Rozdział 25

547 54 20
                                    

Chifuyu siedział w swoim pokoju, nieco zmęczony po kilku samotnych tańcach. Buty świeciły w ciemności, która panowała w pomieszczeniu. Jedynym źródłem światła był teraz monitor komputera, z którego płynęła muzyka. Sam Chifuyu siedział przy biurku, stukając ołówkiem w blat, siedząc z nogą podwiniętą pod siebie na obrotowym krześle. Matsuno westchnął cicho. Kazutora był w pracy. Nie dzwonił więc do niego, choć już wysłał z miliard wiadomości, by zadzwonił, jak tylko wyjdzie. Nudziło mu się. Nudziło mu się bez Kazutory. Dotknął opatrunku pod okiem. Dalej miał sińca. Zaczerwienił się lekko na wspomnienie ciepłych palców Kazutory, które muskały jego twarz przy opatrywaniu. Było mu trochę wstyd, że coś tak prostego sprawiało mu przyjemność. Co więcej, czuł się źle z myślą, że to właśnie dotyk Kazutory sprawia mu tę przyjemność. Nie powinien się tak czuć. Nie chciał się tak czuć. Przez to miał wrażenie, że gubi się we własnych odczuciach i uczuciach. To mu strasznie przeszkadzało. Niesamowicie irytowało.

- Wszystko twoja wina, Chie. - mruknął. - To ty rzuciłaś ten pomysł...

Ale czy mógł ją o to winić? Jego kuzynka miała pełne prawo do takiego zdania. Przecież słyszała, jaka jest ich relacja, jak dobrze się dogadują... Wyciągnęła dość logiczny wniosek, że między nimi panuje pozytywna relacja i może być to coś więcej.
Chifuyu ponownie westchnął. Ale to było nic. Nic w porównaniu, jak zażyła i mocna była relacja między nim i Baji'm. Chłopak przetarł oczy. Poczuł, jak dobija go znów poczucie samotności. Nie miał nikogo. Stracił wszystko. Stracił osobę, którą kochał. Osobę, która kochała jego. Bo przecież nie byli parą bez powodu. Zapadał się w czeluść samotności i bezradności. Topił się w poczuciu winy. Był całkiem sam...

Poczuł coś szorstkiego na policzku. Kątem oka zobaczył Peke, który lizał jego twarz. Otarł się pyszczkiem o jego policzek, po czym polizał rozciętą wargę Chifuyu.
Czeluść zniknęła. Matsuno już się nie topił. Nie był samotny. Był tu Peke. Chłopak uśmiechnął się i pogłaskał pupila.

- Dzięki, Peke. - szepnął.

Kot miauknął i położył głowę na jego ramieniu, jakby chciał powiedzieć: „W porządku. Jestem tutaj". Chifuyu cudem się nie rozpłakał i tylko powoli zaczął gładzić czarne futerko Peke. Pomyślał, że jego włosy mają już całkiem podobny kolor. Kilka razy jeszcze je umyje i osiągnie swój cel.
Z zamyślenia wytrącił go dzwonek telefonu. Drgnął i chwycił komórkę. Na jego twarz wpełzł uśmiech, a oczy rozjaśniły się, gdy zobaczył na ekranie imię Kazutory. Natychmiast odebrał.

- Nudzisz się może? - usłyszał na powitanie.

- I to jak. - westchnął Matsuno. - Umieram z nudów...

- To w takim razie chodź na spacer. - po odgłosach w tle Chifuyu wywnioskował, że Kazutora siedzi w autobusie. - Za pół godziny będę pod twoim domem.

- Co tak nagle? - zaśmiał się Matsuno. - Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale...

- Tak po prostu. Czy to dziwne, że lubię chodzić z tobą na spacery?

Kazutora zniżył głos, przez co po plecach Chifuyu przeszedł dziwny dreszcz. Chłopak poczuł, jak robi się czerwony na policzkach.

- Nie. - powiedział. Odchrząknął, bo głos mu zadrżał i chciał jakoś to zamaskować. - Wcale. To za pół godziny. Do zobaczenia.

Czym prędzej się rozłączył. Wypuścił powietrze ustami.
Co to, do cholery, było?!
Chifuyu nie wiedział, dlaczego tak zareagował. Spłoszył się, choć chyba nie miał powodu, gdy tak teraz o tym myślał. Kazutora tylko chciał z nim pójść na spacer, jak już nie raz chodzili. Może to był ten dziwny ton jego głosu? Jakby chciał... Dać znać Chifuyu, że to coś więcej niż zwykły spacer...?
Matsuno drgnął i pogłaskał nerwowo Peke. Nie, to niemożliwe. Coś sobie ubzdurał, wydaje mu się. Kazutora i on? Wolne żarty! Pewnie zrobił się przewrażliwiony przez to, co powiedziała Chie. Tak, to na pewno wina tego. Przecież sam z siebie nigdy by tak nie zareagował...

Samotność - Kazutora Hanemiya x Chifuyu MatsunoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz