- Napiszcie jak będziecie na miejscu - powiedziała Grace, gdy Arkady pakował moją walizkę do samochodu. - Macie wszystko?
- Tak - odpowiedział Arkady - a przynajmniej tak mi się wydaje. Wy to zawsze macie wiele rupieci, więc jeśli czegoś nie mamy to znaczy, że jest to zbędne.
- O nie, nie. Mylisz się! Nawet nie wiesz jak bardzo te nasze rupiecie są przydatne - uniosła głowę do góry.
- Pójdę do domu po wodę, zaraz wracam - oznajmiłam, nie chcąc uczestniczyć w ich zawziętej rozmowie.
Wstąpiłam do kuchni chwytając butelkę wody i jak w amoku udałam się w stronę schodów. Stanęłam przed drzwiami sypialni moich rodziców. Gdy wczesnym rankiem Grace zapytała mnie, czy chcę pożegnać się z mamą, udzieliłam jej przeczącej odpowiedzi. Nie chciałam tego, ponieważ wiedziałam, że wyleję masę niepotrzebnych łez. Wiedziałam, że i ona ukaże w końcu swój niepokój związany z naszą przyszłością, a potem będzie mi trudniej poradzić sobie z jej odejściem.
Lecz zmieniłam swoją decyzję. Bo i tak nigdy nie zrozumiem tego, że nie będzie jej przy mnie podczas ukończenia szkoły, że nie wciśnie mi miliona słoików, gdy wyjadę na studia i że nie będzie mnie bronić, jeśli kiedyś przyprowadzę do domu wybranka mojego serca. A pożegnanie z nią nic nie zmieni.
Odejdzie bezszelestnie oraz szybko, pozostawiając po sobie tylko pustkę.
Zapukałam w drewnianą płytę i uchyliwszy drzwi, ujrzałam swoją mamę. Niczym marny cień, leżała na wielkim łożu przykryta białą pościelą. Jej powieki były przymknięte, cera blada, a wyraz twarzy pozostał jeszcze bardziej mizerny niż ostatnim razem. Nie była tą samą mamą, którą widywałam na co dzień.
W rogu pomieszczenia na fotelu drzemał tata. Od wczorajszego wieczoru nie opuszczał pokoju mamy i chyba nie zamierzał z tego zrezygnować. W ciężkiej dla nas wszystkich sytuacji wykazywał się niezwykłą odwagą. Mogłabym przysiąc, że wraz z moimi braćmi miałam najlepszego ojca na świecie, a moja mama posiadała męża z najskrytszych snów.
- Cześć, mamo - szepnęłam siadając tuż obok niej. - Wiesz, myślałam, że będzie mi lepiej jeśli tu nie przyjdę, ale chyba się myliłam. Nie będę tu długo, bo potrzebujesz wypoczynku - powiedziałam, choć wciąż nie byłam pewna czy mnie słyszy. - Tak bardzo będę za tobą tęsknić. Łudzę się na to, że będziesz patrzeć na mnie z góry. Ta myśl, stała się chyba moim ratunkiem - westchnęłam kładąc swoją dłoń na jej. - Kocham cię, mamusiu. Zawsze będę cię kochać.
Spoglądałam na jej twarz dłuższą chwilę i wstałam. Na drżących nogach, ściskając butelkę mojej wody, podeszłam do drzwi. Gdy miałam już wychodzić, usłyszałam cichy szept:
- Nie bój się, kochanie. Ludzie umierają, a więc i ja muszę umrzeć, aby ktoś mógł się urodzić.
Zadrżałam. Ludzie umierają, a więc i ja muszę umrzeć, aby ktoś mógł się urodzić. Choć nie wiem, czy moja rodzicielka posiadała świadomość rzeczywistości, jej słowa przybierały prawdziwe znaczenie. Gdy ktokolwiek na świecie umiera, z pewnością w innym zakątku naszej planety pojawia się ktoś nowy.
Dużą rolę odgrywa tu wiara. Bo możemy wierzyć w to, że po śmierci rodzimy się na nowo w ciele innej osoby. Ktoś może żyć w przekonaniu, że po śmierci pojawi się w niebie albo, że jego dalsza egzystencja będzie trwała w piekle. Może wszystkie wersję są poprawne, a może tylko jedna. Jedno na zawsze pozostanie pewne - wszystkiego dowiemy się po śmierci.
Wróciłam do mojego wujka oraz kuzynki. Myślałam, że zastanę Arkadyego z wydrapanymi oczyma, lecz (o dziwo) Grace nieco go oszczędziła. Co prawda moja kuzynka wciąż wymachiwała rękami, jednak on stał cały i zdrowy.
![](https://img.wattpad.com/cover/298063329-288-k61894.jpg)
CZYTASZ
Melodia naszych myśli
General FictionMelody zawsze była życzliwa, pracowita i wrażliwa na piękno świata. Los postanowił przeszkodzić jej harmonii, odbierając jej jednego z rodziców. Została sama wraz z ojcem i wyjątkowo opiekuńczymi, natarczywymi oraz apodyktycznymi braćmi. Ich życie s...