Byli naprawdę kiepskimi władcami, jednak przez ich głupiutkie zachowanie byli uznawani za przyjazne i niegroźne zwierzęta.

Julian nigdy nie czuł się równie szczęśliwy jak teraz. Pokazywał jej swoje nowe ruchy taneczne, częstował najlepszymi koktajlami, które przyrządzał Moris, a następnie tańczyli całymi nocami denerwując tym przede wszystkim pingwiny, które chociaż starały się rozumieć ich tęsknotę, miały ich serdecznie dość i najchętniej rzuciliby w nich bombę. Lecz tamci niewiele się tym przejęli, a imprezy organizowali coraz huczniejsze.

Skipper przeżywał kryzys, gdyż jego nerwy były na wyczerpaniu. Chodził w tę i z powrotem z worami pod oczami i zastanawiał się jak długo to wszystko jeszcze będzie trwało i ile jeszcze będzie w stanie wytrzymać. Przez brak snu i spokojnego dnia bez muzyki stał się marudny, nerwowy i potrzebował świętego spokoju, którego niestety w najbliższym czasie nie miał doświadczyć.

Kowalski zaś był zwierzęciem opanowanym, jednak kiedy ich głośne śpiewy wytrąciły go z weny przy tworzeniu nowego wynalazku, zdenerwował się i wraz z szefem zaczął planować zamach na parę lemurów. Zaś Rico miał to wszystko w głębokim poważaniu, jednak gdy szef był zdenerwowany na kogoś to on również. Szeregowy jako jedyny lubił Zoe, gdyż pewnego dnia pochwaliła jego pluszaka jednorożca. Niezmiernie zaplusowała tym u niego.

Inne zwierzęta również były zdenerwowane, jednak pocieszał ich jedynie fakt, że kiedyś to się skończy, a królowa wyjedzie tam skąd przybyła. Chyba tylko i wyłącznie dlatego jeszcze nie zaczęły buntować się przeciw parze i ich imprezach, trwających dwadzieścia cztery godziny na dobę, każdego dnia w tygodniu.

*

– Witam Mort. Chciałabym cię zapytać, czy widziałeś może Morisa? Nie mogę go znaleźć, a mikser nie chcę działać, a ja nie mam zielonego pojęcia jak go naprawić. – rzekła smutnym głosem, patrząc na małego lemura niebieskimi oczętami.

– Moris leży na leżaku. – odpowiedział piskliwym głosikiem i zaczął ponownie gonić swój puszysty ogonek.

Dziewczyna jednak nie zwróciła na niego uwagi i pobiegła w podskokach w stronę leżaków. Rzeczywiście leżał tam Moris, który w ostatnie dni był wypoczęty jak nigdy, bowiem Julian w końcu dał mu święty spokój. Pozwolił mu odpocząć i przestał zadręczać upierdliwymi pytaniami i zadaniami. Król chciał pokazać Zoe, że jest prawdziwym królem i świetnie radzi sobie bez nikogo. Miał potrzebę zaimponowania jej, chociaż nie zawsze mu to wychodziło.

Podeszła do Morisa i zauważyła, że ten śpi zatem uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła z powrotem, nie chcąc mu przeszkadzać. Stanęła na przeciw rozwalonego miksera i wpatrywała się w niego. Przestała dopiero wtedy, kiedy Julian nie podszedł do niej z ananasem i mango, zastanawiając się, które najpierw powinien zjeść. Dopiero po chwili spojrzał na nią i rzekł:

– Jak myślisz, lepszy będzie ananas czy mango? – zapytał, a ona wzruszyła ramionami i niemal zrozpaczona wpatrywała się w rozwalony mikser.

– Wiesz, jak naprawia się miksery? Bardzo chciałabym wypić sobie koktajl. – dopiero tymi słowami zwróciła na siebie jego uwagę.

Spojrzał na nią i podszedł do urządzenia z nadzieją, że gdy w nie uderzy, ten magicznie zadziała. Julian tak samo jak królowa Zoe nie miał pojęcia o elektrycznych rzeczach. Wszystkim zwykle zajmował się Moris, chociaż król chciał pokazać swoją władzę nad wszystkim. Nawet nad urządzeniami energetycznymi.

Jednak jego pomysł z trzaskaniem kijem miksera okazał się równie głupi co inne. Urządzenie wybuchło pozostawiając na obydwóch lemurach czarną sadze i nastroszone futro. Jednak nie wydawali się przerażeni tym faktem. Ba! Zaczęli się śmiać w najlepsze, a pingwiny, które przez lornetę obserwowali parę, nie mogli wyjść z podziwu nad ich głupotą. Cała czwórka zastanawiała się jakim cudem ta para została władcami innych lemurów. Na pewno jednak nie byli odpowiednimi zwierzętami, aby przemawiać głosem ludu.

Pingwiny z Madagaskaru || one shotWhere stories live. Discover now