Prolog

78 4 2
                                    


Praga, marzec 2014

Noc. Słońce już dawno zniknęło za horyzontem, okrywając całe miasto ciemnością. Delikatne żółte światła wydobywające się z przyulicznych latarni walczą z pogrążającym mrokiem i nie dając za wygraną tak łatwo, wyznaczają drogę wzdłuż metalowych torów. Cisza pośród tego pustkowia przeraża, odbierając mi z każdą sekundą coraz więcej oddechów. Idę przed siebie, nie wiedząc dokładnie w jakim celu. Moje nogi bez posłuszeństwa prą do przodu, żyjąc własnym życiem. Rozglądam się wokół, ale w zasięgu mojego wzroku nie ma żywej duszy. Nagły przeraźliwy dźwięk nadjeżdżającego z oddali pociągu przyprawia mnie o zawał serca. Jak na zawołanie nogi zatrzymują się na środku betonowego peronu, nie pozwalając mi zrobić ani jednego kroku więcej. Wpatruję się w oślepiający blask lamp, które zbliżają się powoli w moim kierunku.

Co ja tutaj robię?

Zdezorientowanie marszczę czoło, szukając w pamięci jakiejkolwiek odpowiedzi. Ból głowy pojawia się nagle, a towarzyszący mu pisk w uszach sprawia, że schylam się nisko. Zaciskam powieki i przykładam dłonie do skroni, uciskając pulsujące miejsca. Katusze wydają się być nie do wytrzymania, powoli rozchodząc się w każdą stronę mojego ciała, odejmując głos i zamrażając moje stopy w miejscu. Żołądek wariuje, doprowadzając mnie do mdłości, gdy odgłos tarcia metalowych kół pociągu o szyny zdaje się być coraz bliżej. Wymiotuję przed siebie, czując, jakbym pozbywał się wszystkich swoich wnętrzności. Ból znika, gdy tylko otwieram oczy. Z przerażeniem przyglądam się mazi, jaka ze mnie wypłynęła. Ciemnoczerwona krew rozlewa się strugami po całym peronie, nie pozostawiając ani jednego czystego miejsca. W panice przecieram usta dłońmi i wyciągam je przed siebie. Cały drżę, widząc, jak czerwony płyn skapuje między moimi palcami.

- Nie, nie umierasz.

Cichy głos obok mnie wzdryga mną, zatrzymując na chwilę serce ze strachu. Młoda dziewczyna, ubrana w szkolny jasnoszary mundurek i białą koszulę pojawia się znikąd. Jej czarne krótkie włosy delikatnie zawijają się tuż ponad ramionami, powiewając na wietrze. W jej uszach tkwią słuchawki, a kabel ciągnący się wzdłuż jej ciała znika w kieszeni marynarki. Patrzy przed siebie, nawet nie zerkając w moją stronę. Wlepiam w nią swoje oczy, nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. Znam ją.

Mari?

- Wszystko u Ciebie dobrze, Rowoon? - pyta, zachowując poważną minę.

Walczę ze sobą, chcąc jej odpowiedzieć, ale nie potrafię. Wyciągam dłoń w jej stronę, starając się jej dosięgnąć. Niestety moja ręka zatrzymuje się tuż przy jej rękawie. Stopy, jakby przygwożdżone do ziemi, nie pozwalają mi się do niej zbliżyć choć na centymetr.

- Wydajesz się być szczęśliwy. - mówi po chwili, opuszczając głowę delikatnie, a kącik jej ust nieznacznie unosi się ku górze.

W myślach słowa kotłują mi się jak szalone, zdając się być nie do rozczytania. Tak wiele chcę jej powiedzieć, ale nie jestem w stanie. Gapię się na nią, czując, jak do oczu napływają mi łzy. Stoję jak zamrożony, krzycząc w duszy, by na mnie spojrzała.

Gdzieś nad nami z głośników, z których zwykle ogłaszane są przyjazdy pociągów, zaczyna płynąc niezrozumiałe buczenie. Dźwięk trąbienia pociągu jest na tyle głośny, że zwraca nasze spojrzenia w jego stronę. Z mroku wyłaniają się coraz jaśniejsze i większe światła lokomotywy, rażąc mnie po raz kolejny. Latarnie zaczynają migotać, na zmianę gasnąc i zaświecając się. Psychodeliczna aura, jaka zaczyna tutaj panować, wznosi moje przerażenie do granic możliwości.

- Muszę już iść. - szepcze.

Wyjmuje ze swoich uszu słuchawki, a z kieszeni szary odtwarzacz na kasety. Staranie zawija kabel wokół niego i wreszcie spoglądając na mnie, wkłada mi go do dłoni.

Midnight Blue [ZOSTANIE WYDANE]Where stories live. Discover now