Hej! Przychodzę do was z kolejnym rozdziałem :D mam nadzieję, że wam się spodoba :*
Na pokładzie statku matki było całkiem gwarno, ale i tak przywitało ich kilkoro członków Ostrza w mundurach. Nikogo jednak nie zdziwił widok Lanca, jemu również skinęli głowami w przywitaniu. Nawet Cosmo na nich czekał w hangarze i od razu przybiegł się przywitać.
- Zostawiam to tobie... - Keith spojrzał najpierw na Cosmo, a potem na bagaże McClaina. Wilk przez chwilę przypatrywał się stercie pakunków, po czym złapał w zęby jeden i teleportował się. Lance miał tylko nadzieję, że do pokoju na statku, a nie gdzieś, nie wiadomo gdzie.
- A Kaltenecker gdzie..? – zapytał niepewnie Latynos.
- Na statku, w pomieszczeniach gospodarczych. Vani pisała, że na początku kilkoro członków Ostrza się przestraszyło...- Keith zaśmiał się cicho. – Ale ogarnęła sytuację i już wszystko w porządku. Chodź, oprowadzę cię trochę... - skinął na niebieskookiego i ruszył korytarzem w głąb statku. Lance trzymał się go, niemal dosłownie. Sam nie był pewien, czy powinien go dotykać, czy trzymać za rękę, przy innych członkach Ostrza. Czuł się trochę niepewnie w nowym otoczeniu i nie wiedział czego się spodziewać. Jego uwagę po kilku chwilach przykuł znajomy dźwięk zderzających się ze sobą ostrzy.
- Keith, gdzie ty mnie... - urwał w pół słowa, kiedy weszli do ogromnej sali treningowej, a na samym jej środku trwał pojedynek. Ściany podpierali inni członkowie Ostrza, w większości bez masek i z zainteresowaniem oglądali dwie walczące ze sobą osoby. Lance był jedynym, który nie nosił munduru, tylko wyblakłe jeansy, białą koszulkę i niebieską koszulę w kratę na wierzch. Poczuł się jeszcze bardziej niezręcznie. Ale nikt praktycznie nie zwrócił uwagi na ich przybycie.
- Poznaj moją zastępczynię. Vanitas... Też jest pół Galrą, pół człowiekiem... I niektórzy twierdzą, że jest szalona... - mruknął Keith, widząc jak kobieta ze sztyletem w dłoni, zwinnie posyła na podłogę młodego członka Ostrza. Jej uśmiech rzeczywiście miał w sobie coś niepokojącego. – Wychowywała się w Kosmosie, więc zdecydowanie jest bardziej nastawiona na zabijanie, niż my... Uwielbia sparingi z moją mamą... Całkiem dobrze się znają w sumie... To dwie kobiety, z którymi nie polecam się kłócić – Keith zaśmiał się cicho.
- Vanitas... - Lance zmarszczył brwi. To słowo brzmiało dla niego znajomo.
- Tak, to z łaciny. Tak, to jej pseudonim i tylko moja mama i Kolivan wiedzą, jak naprawdę się nazywa. Jest od nas o dziesięć lat starsza... I czasami za cholerę nie mam pojęcia o czym do mnie mówi... Dziesięć lat to jednak dużo... - czarnowłosy westchnął cicho, a Latynos spojrzał na wojowniczkę, która cały czas się uśmiechała, zadając przeciwnikowi kolejne ciosy. Dopiero po chwili zauważył, że ma na sobie tylko obcisłą koszulkę i bardzo ludzkie legginsy, w kolorze czarnym, kiedy jej przeciwnik był ubrany w strój treningowy z aktywowaną maską. Jej brązowe włosy związane były w mocny kok z tyłu głowy, a ciemne tęczówki wędrowały po ludziach, kiedy jej przeciwnik zbierał się z podłogi.
- Keith! – zawołała, widząc przywódcę przy wejściu. Kogane skinął jej głową, widząc jak bez patrzenia odpiera kolejny atak przeciwnika. – I Lance jak mniemam... - uśmiechnęła się promiennie, po czym wsadziła łokieć w brzuch członka Ostrza, a ten aż zgiął się w pół i zakaszlał w maskę. – Chłopcze, ty to co najwyżej, to nadajesz się do czyszczenia sprzętu, a nie do walki – westchnęła cicho do rzężącego przeciwnika, który był dwa razy taki jak ona. Galra wyłączył maskę i spojrzał na nią wściekły.
- Ktoś taki jak ty, nie będzie mi mówił, co mam robić, mieszańcu... - powiedział z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy.
- Oj... - mruknął cicho Keith, krzywiąc się i Lance już wiedział, że nie stanie się nic dobrego.
YOU ARE READING
Take me Home
FanfictionŻycie po poświęceniu Allury, dla wszystkich jest trudne. Czasami jedyną rzeczą, która może nas uratować, jest miłość. Rozdziały nie będą pojawiały się regularnie. Pojawiać się będzie przemoc, seks, mpreg. Moja główna książka Klance, to "The End or T...