Spaczona rzeczywistość

544 29 19
                                    

"Teraz wszystko do mnie wraca I staram się zatrzymać
Smak ciebie na języku
Twą twarz z mych niespokojnych snów
I czekam w nadziei ponad wszystko, jak kiedyś Czekam i mam nadzieję, że już więcej nie chcę To nie zatrzyma się, póki się na to nie zgodzę Dopóki nie nauczę się zabijać myśli
O każdym słowie, które mogłam powiedzieć O każdym, którego żałuję."
(Rosanne Cash, "Hope against hope")


Pomiędzy rozmyślaniem a śnieniem była różnica. Oczywiście Ginny zdawała sobie z niej sprawę, ale granica między tymi stanami stawała się zamazana. Nie potrafiła do końca określić, kiedy była przebudzona, kiedy rozmyślała, spała bądź śniła. Nie sądziła, aby
chciała to wiedzieć. Gdy porwali ją ludzie w płaszczach z kapturami, szepczący dziwacznie i rzucający w nią klątwami, tym samym powodując nieprzytomność, zdawało się jej to obce i przerażające. Tego dnia jadła z Harrym obiad, a potem, gdy wracała do domu, z cienia wychynęli mężczyźni. Ciemność nastąpiła szybko. Obudziła się w największej sypialni, jaką kiedykolwiek widziała, a łóżko w niej okazało się bardziej miękkie niż wszystkie, na których sypiała. Nie zauważyła niczego poza rozmiarem pomieszczenia i tym, że głos odbijał się w nim, jakby przebywała w jaskini. Bała się, że umarła albo znalazła się w piekle, ale potem poczuła ciepło, jedwab pod jej ciałem i zobaczyła okno, ukazujące niekończące się ogrody, rozciągnięte daleko we wszystkie strony. A więc to nie piekło. Nie sądziła, by w piekle były ogrody.
Później poinformowano ją, że należą one do rodzinnego dworu Malfoyów. Nie wtedy, gdy skrzat domowy przyniósł jej posiłek, na który składały się kanapki i sok dyniowy, ponieważ stworzenie nie miało pozwolenia na rozmowę. Dowiedziała się później, po tym, jak rzuciła kanapkami i sokiem o ścianę i skrzyżowała ręce na piersi, w gniewnej ciszy wpatrując się w skrzata. Głód pokonany został przez uczucie bezsilności. W tym
momencie po raz pierwszy wezwano do niej Lucjusza, który przyniósł wino, by ją uspokoić. Potem wszystko stało się zamazane. Strach zamienił się w coś na kształt
przytępionej ustępliwości, która z kolei przeistoczyła się w pustkę. Godziny przeciągały się w całe dni, a te zdawały się trwać wiecznie. Jedyne, co łamało monotonię, to wizyty Lucjusza. Przychodził do niej raz dziennie, przynosił ze sobą posiłek i zostawał, dopóki nie zjadła go do ostatniego okruszka. Po pierwszym tygodniu Ginny zauważyła, że zaczyna jeść coraz wolniej, by przeciągnąć jego odwiedziny, być może tylko po to, żeby przełamać pustkę wegetacji w ogromnym pokoju z niczym poza czekaniem przy oknie i obserwowaniem, jak obok niej prześlizgują się godziny, dni?
Czasami po ogrodach przechadzał się Draco Malfoy. Rozpoznawała go po blond włosach, gęstszych w porównaniu z włosami jego ojca. Krok miał dłuższy, bardziej spieszny i tylko w połowie tak wdzięczny, jak Lucjusz. Draco nigdy nie przychodził jej odwiedzać, choć z drugiej strony zastanawiała się, czy w ogóle wiedział, że ona tutaj jest.
Nie miała pojęcia, dlaczego porwano ją i trzymano w dworze Malfoyów. Po kilku dniach zapadła w mglisty, senny letarg, a teraz, przypominając sobie te niewyraźne, długie dni, zastawiała się, czy do jej wina nie dolano przypadkiem jakiegoś eliksiru. Miało to jakiś sens, a zarazem czyniło całą sytuację mniej przerażającą już choćby tylko dlatego, że sama mogła poczuć się co najmniej trochę mniej za wszystko odpowiedzialna.
Całe dnie nieskończonej nicości przerywały tylko wizyty mężczyzny, który ociekał arystokratyczną pogardą i niebezpieczeństwem, ale jednak nie wysuwał żadnych gróźb. Zbyt łatwo było pozwolić krążyć wokół niego najpierw dniom, a potem umysłowi i sercu i...

-Ginny.

Wspomnienie zostało rozbite. Ginny spojrzała ze zdziwieniem na drzwi swojej małej, jaskrawej, spartańskiej, nieładnej sypialni. Zawsze drażniło ją, gdy rzeczywistość zmieniała się w taki sposób. W progu stał jej brat.

-Ron.

Wyglądał na zakłopotanego, jak zawsze.

-W porządku?

-Oczywiście.

Kiwnął głową, choć bez przekonania. Ostrożnie podszedł do łóżka, po czym podniósł dłoń, ale opuścił ją, zanim dotknął Ginny. Ręka opadła na narzutę, a Ginny przyjrzała jej się z rezerwą, zastanawiając się, jakby to było dotknąć jej, tak dużej i szorstkiej, z
poobgryzanymi paznokciami. Ostatni raz Ron dotykał jej, gdy była dzieckiem, przed incydentem z Komnatą Tajemnic, zanim stała się kimś Obcym i Dziwnym, kimś, kto miał kontakt z czarną magią. Gdy wciąż była jego malutką siostrzyczką.
Zadał jej pytanie, ale nie usłyszała go, zbyt zaabsorbowana rozmyślaniem nad dzieciństwem, uśmiechnęła się więc tylko bezmyślnie i przeciągnęła, przywodząc tym na myśl kota. Jej oczy, zwężone i rozleniwione, spostrzegły, że brat obserwuję jej bluzkę od piżamy, która uniosła się nieco, ukazując brzuch, jasny i lekko piegowaty. Opuszczając ramiona widziała, jak Ron odwraca wzrok, po czym skrzywiła się, zmieszana.

-Nic mi nie jest- powtórzyła.
-Jasne- wyjąkał, a jego twarz oblał lekki rumieniec.
Niedługo potem opuścił pokój, a Ginny była szczęśliwa, że znów może wpatrzeć się w widok za oknem i zatopić we wspomnieniach.


***


Malfoy poruszył się, co wyrwało Harry'ego ze snu. Jego łóżko, pokój, dom. Jego ramiona oplecione wokół Draco Malfoya. Świadomość tych faktów uderzyła w jego umysł niemal równocześnie. Krzyknął i usiadł, wierzchem dłoni odpychając sen z oczu. Zamrugał. Wszystko wokół było zamazane, sięgnął więc po okulary, dzięki czemu świat nabrał ostrości.
Ze zmierzwionymi blond włosami okalającymi bladą twarz, policzkami, na których widoczne były zmarszczki od poduszki, z jedną dłonią podłożoną pod głowę, zamkniętymi oczami i lekko rozchylonymi wargami, człowiek obok niego nie wyglądał jak Malfoy.
Wyglądał jak mały chłopiec.
Harry zmarszczył brwi i przeczesał palcami włosy, po czym wyślizgnął się z łóżka. Ubrał się szybko, rzucając od czasu do czasu nerwowe spojrzenia w stronę Malfoya w obawie przed powrotem dziwnych koszmarów albo, co gorsza, że chłopak obudzi się, zanim
Harry zdąży uciec z pokoju.
Gdy skończył, zawahał się i stał w progu jeszcze dłuższą chwilę, zanim wrócił do łóżka i ostrożnie zabrawszy Malfoyowi różdżkę, schował ją do kieszeni. Sięgnął delikatnie po nadgarstek chłopaka i rzucił na niego zaklęcie krępujące, które mocno przywiązało go do łóżka. Gdyby tylko ktoś dowiedział się, że pomaga, a potem zamierza puścić wolno śmierciożercę, mógłby zostać uznany za zdrajcę. W ten sposób przynajmniej wygląda tak, jakby trzymał więźnia. Poza tym nadal nie wiedział, jak działa nowa klątwa i, skoro miał takową możliwość, chciał wypytać o nią Malfoya.
Zostawiając swojego gościa przywiązanego i wciąż śpiącego, Harry skierował się do kuchni, zabrał coś do przegryzienia i udał się do Świętego Munga. Po tym, jak
pielęgniarka przekazała mu najświeższe doniesienia o stanie swoich pacjentów, którzy nie byli tak poważnie dotknięci klątwą jak Malfoy, jednak wszyscy wykazywali podobne symptomy, Harry aportował się szybko do Hogsmeade i pospieszył do Hogwartu.
Dumbledore był w zamku i starał się zrozumieć, czym jest nowe zaklęcie i jak je zdjąć. Był zbyt podenerwowany, by zostać na dłużej. Martwił się o to, jak Malfoy się czuje, czy obudził się, czy nie, więc nie przebywał długo w szkole. Spędził tam jedynie tyle czasu, ile potrzebował, aby dowiedzieć się, co dyrektor zdążył już wywnioskować. Nie było tego wiele. Słowo "Cassesprit" pochodziło z języka francuskiego i utworzone zostało z
kombinacji czasowników "casser", czyli "łamać" i "spirit", czyli "umysł". Złamać umysł. Dumbledore nie potrafił powiedzieć nic więcej. Wyglądał starzej niż zwykle, zniechęcony i roztargniony, i nawet gdyby Harry nie musiał spieszyć się do Malfoya, nie chciał pozostać w zamku ani chwili dłużej.
Gdy wrócił do mieszkania, Malfoy nie spał, choć początkowo nic na to nie wskazywało. Po zachowaniu chłopca, jakie Harry pamiętał ze szkoły, mógł oczekiwać krzyków,
przekleństw i gróźb, które byłyby odpowiedzią na ocknięcie się przywiązanym do obcego łóżka. Zamiast tego, gdy przekroczył próg, zastał tylko napięcie i głuchą ciszę. Sądząc, że Malfoy na pewno śpi, udał się do kuchni, by przygotować coś do jedzenia dla siebie, a po krótkim wahaniu również dla gościa. Nie wiedział, czy chłopak wstanie, by zjeść, czy będzie świadomy lub choć przytomny i czy w ogóle będzie. Mimo wszystko zrobił mu kanapkę i nalał soku do szklanki, po czym udał się do sypialni.
Malfoy leżał na plecach z dłońmi przymocowanymi do wezgłowia i wpatrywał się w niego morderczym wzrokiem. Co zaskakujące, srebrny ogień, palący się w tęczówkach,
wyglądał na słabszy niż ten, którym obdarzał Harry'ego jeszcze za czasów szkoły. Przerażał go jednak znacznie bardziej. Był o wiele zimniejszy i zdawał się sięgać głębin. Malfoy milczał, ale jego szczęka była tak zaciśnięta, że nawet Harry to zauważył.
Przełknął nerwowo ślinę, odstawiając jedzenie na bok.

-Nie wiedziałem, że nie śpisz- zaczął głosem bardziej zachrypniętym niż zazwyczaj, gdy się denerwował.

-Wypuść mnie.

Odchrząkując i przestawiając posiłek na szafkę, wiercił się przez dłuższą chwilę, aż w końcu odparł:

-Nie mogę tego zrobić.- Malfoy nie odpowiedział, wpatrywał się tylko w ciszy w Harry'ego, który zebrał się na odwagę i przysunął bliżej.- Ja... przyniosłem ci kanapkę- powiedział, spoglądając z niepewnością w oczy Malfoya, ale szybko odwrócił wzrok, zastanawiając się niemal desperacko, jakim cudem chłopak tak wydoroślał, odkąd widzieli się w szkole po raz ostatni. Wciąż nie słysząc odpowiedzi, postawił jedzenie na nocnym stoliku.- Wydaje mi się, że czujesz się lepiej- zaryzykował.

-Ale tak nie jest.

-Cóż, nie krzyczysz już i nie szamoczesz się, prawda? Powiedziałbym, że to jakiś postęp.

Upadli | drarryWhere stories live. Discover now