1

1.2K 32 4
                                    

Powoli budziłam się z tego okropnego snu. Towarzyszył mi niebotyczny ból głowy i suchość w gardle. Byłam na strasznym kacu i z trudem odrywałam głowę od materaca. Nie pamiętałam jednak, żebym wyrzucała spod głowy poduszkę, musiałam mieć straszny helikopter, skoro to zrobiłam.

Kyrie elejson, jak mogłam doprowadzić się do takiego stanu?

Nie pamiętam czykiedykolwiek czułam się aż tak źle...

Więcej nie piję... Wody...
Z każdą sekundą do mojej świadomości docierały inne, coraz dziwniejsze inienaturalne dla mnie zewnętrzne bodźce. Najpierw słyszałam cichy płacz, potem szepty i męski głos. Ktoś rozmawiał w nieznanym mi języku...

Gdzie ja jestem u diabła?!

Głos był zdecydowanie męski, melodyjny, jednak z mocną, trochę krzykliwą i pretensjonalną nutą. Systematycznie przełamywany tubarycznym śmiechem, takdonośnym, że odruchowo starałam się ochronić dłońmi swoje biedne uszy. Jakby ten
zabieg miał uratować mnie przed uczuciem wbijania w moją głowę tysięcy drobnych igiełek. Próbowałam złapać swoją głowę w ręce, które były przerażająco ciężkie.

Czy to jawa, czy sen? Jezu, co się ze mną dzieje?!

Nagle dopadło mnie uderzenie absurdalnie gorącego powietrza. Błądziłam po swoim ciele rękoma, próbując zdjąć z siebie ubranie.

Duszno... Gdzie ja jestem?!

Wtedy dotarło do mnie, że raczej nie jestem w swoim mieszkaniu. Wynajmuję mały
pokój z aneksem kuchennym w piwnicy domku jednorodzinnego, w willowej dzielnicy Szczecina. W obecnych czasach, studentkę trzeciego roku stać albo na akademik, albo co najwyżej, na zawilgoconą norę w starej kamienicy. Nie załapałam się na pokój w akademiku, więc zostało mi to drugie. Zarabiałam grosze, na szczęście Pani Stasia, znajoma mojej świętej pamięci ciotki nie życzyła sobie zbyt wiele za to, czym dysponowała. Robiłam jej zakupy, załatwiałam lekarstwa, gotowałam codziennie obiady, a po treningu pole dance, systematycznie, trzy razy w tygodniu piekłam coś dla niej i jej koleżanek. Na początku tego nie znosiłam, bo wszystkie Panie, ćmakając moje zakalce, zabawiały się w kulinarnych krytyków. Pouczały mnie i dawały złote rady typu "miska do bezy nie może być plastikowa, pamiętaj dziecko, to Ci się w życiu przyda". Jasne...- dodawałam sobie w myślach. Szczególnie w korpo, w którym zamierzałam pracować. Z czasem jednak nauczyłam się przyjmować tę krytykę z wdzięcznością i stałam się naprawdę dobra w sztuce cukierniczej. Do tego stopnia, że ludzie zamawiali u mnie ciasta na różne imprezy i mówili, że to ich dzieło. Nie miałam pretensji, bo dzięki temu mogłam opłacić pokój i pozwolić sobie na odrobinę przyjemności. Przynajmniej dopóki nie skończę studiów i rozkręcę swoją karierę w jakiejś HR-owej korporacji. Musiałam przyznać, że dzięki "klubikowi brydżowemu Pani Stasi", finansowo miałam się całkiem nieźle jak na studentkę.

Apropo przyjemności...Tak właśnie kończą się moje małe wyskoki ze znajomymi- bólem głowy, walką z grawitacją i urojeniami, tudzież snem na jawie. Jeszcze ta okropna Sahara w ustach. Dosłownie czułam, jak moje wargi pękły, gdy je rozchyliłam i metaliczny posmak kropelki krwi rozpłynął się w ustach. Wysunęłam rękę wzdłuż materaca, po butelkę wody, która zawsze stała przy łóżku. Jednak nie znalazłam jej. To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie jestem u siebie. Moja dłoń, z materaca z wystającymi sprężynami zsunęła się na ziemię.

Gorącą ziemię?!

Szarpnęłam się gwałtownie, ale moje ciało było niczym z ołowiu. Ledwo oderwałam je od materaca, a już opadłam z powrotem. Kręciło się mi w głowie, jednak przekręciłam się lekko i dostrzegłam, że nie jestem sama w tym małym pomieszczeniu. Wziełam kilka spokojnych oddechów i dotykając palcami rozgrzanej, kamiennej ściany, podniosłam się bardzo powoli. Zauważyłam, że dalej miałam na sobie czarną mini-sukienkę, którą ubrałam na wczorajszą imprezę,. Włosy były w nieładzie, stopy w kostkach spięte trytką i krwawe, piekące otarcia na nadgarstkach. Prawdopodobnie też od trytki. Mrużyłam oczy, bo przez małe, piwniczne okna z wpadały promienie palącego słońca i ukazywały okropną wizję mojej przyszłości. Mimo bólu i zaburzonego rozumowania, miałam świadomość, że moje życie właśnie się skończyło, a zaczęła się niewola. Pod przeciwległą ścianą siedziały inne kobiety, ubrane podobnie jak ja. Było nas pięć, razem ze mną. Niektóre dziewczyny siedziały z opuszczonymi głowami, zapłakane, z siniakami na ciele i kneblem w ustach. Ja siniaków nie miałam, widocznie one obudziły się wcześniej i próbowały walczyć. Nie mogę powtórzyć ich błędu. Patrzyłam na to wszystko z niedowierzaniem. Z narastającą paniką powtarzałam w myślach, że tylko spokój mnie uratuje, ale to zupełnie nie działało! Jedna z dziewcząt nie miała knebla. Spojrzałam na nią bliska płaczu, jednak ta szybko pokiwała głową na boki, dając mi znać, żebym tego nie robiła.
- Bądź cicho, to nie przyjdą! Musisz być cicho! Nie płacz, bo zakneblują cię jak tamte i wstrzykną coś, przez co będziesz nietomna kolejne trzydzieści sześć godzin.- wyszeptała i wskazała głową siedzące obok, półprzytomne blondynki.- Porwali nas, nie wiem gdzie jesteśmy, nie rozumiem co mówią... Boże, nikt nie będzie mnie szukał, nie mam rodziny... A ty?

Dante...Where stories live. Discover now