Rozdział »21«

50 5 2
                                    

Odgarnęłam śnieg, otrzepując z niego ostatnie narzędzia, jakie zawieruszyły się na naszej farmie choinek. Był to dzień sprzątania i przygotowywania wszystkiego na kolejny rok. Dziadek chciał mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, gdyż wiedział, że cała rodzina będzie musiała w najbliższym czasie zaangażować się w pensjonat.
Przeszłam kilka kroków i poprawiłam czapkę na głowie. Przede mną leżała góra ściętych choinek, które należało porąbać. Ze względu na to, że nie miałam zbyt wielu rąk do roboty, najpierw zabrałam się za przeglądanie gałęzi i urywanie tych, które jeszcze mogłyby przydać się do ozdobienia, czy domowego, czy tego na zewnątrz. Chwyciłam sekator i zabrałam się do pracy.
Po kilkunastu minutach zobaczyłam, jak pod zagajnik podjeżdża furgonetka. Wysiadł z niej Mikołaj, i ku mojemu zaskoczeniu, również Martyna. Uśmiechnięci od ucha do ucha wdali się w pogawędkę z dziadkiem, a następnie z wujkami. Martyna wydawała się zagubiona. Rozglądała się, dłonie miała głęboko wciśnięte w kieszenie białej kurtki. Obok niej przeszedł mój tata, niosąc grubą kłodę. Dziewczyna od razu odskoczyła, zapewne bojąc się, że jakaś część drewna ją ubrudzi. Uśmiechnęłam się pod nosem. Gdy podniosłam głowę kolejny raz, Martyna była kilka kroków ode mnie.
- Cześć Kornelia! - krzyknęła do mnie.
- O, hej! - Z trudem wyprostowałam się.
- Jejku. Macie tu dużo pracy. Dobrze, że jest was tyle - zaśmiała się, patrząc na górkę drewna, przy której stałam.
- Jakoś sobie radzimy. A wy? Gdzieś jedziecie? - Kiwnęłam głową w stronę Mikołaja.
- Tak, do moich rodziców. Mam nadzieję, że go polubią. - Uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
- Na pewno. Tylko może nie opowiadajcie od razu o pasji Mikołaja. To może ich trochę przestraszyć, a niepotrzebnie.

Martyna spojrzała na mnie. Miałam wrażenie, że lustruje mnie od stóp do głów. A miałam na sobie zwykłe kozaki, spodnie dresowe, wytartą kurtkę i zupełnie nie pasujące rękawiczki, czapkę i szalik. Czyli mój typowy strój roboczy.
- Sama nie jestem zadowolona z jego zainteresowania. Owszem, na początku mnie to pociągało, ale jak zobaczyłam ich wyścigi na śniegu... Strasznie to niebezpieczne. - Westchnęła, a jej wzrok stał się nieobecny.
- Może ty mu przemówisz do rozsądku... My już nie dajemy rady. - Wzruszyłam ramionami.

Usłyszałam kolejny warkot samochodu, tym razem Dawida. Wysiadł z auta razem z Igorem i obaj przywitali się z resztą mężczyzn. Nie mogłam go rozgryść. To w ogóle śmieszne, że próbowałam, zamiast po prostu zapytać. Dawid coraz częściej z samego rana nie pojawiał się w zagajniku. Przyjeżdżał natomiast chwilę przed południem. Mogłam domyślać się, że gdzieś jeszcze pracuje, albo chodzi na terapię, ale byłam strasznie zagubiona w tej sytuacji. Bycie na drugim roku studiów psychologicznych dawało mi mnóstwo wiedzy, ale gdy stałam przed zastosowaniem zwykłej rozmowy, zacinało mnie. Większa świadomość mnie ograniczała.
Martyna podążyła za moim wzrokiem i uśmiechnęła się delikatnie.
- To może ja już pójdę - zaśmiała się i ruszyła do Mikołaja.

Gdy ten ją zauważył, pożegnał się z rozmówcami i ruszył z dziewczyną do samochodu. Westchnęłam i wróciłam do pracy.
Powinnam wiedzieć. Powinnam zapytać. Należy pamiętać, że dalej jestem zwykłym człowiekiem i najzwyczajniej w świecie chciałabym wiedzieć, co Dawid robił, jak wyglądał ten proces po więzieniu. Nawet nie wiedziałam, jak wygląda jego rodzina. A może oczekiwałam za dużo? Przecież chciałam, aby nasza relacja za bardzo się nie zmieniła. Sama zaczęłam się już w tym wszystkim gubić.
- Trzeba to porąbać, nie? - Za plecami rozbrzmiał głos Dawida.

Wzdrygnęłam się i odwróciłam. Chłopak był ubrany w dres i puchową kurtkę. W dłoniach trzymał siekierę.
- T-tak - jęknęłam.
- Coś nie tak? - Zatrzymał na mnie wzrok.
- Nie... Jest wszystko okej. - Kiwnęłam głową i zabrałam przygotowane gałązki ze śniegu.

Ruszyłam w stronę ciotki Marysi, aby oddać jej to, co przygotowałam. Od razu na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Niechętnie wróciłam do chłopaka, który zabrał się za pierwszą kłodę. Podstawiłam mu taczkę, aby porąbane kawałki szybciej przewieźć w odpowiednie miejsce.
- Z Igorem lepiej? - zapytałam, sama nie wiedząc od czego zacząć.
- Chyba tak. Cieszył się, że jest coś tutaj do roboty. Chyba lubi to miejsce. - Zamachnął się i kolejny kawałek upadł na ziemię. Szybko go podniosłam i wrzuciłam do taczki.
- Jeździsz z Mikołajem na wyścigi? - wypaliłam nagle, aż sama zdziwiłam się tym pytaniem.

Dawid spojrzał na mnie i jak zwykle uśmiechnął się półgębkiem.
- Rozumiem, że dzisiaj jest dzień Q&A... - Przewróciłam oczami. - Byłem kilka razy.
- Po co? - od razu mu przerwałam.
- Zapraszał mnie. Nie jeżdżę, jeśli to cię interesuje. Ale Igor już z chęcią. - Wypuściłam powietrze i spojrzałam na blondyna, który dowcipkował sobie z moją mamą, niosącą z samochodu torby pełne kaw, mleka i czekolady.
- Widocznie każdy facet musi mieć w życiu jakiś dreszczyk adrenaliny - mruknęłam.
- Chyba nie ma w słowniku psychologa takich słów jak "zawsze", "nigdy", czy też "każdy".
- Ani że "muszę", ani że "powinnam". Tak, masz rację. Ale może dla każdego faceta dreszczyk adrenaliny to coś innego? Coś różnego to wzbudza? - Podniosłam jedną brew. - Adrenalina sama w sobie nie jest niczym złym.
- Samo w sobie nic nie jest złe. Wszystko z czegoś wynika.
- Co dziś robiłeś? - uśmiechnęłam się głupio.

Dawid przerwał robioną czynność i znowu spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami. Dlaczego tak ciągle zwracałam na to uwagę? Idealnie odbijały się w bieli śniegu.
- Dlaczego pytasz? - Przełknął ślinę. Mocniej ścisnął drążek od siekiery.
- Bo mam wrażenie, że bardzo mało o tobie wiem. - Wzruszyłam ramionami. To była po prostu prawda.
- Wcześniej ci to nie przeszkadzało...
- Dawid...
- Załatwiałem kilka spraw. A potem byłem na spotkaniu odwykowym. Taka procedura po odsiadce. Muszę wyrobić określoną liczbę godzin, a potem po wydaniu opinii przez psychologa, stwierdzają, czy można dać mi spokój, czy jeszcze nie.
- Dziękuję, że mi powiedziałeś. - Patrzyłam mu prosto w oczy.
- Za dwa tygodnie kończę ten odwyk. Tak samo pracę. Będę mógł się zwolnić, dostanę potrzebne dokumenty i będę wolny. Oprócz wiadomych kontrol, czy aby na pewno nie wracam do tego wspaniałego zarobku. - Kiwałam głową w zamyśleniu.
- To już niedługo.
- Nie mogę się doczekać. Planuję stąd wyjechać. Z resztą takie też zalecenie dostałem od prowadzącej mnie psycholog. Uważa, że zmiana otoczenia dobrze mi zrobi.
- I ma rację. W innym miejscu nikt nie będzie na ciebie tak patrzył, jak tutaj.
- Tak... Ale wyrok... Nie wiem... Nie ważne. - Wrócił do pracy.

Wyrok będzie się za nim ciągnął. Najpierw będą go kontrolować, a jak będziesz szukał pracy, pracodawca zainteresuje się karalnością. To oczywiste.
Z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek telefonu. Wygrzebałam go z kurtki i odczytałam SMS od Dominiki. " W weekend ognisko?! Pewnie, że tak!". Zaśmiałam się. Ledwo co zaczął się tydzień, a ona już miała plany na weekend? Bardzo zabawne.
- Będziesz miał czas w weekend? - zapytałam.
- Dopiero co był - zdziwił się.
- Doma wymyśliła jakieś ognisko. - Wzruszyłam ramionami.
- A ty będziesz miała jutro czas? - uśmiechnął się zalotnie.

Od razu spoważniałam.
- W sensie?
- Może pójdziemy do kina wieczorem? Masz czas, żeby wybrać jakiś film. Tylko nie jakieś romantyczne. - Westchnął.
- Zapraszasz mnie do kina, ale stawiasz swoje warunki. Coś tu nie gra.
- Z tobą się inaczej nie da. Znowu coś odpierdolisz, widzę to w twoich oczach. - Wskazał palcem na moją twarz.

Schowałam telefon do kieszeni i nabrałam w rękawiczki dużo śniegu. Dawid zaczął powtarzać "nie" i wbił siekierę w pieniek, na którym rąbał drzewo. Ubiłam śnieg i zamachnęłam się z całej siły. Oczywiście chłopak zrobił unik, zgarnął śnieg, i uderzył mnie śnieżką w głowę. Zamknęłam oczy, ponieważ śnieg wpadł mi za kołnierz.
- Zabiję cię! Przysięgam! - warknęłam.
- No ale to ty zaczęłaś! I doo tego nie umiesz rzucać śnieżkami. Czy to moja wina? - Ledwo powstrzymywał śmiech.

Ale ja już dawno przestałam traktować to jak zabawę. Podniosłam ręce w geście poddania i ruszyłam z taczką, aby ją opróżnić. Po drodze, gdy Dawid nie zwracał na mnie uwagi, zrobiłam kilka śnieżek i wpakowałam je sobie do kieszeni. Nie było tego za bardzo widać, gdyż kurtka była o kilka rozmiarów na mnie za duża. Wróciłam do chłopaka, jak gdyby nic i uśmiechałam się głupio. Podejrzewał coś. Patrzył na mnie uważnie.
- Zimno jest. - Westchnęłam.
- Może idź się przebierać. Jeszcze się rozchorujesz... - Jego oczy zmieniły wyraz. Teraz były zatroskane i chyba widziałam w nich wyrzuty sumienia.
- A może ty mnie rozgrzejesz - wyszczerzyłam się głupio.
- A od kiedy ty taka romantyczna jesteś? - Chyba połknął haczyk.

Rozłożyłam ręce i czekałam, aż podejdzie. Podszedł od razu. Przytulił mnie i wyjął z kurtki moje włosy, mokre od śniegu. Opuściłam ręce i podniosłam na chłopaka wzrok. Uśmiechnął się delikatnie, czule mi się przyglądając. Stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta. Uśmiechnął się szerzej. Schylił się i pogłębił pocałunek. W tym czasie wyjęłam śnieżki z kieszeni kurtki i szybkim ruchem wrzuciłam je Dawidowi pod kurtkę na plecach. Wrzasnął, przeklinając. Nie mogłam wytrzymać. Zaczęłam się głośno śmiać. Szybko jednak musiałam uciekać, gdyż chłopak zdenerwował się niemiłosiernie.

Inny (lepszy) światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz