Zajazd pod Mustangiem

7 1 0
                                    

Jak co roku w wakacje, Jasper imprezował. Był – jak to się sam określał – studentem debilem, a to pozwalało mu "balować za hajs rektora" bo, wbrew wszelkim istniejącym definicjom "debila", był na tyle inteligentny, żeby łapać się na wszelkie stypendia naukowe. Skrupulatnie oszczędzał zdobyte tak pieniądze przez cały rok, żeby w przerwę wakacyjną móc je wydać na wszelkie zabawy i przyjemności, jakich odmawiał sobie przez resztę roku.

Obecnie jechał długą i monotonną drogą ciągnącą się przez las. Ściemniało się, co jeszcze bardziej pogorszyło mu humor. GPS się zepsuł, nie było żadnych znaków o miejscowościach w pobliżu, a paliwa by mu zabrakło, jakby chciał zawrócić do ostatnich zabudowań, jakie widział. Był więc, jak to sam to określił na głos, w dupie. W sekundzie, w której to powiedział, samochód zachrzęścił tak nieprzyjemnie, że Jasper zwolnił przezornie, klnąc pod nosem. Jeszcze tego by brakowało, żeby jego ukochana perełka popsuła się na środku niczego.

Być może właśnie dzięki temu, że zwolnił, zdążył w porę zauważyć nagłą lukę w drzewach, znak "Zajazd Pod Mustangiem" i możliwość wjechania na parking. Zrobił to wręcz instynktownie, słońce prawie już całkowicie zaszło, a on nie miał zamiaru ryzykować spania w samochodzie.

Zajazd był całkiem ładny w jego opinii. Duży, zbudowany z bali o wysokich i stromych dachach, podobne widywał w górskich miejscowościach turystycznych. Z okien sączyło się ciepłe światło, a wzdłuż ścian posadzono równo przycięty żywopłot, który wyznaczał również granice parkingu. Był pusty, ku jego zerowemu zaskoczeniu. Widział stamtąd metalową płaskorzeźbę konia, zapewne Mustanga, biegnącego nad półokrągłymi drzwiami wejściowymi o ozdobnych klamkach.

Z torbą ubrań zarzuconą na ramię wszedł do środka. Powitało go ciepłe, rustykalne wnętrze. Niecałe dwa metry od wejścia były niskie, trzystopniowe schody z lakierowanego, orzechowego drewna. Tuż za nimi była recepcja. Przy biurku, dziwnym trafem, nie było nikogo. Jasper rozejrzał się i zadzwonił dzwonkiem stojącym na blacie, wątpiąc jednak by ktokolwiek go usłyszał. Nie minęła jednak nawet minuta, gdy z korytarza naprzeciwko drzwi wyszedł chłopak, w wieku mniej więcej równym Jasperowi. Swoje słomkowe włosy upiął w bardzo krótki i mizerny kucyk, a czarną kamizelkę na białej koszuli miał zapiętą tylko na jeden guzik.

– W czym mogę pomóc? – zapytał wesołym głosem, uśmiechając się do Jaspera ślicznym, rozweselającym uśmiechem. Stanął za biurkiem, opierając się o nie łokciami, tracąc na profesjonalizmie, ale zyskując w innych kwestiach – Chciałby pan wynająć pokój albo skorzystać z naszej restauracji? Mamy dzisiaj genialną baraninę z żurawiną, przysięgam panu, lepszej pan nie zje w tym kraju. 

Jasper uśmiechnął się lekko, a cały paskudny humor jaki miał powoli zaczynał wyparowywać. Może ta noc jednak miała zakończyć się przygodą, o której będzie mógł potem opowiadać w akademiku?

– Chyba wezmę i to i to. Pokój na jedną noc, cena nie gra roli, wybierz jakiś ładny – powiedział, mrugając do niego znacząco. Uśmiech chłopaka się poszerzył, odwrócił głowę w bok, by spojrzeć na wiszące na ścianie klucze z numerami pokojów. Gumka z jego włosów spadła, rozsypując wokół twarzy jasne włosy.

– A łóżko jedno czy dwuosobowe? – zapytał, zerkając na Jaspera z ukosa. Miał ładne, błękitne oczy, iskrzące się jak brokat. Efekt potęgowały jeszcze jego okulary na delikatnym druciku.

– Małżeńskie – odpowiedział Jasper, a chłopak zarumienił się delikatnie. Zdjął kluczyk ze ściany i podał mu go przez biurko. Wziął od niego przedmiot, korzystając ze sposobności, by przy okazji dotknąć jego palców.

– To ile płacę? – zapytał, zdziwiony brakiem papierów do podpisania, czy jakichkolwiek innych ruchów ze strony recepcjonisty, świadczących o wyciąganiu kasy bądź terminalu. Dopiero teraz uświadomił sobie, że zapomniał się spytać o możliwość płatności kartą.

Zajazd pod MustangiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz