1

15 4 1
                                    

Mieniąca się nade mną kula dyskotekowa rozprzestrzeniała kolorowe światełka na znajomych twarzach przede mną. Chwiejącym krokiem podeszłam do kanapy w rogu pomieszczenia i zgarnęłam z niej swoją czarną torebkę. Uśmiechnęłam się do koleżanki, która zmierzała w moim kierunku, by zaciągnąć mnie z powrotem na parkiet. Pokręciłam przecząco głową i wyszłam z pomieszczenia, a raczej wielkiej stodoły, która służyła za „klub”. Zamknęłam drzwi za sobą i wzięłam głęboki oddech. Zaciągnęłam się świeżym powietrzem próbując chociaż odrobinę wytrzeźwieć. Moją osobistą chwilę spokoju zaburzyły krzyki. Spojrzałam w stronę lasu, który znajdował się po mojej prawej. Dwóch pajaców próbowało ściągnąć z drzewa trzeciego pajaca, który po pijaku postanowił się na nie wdrapać. Ze zmarszczonymi brwiami przypatrywałam się Taylerowi, który wisiał niczym leniwiec na jednej z gałęzi, a matoły pod nim podawały mu miotłę.

- Ja pierdolę. – prychnęłam pod nosem wyjmując z torebki telefon. Uwieczniłam na zdjęciu trzech matołów i odwróciłam się z zamiarem powrotu na imprezę. Niestety moją próbę otwarcia drzwi skończyła się fiaskiem, bo po chwili leżałam na ziemi. Czułam silny ból w nadgarstkach, którymi próbowała zamortyzować upadek. Chwyciłam się za głowę i zdezorientowana uniosłam głowę na winowajcę. A raczej winowajczynię. I jakie było moje zdziwienie, gdy okazała się nią niska brunetka. Włosy miała potargane na wszystkie strony, a na jej twarzy malowała się furia. – Ja pierdolę. – powtórzyłam.

- O matulu złota tak strasznie cię przepraszam! Ja… ja nie wiem. – Daisy podeszła do mnie z wymalowaną obawą i wyciągnęła przed siebie ręce. – Daj, pomogę ci wstać. Wszystko w porządku? Nic ci się nie stało? Coś cię boli?

- Boże, ile pytań. Już. Spokojnie. Nic się nie stało. – skorzystałam z jej pomocy i pomału wstałam. Gdy poczułam, że dam radę utrzymać się sama na nogach, uśmiechnęłam się do brunetki. – Kto cię tak zdenerwował, że postanowiłaś wyżyć się na mnie? – zaśmiałam się, ale widząc jej minę od razu spoważniałam.

- To ten pierdolony kretyn! – zielone oczy dziewczyny strzelały piorunami. Była tak zdenerwowana, że nie zauważyła, kiedy Tayler za nami spadł z drzewa. – Postanowił przywalić Ryanowi z pięści, gdy ten na moich oczach zaczął podbijać do Cassie! – zmarszczyłam brwi słysząc imię byłego brunetki. – Zerwaliśmy ze sobą ponad dwa miesiące temu, a ten idiota najwyraźniej tego nie rozumie! – i jak na zawołanie zza drzwi wyskoczył we własnej osobie „ten idiota”.

Daniel Handerson.

Oprócz alkoholu było czuć od niego kipiącą złość, a od wybuchu dzieliło go zaledwie chwila. Brązowe włosy były roztrzepane, a klatka piersiowa w szybkim tempie się unosiła.

- O WILKU MOWA! – wrzasnęła obok mnie dziewczyna. Nie sądziłam, że w tak małym ciele może czaić się taki pokład energii. Ze zmrużonymi powiekami obserwowałam jak Daisy zaczęła bić klatkę piersiową swojego brata. – Ty pieprzony idioto! – pierwszy cios. – Co ci strzeliło… - drugi cios – do tej pojebanej głowy! – już wymierzała trzeci cios, gdy Daniel chwycił za jej chudą dłoń i lekko ją od siebie odsunął.

- Już? Lepiej ci? – spytał niczym nie przejęty swoją siostrę.

Różnica w wzroście była u nich tak diametralna, że czasami zastanawiałam się czy rzeczywiście są rodzeństwem. Jednak moje wątpliwości rozwiewały te pieprzone zielone tęczówki, które były u nich identyczne. Akurat jedne się we mnie wpatrywały.

Chłopak zlustrował moją sylwetkę po czym spojrzał w moje oczy. Nasz rzadki i dziwny kontakt wzrokowy trwał zaledwie parę sekund. Chłopak odwrócił się do nas tyłem i ruszył w kierunku swojego domu. Daisy chciała ruszyć za nim, ale sprawnie zagrodziłam jej drogę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 11, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Fine LineWhere stories live. Discover now