Rozdział 2

2.7K 229 110
                                    


Victoria wiedziała, że dzisiejszy bal po raz kolejny okaże się okropnością, przed którą nikt jej nie uchroni. Była przekonana, że po dzisiejszym dniu matka wyda ją za mąż za pierwszego mężczyznę, który zaprosi ją do tańca. Jej obawy potwierdziło wejście hrabiny, która prychając z dezaprobatą, oznajmiła jej, że dłużej nie będzie znosiła jej stanu.

– Wyjdziesz za mąż po tym sezonie, czy tego chcesz czy nie. Nie obchodzi mnie, kto ci się oświadczy, chcę się ciebie pozbyć, bo napawasz mnie wstydem.

Słowa matki bolały za każdym razem tak samo, ale już nauczyła się z nimi żyć, więc przyjęła je ze spokojem i pokiwała głową na zgodę, chociaż chciała jej wykrzyczeć prosto w twarz, jak bardzo jej nienawidzi.

– Dobrze, matko – odpowiedziała w końcu z trudem, chociaż wolałaby milczeć.

Kiedy hrabina wyszła, Victoria odetchnęła z ulgą i zajęła się przygotowaniem do balu.

Z pomocą pokojówki wzięła kąpiel z olejkami, umyła włosy i po wysuszeniu, służąca dobrze je wyszczotkowała, aż lśniły w świetle świec i ognia. Włosy były jednak jej najmniejszym zmartwieniem.

Suknię miała już dawno wybraną, w szmaragdowym kolorze, obszytą koronką przy staniku, a złota nić pięknie połyskiwała, gdy padało na nią światło. Ramiona na szczęście miała osłonięte, lecz dekolt był trochę głębszy, tak, by odsłaniał szczyty jej mlecznobiałych piersi. Nie czuła się z tym dobrze, ale matka uznała, że odważniejsze wcięcie sprawi, że jakikolwiek dżentelmen zainteresuje się kimś takim. Kimś takim.

Na pół godziny przed odjazdem była już gotowa, założyła już tylko pantofle i szal na ramiona, aby chociaż częściowo się okryć przed chłodną i wilgotną nocą. Powóz już czekał, więc nie mogła pozwolić na to, by matka zaczęła mieć pretensje o jej rzekome spóźnialstwo. Na szczęście była pierwsza, więc pokornie usiadła w salonie, gdzie matka miała przyjść i czekała, aż zjawią się wszyscy. Zaraz po niej przyszła Whitney, do której wymruczała tylko kilka słów i wróciła do obserwowania jakże interesującego wzoru na szezlongu. Jakoś po tym feralnym wieczorze nie mogła spojrzeć jej w oczy, więc unikała jej, jak tylko mogła. W ciągu dnia dużo czytała lub kiedy matka odpoczywała, szła do stajni, gdzie spędzała tam kilka godzin, a po powrocie do domu, musiała przebrać się do kolacji. Dziś jednak nie mogła jej zignorować.

Whitney usilnie próbowała zagadnąć starszą siostrę, lecz ta uparcie odwracała od niej wzrok i w końcu się poddała, pozwalając, by cisza zaległa między nimi niczym lepka maź. Matka przyszła najpóźniej z nich wszystkich, nawet ojciec był wcześniej, pochrząkując niecierpliwie, bo już marzył o tym, by w końcu uciec do pokoju karcianego, pobyć z mężczyznami, napić się i zapalić cygaro.

Hrabina Devon powitała swoich gości, zaraz po tym, jak lokaj ich zaanonsował szerszej publiczności. Victoria czuła się jak widowisko, co oczywiście nie było żadną nowością, chociaż wzrok przyciągała jej młodsza siostra, dużo piękniejsza.

Przywitał ich kolorowy i głośny tłum, pomiędzy którym spacerowali lokaje z tacami pełnymi kieliszków i szklanek z alkoholem. Victoria sięgnęła po jeden z szampanem i upiła trochę, ledwie mocząc usta, ale od razu została zganiona przez matkę. Nie odłożyła jednak lampki i dalej uparcie sączyła napój, chociaż tak naprawdę wcale nie miała na niego ochoty. Musiała się jednak czymś zająć, bo była zbyt zdenerwowana.

Gospodyni, lady Diana, uśmiechała się do każdego, chociaż nie o każdym gościu miała dobre zdanie i tak właśnie było w przypadku lady Lucindy. Hrabina nie wzbudzała w niej żadnych pozytywnych uczuć, mimo że nie miała z nią do czynienia osobiście, ale dość o niej słyszała, żeby obdarzyć antypatią. Za plecami hrabiny stała jej najstarsza córka, może i była oszpecona, ale miała w sobie pewien urok i powab, który podkreśliła szmaragdową suknią. Ta nieoparzona połowa twarzy ukazywała oszałamiającą piękność, która w innej sytuacji położyłaby do stóp cały Londyn. Niestety była jednak zahukana i przestraszona, co czyniło ją niewidzialną i pozbawioną charakteru. Co innego jej młodsza siostra, błyszczała jak diament i była naprawdę piękna, więc skupiała na sobie całą uwagę większości dżentelmenów na sali.

Szczyt perfekcji (Blizny #1)✓Where stories live. Discover now