Rozdział 14

291 22 0
                                    

5 miesięcy później



Rose



- Wyjeżdżasz stąd i to zaraz. - warknął zdenerwowany brunet trzaskając drzwiami wejściowymi.


- Co? Co się stało? - zapytałam zszokowana jego zachowaniem. Ściągnęłam kuchenny fartuszek i podeszłam do drewnianego stołu na którym leżała gazeta z jego zdjęciem na pierwszej stronie. - Cholera. - mruknęłam pod nosem i spojrzałam na mężczyznę wrzucającego moje rzeczy do sportowej torby. - Co ty robisz? - spojrzałam na niego marszcząc brwi.


- Wyjeżdżasz, już ci mówiłem. - odpowiedział nie spoglądając na mnie.


- James. - zero reakcji. - James. - dalej robił swoje. - Barnes do cholery. - złapałam go za nadgarstki i przytrzymałam.


- Co? - mruknął nareszcie łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.


- Przestań. Nigdzie nie wyjeżdżam. - powiedziałam spokojnie nadal go trzymając.


- Niepotrzebnie się narażasz.


- Skończ. - powiedziałam ostro. - Usiądź. - pchnęłam go w stronę kanapy, na którą delikatnie opadł. - I ochłoń. - dodałam, po czym ruszyłam w stronę kuchni, aby wyłączyć gotujący się obiad i wyjąć szklankę, którą po chwili zapełniłam wodą. Wzięłam szklane naczynie ze sobą i podałam brunetowi, za co podziękował skinieniem głową.


Oparłam się tyłem o stół i spoglądałam zamyślona na jego osobę, dlatego ten podniósł jedną brew do góry wyczekując ode mnie jakiejkolwiek wypowiedzi.


- Póki sytuacja się nie uspokoi siedzisz w domu. - powiedziałam łapiąc się za nasadę nosa i przymykając oczy. - Ja będę wszystko załatwiać. Zero dyskusji. - warknęłam gdy zauważyłam, że miał zamiar wszczynać kolejną sprzeczkę.



Miesiąc później



Od naszej ucieczki minęło dobre pół roku. Nadal przebywaliśmy w Budapeszcie, w którym jakoś nam się wiodło. Mieszkanie razem było dla nas naprawdę ciężkie, gdyż nie pałaliśmy do siebie sympatią, a nasze rozmowy zawsze kończyły się kłótnią, a czasem nawet rękoczynami. Mimo to, staraliśmy się siebie wspierać i jedno dbało o bezpieczeństwo drugiego.


Dlatego gdy miesiąc temu zdjęcia Bucky'ego znalazły się w gazetach, dla naszego bezpieczeństwa to ja załatwiam takie sprawy jak na przykład zakupy i wyjścia.


Stałam przy małym przydrożnym targu wybierając brunetowi miękkie śliwki, o które przed wyjściem poprosił. Wrzuciłam je do foliowej torebki nadstawionej przez miłą sprzedawczynię i podałam jej należną kwotę. Odeszłam kawałek, aby zajrzeć do kolejnego sklepu, jednak mój krok zwolnił gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk przychodzącego powiadomienia, wydobywający się z kieszeni moich dresów. Wiedziałam iż owe powiadomienie oznaczało wiadomość od szarookiego, który zapewne znowu zapomniał powiedzieć mi w domu, czego jeszcze pragnie jego żołądek.

It's gonna be okay, Bucky | Bucky BarnesDove le storie prendono vita. Scoprilo ora