Rozdział 3

626 62 12
                                    

Ujawnienie tego czegoś, cokolwiek było między Pansy i Neville'em, rozpoczęło nową erę dla mieszkańców czerwono-zielonego korytarza i wszystkie pozory wrogości zostały ostatecznie porzucone. Ryzykowne wiadomości na lodówce oczywiście się nie kończą, ale zamieniają się w rywalizację dotyczącą tego, kto wymyśli najbardziej akademicko brzmiące dowcipy o kutasach.

Nieco kamienista murawa między Hermioną i Draco również mięknie, powracając do rutynowego systemu przedwykładowej kawy i unikania wszelkich dyskusji związanych z randkami. Następstwa formalnego dryfowania zmuszają Hermionę do dokładnej analizy swojego podejścia do randek, z ostatecznym wnioskiem, że bezpieczniej będzie trzymać się od nich z daleka.

Dawne podejście „dawania ludziom szansy" najwyraźniej nie zadziałało, a, co gorsza, zakłóciło przyjaźń, o którą ona i Draco bardzo się starali. Wie, że nadal może się cieszyć spędzaniem z nim czasu jako przyjaciółka, nawet pomimo jej ciągłego pociągu do niego, więc chociaż jest świadoma jakiegoś rodzaju niepewnego wzajemnego zainteresowania, nie chce ryzykować zachwiania tego, co utrzymuje ich oboje w równowadze.

Wygląda na to, że Draco doszedł do podobnego wniosku, a ich interakcje pozostają w królestwie platoniczności, gdzie jest bezpiecznie. Hermiona rezygnuje także z podziwiania go z daleka.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~


Tydzień przed Walentynkami Ginny wpada do pokoju Hermiony i układa się wygodnie na kołdrze, ciągnąc za sobą Lunę. Zdezorientowana Hermiona skupia uwagę na swoim eseju i odwraca się.

— A więc — mówi Ginny — w przyszłym tygodniu są Walentynki.

— Hm?

— Jesteś singielką. Ja jestem singielką. Luna jest singielką.

Hermiona uśmiecha się.

— Doceniam ofertę, ale powinnaś wiedzieć, że normalnie nie umawiam się z kobietami.

Ginny przewraca oczami.

— Przymknij się. Chciałam cię zaprosić na wieczorne wyjście w Galentynki. Myślałam, że mogłybyśmy pójść się napić? Może potem wstąpimy do Cindies?

— Brzmi wspaniale! — Hermiona promienieje.

— Możemy przyjść? — pyta ktoś, kto najwyraźniej podsłuchiwał na korytarzu.

— Jacy my? — Ginny wzdycha.

W drzwiach pojawiają się twarze Teo, Blaise'a, Harry'ego i Draco.

— Mówiłam, to Galentynki — protestuje Ginny. — Chcemy świętować bycie singielkami!

— Też jesteśmy singlami!

— To prawda — mówi Luna — ale społeczeństwo już szanuje samotnych mężczyzn — chodzi o odzyskanie naszego prawa do bycia samotną kobietą.

Wszyscy mrugają.

— Cholera — mówi Blaise. — Nie mogę się z tym kłócić.

Chłopcy powoli się wycofują, ale Hermiona zauważa Harry'ego, który tęsknie patrzy na Ginny, opierającą głowę o ramię Luny.

— Biedny Harry — mamrocze cicho Hermiona.

— Co masz na myśli? — pyta Ginny nieco ostrym tonem, odwracając się.

Hermiona przygryza wargę.

— On... nie wiem, po prostu mam wrażenie, że on... chciałby świętować z tobą Walentynki.

[T] Cambridge BlueWhere stories live. Discover now