~34~

113 10 13
                                    

Tym razem droga mijała nam w dość krępującej ciszy. Zdawało się, że każdemu z nas w głowie zaczęły krążyć myśli o tym, co będzie, jeśli jednak opcja podróży w czasie okaże się nieosiągalna. Nat i Steve wyglądali na zupełnie pogrążonych w myślach, co nie umknęło nawet mojej uwadze. Po spotkaniu z Tonym stres nareszcie zelżał, przez co o wiele bardziej mogłam skupić się na otoczeniu.

Scott co jakiś czas zerkał na każdego z nas, bo choć pewnie sam był nieco zmieszany pierwszym niepowodzeniem, to widziałam nadal błyszczącą w jego oczach nadzieję na sukces. Najpewniej jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, że to Stark był najbardziej kompetentną osobą do prawidłowej realizacji tego szalonego projektu. Mimo moich wątpliwości co do wizji czułam, że gdyby faktycznie miała się ona kiedykolwiek spełnić, to tylko w ten sposób. Jednak tak, jak nie zawsze mi i innym magom udawało się odpowiednio zainterweniować po odczytaniu moich wizji, tak teraz Tony, nawet jeśli był kluczem do ewentualnego pozytywnego rozwiązania, miał pełne prawo do tego, aby odmówić. W końcu, jak to mawiał mój tata, każdy kreuje swoje własne przeznaczenie.

Z rozmyślań i migawek wspomnień na dobre wyrwał mnie porozumiewawczy szept Langa.

– Pst! Hej, Strange! – próbował zwrócić moją uwagę dyskretnie, jakby nie chciał przeszkadzać reszcie w milczeniu. Cicho westchnęłam, szykując się na tłumaczenie zachowania Nat i Steve'a, ponieważ spodziewałam się, że właśnie o to zapyta mnie Scott.

Kiedy jednak spojrzałam na niego pochylił się lekko w moją stronę, co mimo wszystko wyglądało dość konspiracyjnie. Lang widocznie nie chciał, aby reszta usłyszała naszą rozmowę. Na szczęście oboje siedzieliśmy na tylnych fotelach auta, co bardzo ułatwiało sprawę. Dźwięki silnika skutecznie wszystko zagłuszały. Dotychczasowe ruchy i szepty Scotta nie zwróciły uwagi głęboko zamyślonej dwójki.

– Dzięki – usłyszałam, co mimo wszystko trochę zbiło mnie z tropu.

– Co? – zapytałam, kręcąc głową z konsternacją, również zniżając głos do szeptu. – Za co miałbyś mi dziękować?

Chwilę milczał, widocznie starając się ubrać myśli w słowa. Spuścił wzrok, a na jego twarzy pojawił się cień tęsknoty. To sprawiło, że momentalnie pojęłam, jak bardzo przez zbytnie skupienie na myślach o przyszłości źle oceniłam sytuację.

– Teraz rozumiem, dlaczego przedstawiając się nie zdradziłaś mi swojego imienia – wyjaśnił, a ja spojrzałam na niego przygnębionym wzrokiem. Może zamiar miałam dobry, ale ostatecznie wykonanie padło, bo nikogo nie poinformowałam o tym, aby nie wspominać mojego imienia w obecności Scotta. Kiedy po chwili nie odpowiedziałam Lang głośno odetchnął, jakby starając się uspokoić, po czym kontynuował. – Hope jest dla mnie bardzo ważną osobą. Tęsknię za nią i... To po prostu nie powinno było się wydarzyć. Musimy to odkręcić.

Dostrzegłam, jak trudna emocjonalnie była dla niego ta wypowiedź. Jego szept momentami się urywał, jakby bał się, że w końcu się rozpłacze. Ze zdenerwowania zaciskał dłonie i mrugał częściej niż kiedy był spokojny. Czułam, że potrzebuje teraz wsparcia i nie miałam zamiaru być wobec tego obojętna. Położyłam dłoń na jego kolanie, po czym powiedziałam z przekonaniem w głosie:

– Odkręcimy to.

To sprawiło, że w końcu spojrzał mi prosto w twarz. Jego oczy były błyszczące od łez, ale widziałam w nich też ostatnią nadzieję, tlącą się tuż obok lęku przed tym, co będzie, jeśli jednak nam się nie uda. Scott najpewniej w tym momencie nawet nie chciał sobie tego wyobrażać, choć możliwe, że jego myśli już kierowały się w tą pesymistyczną stronę. Jego niestrudzone dążenie do znalezienia rozwiązania oraz nieostudzona nadzieja wydawały się być ostatnim odruchem desperacji, zasłaniającym nieprzyjemne myśli. Po części pod tym względem go rozumiałam, bo sama miałam podobne odczucia podczas pierwszych miesięcy po zniknięciu taty, dlatego tym mocniej kibicowałam temu, aby plan Langa się powiódł, żeby nie musiał na zawsze pogodzić się z utratą swojej Hope.

Hope Strange (Dr Strange/Marvel AU ff)Where stories live. Discover now