Podwójna randka

273 70 17
                                    


Nikt nie kocha tak jak partyzant. Alina przekonała się o tym z własnego doświadczenia. Przed wojną miała okazję chodzić jedynie z nudnymi paniczami, synami rodzin ziemiańskich, związek z którymi stanowił obietnicę przeraźliwie monotonnego życia w odziedziczonym majątku. Zaczynała już niechętnie to akceptować, ale jej serce nadal pragnęło czegoś innego. Czegoś ekscytującego, romantycznego i pociągająco niebezpiecznego. Wiele razy powtarzała sobie, że świat nie mógł dostosowywać się do jej tajemnych pragnień.

A jednak właśnie to zrobił. Nie musiała czekać długo, aby los odwrócił się, zastępując monotonię emocjonującym, wojennym zamętem, a co najważniejsze - zsyłając jej Łukasza. Nie była wprawdzie pewna, czy to jego rzeczywiste imię, czy tylko konspiracyjny pseudonim, ale za to nie miała wątpliwości, że szczere jest łączące ich uczucie. Tak, to musiała być właśnie prawdziwa miłość. Alina nie zwracała uwagi nawet na to, że z jakiegoś powodu większość ich rozmów kończyła się nieporozumieniami. Łukasz i tak był dla niej ideałem.

Szła przez las na umówione spotkanie, podśpiewując, tańcząc i co chwilę zatrzymując się w celu obdarzenia rozanielonym uśmiechem mijanych kwiatów. Chłopak wielokrotnie prosił ją, by zachowała ostrożność, ale nie mogła przecież tłumić w sobie takiej radości. Słońce błyszczało w koronach drzew, przemieniając ponurą dzicz w maleńki raj na ziemi. W dni tak piękne, jak ten, myślenie o esesmanach i ich frontach wydawało się wręcz niestosowne. Tylko psuło nastrój. Skoro wciąż były na świecie kwiaty, słońce i miłość, to i reszta musiała przecież jakoś się ułożyć.

Polana ich ukrytych spotkań była już niedaleko. W całym lesie nie dało się znaleźć miejsca równie urokliwego. Zakątek między drzewami wypełniała kolorowa łąka, pobliski strumień szemrał w zaroślach, a przewrócony przez dawną burzę pień zapraszał do siadania.

Od kiedy Łukasz po raz pierwszy ją tu przyprowadził, Alina nie posiadała się ze szczęścia, że mieli to miejsce tylko dla siebie. W zupełności wynagradzało ono niewygodę stałego wymykania się ze wsi. Za każdym razem, kiedy docierała do znajomego miejsca, serce zaczynało jej mocniej bić. Wiedziała już, że zaraz wśród rozświetlonych słońcem traw ujrzy swego bajkowego księcia XX wieku.

Dziś chłopak nie zdołał najwyraźniej powstrzymać niecierpliwości. Wyszedł jej na spotkanie, dobrze znając ścieżkę, którą nadchodziła. Na tle leśnej gęstwiny wyglądał jeszcze bardziej po partyzancku. Ktoś inny mógłby powiedzieć, że przypominał raczej obdartego włóczęgę, ale byłby to człowiek zupełnie nierozumiejący narodowowyzwoleńczej romantyki. I zapewne ukryty zwolennik Hitlera. Nie warto było przejmować się zdaniem takich ludzi.

- Jesteś dzisiaj jeszcze piękniejsza niż zwykle - powiedział Łukasz, kiedy cmoknęli się na przywitanie.

Dziewczyna zachichotała, jakby zawstydzona nagłym komplementem.

- Muszę być piękna dla takiego bohatera - odparła zalotnie. Żałowała jedynie, że chłopak nie miał prawdziwego munduru, po którym od razu można by poznać w nim walczącego z okupantem bojownika. Była to jedna z tych drobnych niedoskonałości życia, na które nic nie dało się poradzić.

Wyciągnęła przed siebie trzymany w dłoni koszyk.

- Pewnie bywacie tam głodni. Przyniosłam trochę jedzenia - uśmiechnęła się z dumą, że może choć odrobinę stać się częścią tych bohaterskich zmagań. - Sama upiekłam ciasto.

- Mmm... - Chłopak zaciągnął się dobiegającym z koszyka apetycznym zapachem, ale zaraz spoważniał. - Twoja matka nic nie podejrzewa? Mogłaby, sama rozumiesz...

- Mama nie jest kolaborantką! - fuknęła urażona.

Łukasz westchnął boleściwie.

- Nie mówiłem, że jest - zaprotestował, choć czasem naprawdę miałby ochotę to powiedzieć. W końcu która bogata jejmość zachowałaby swój majątek, nie współpracując z Niemcami choć trochę? - Po prostu zawsze trzeba uważać.

Siekiera, motykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz