SĄSIEDZI

719 19 344
                                    

With annpharm01 💚

"Czasami trzeba wrócić po swoje,
nawet jeżeli się myślało, że wcale nie było nasze.’’

Draco

Zrobił to! Zadzwonił! I co? I stchórzył! Cipa, nie czarodziej! Czystokrwisty! Myślałby kto!
Od lat wzdychał do Granger, a ostatni rok to przypieczętował. I to taką pieczęcią… Myślał, że po zakończeniu roku ona na stałe zwiąże się z Łasicem. Co mu strzeliło do głowy?! Tłuczek chyba! Albo to, że Wieprzlej zawsze kręcił się koło niej. Sami zainteresowani, na szczęście dla niego, pozostali w strefie przyjaźni. Gdzie ona i Weasley?! Teraz to już nie było wzdychanie, ale być albo nie być. Draco oczywiście cieszył się z informacji, iż Rudy ma do Hermiony tyle, co gnom do smoka.
Zacierał rączki jak dziecko na widok nowej zabawki. Wreszcie miał szansę na coś stałego, a nie młodzieńcze zabawy, które mieli na ósmym roku. Bardzo przyjemne oczywiście. Oj tak, bardzo przyjemne.
Draco, ogarnij się! Merlinie dobrze, że chociaż zreflektował się bajaderkami, po tym żenującym telefonie. Psotka kochała gotować dla niego, więc w bajaderki Kędzierzawej włożyła jeszcze więcej miłości. Swoją drogą łudził się, że go pozna po głosie. Ale co on by jej wtedy odpowiedział?

– Hej Granger, wróciłem do Londynu. W Paryżu za bardzo tęskniłem za tobą. Paryżanki są do dupy, bo nie mają twojej pupy. Skoczymy na kawę?

Nie miał bladego pojęcia, po cholerę to wszystko wymyślił. Może pragnął, by uwierzyła, że chciał czegoś więcej, niż jej słodkiego cycuszka i pysznego kwiatuszka.

Tak Dracuś chciał całego Hermionowego serduszka!

Hermiona

Obudził ją telefon. Liczyła, że to sen, ale przeklęty dzwonek nie ustępował. Kto z samego rana jej tak śmie dokuczać?! Numer nieznany? Wpół do ósmej! Ciekawość wzięła jednak górę nad zaspaniem.

– Halo? – zapytała, ziewając.
– To ja. — Usłyszała.
– Co za ja? – zirytowała się.
– Twoja fantazja — brzmiała odpowiedź.

Chciała powiedzieć, że w sobotni poranek o tak wczesnej porze się śpi, a nie robi głupie żarty, ale cisza w słuchawce uświadomiła jej, że rozmówca się niegrzecznie rozłączył. Teraz już się zdenerwowała na całego! Nie dość, że budzi, rozbudza ciekawość, to jeszcze zachowuje się jak buc!
Narzuciła kołdrę na głowę i spróbowała znowu zasnąć. Niestety nie mogła przestać się zastanawiać, skąd zna ten głos... W końcu po kwadransie podniosła się i poszła pod szybki prysznic. Patrząc w lustro, stwierdziła, że dziś zostawi rozpuszczone włosy. Rzadko to robiła z racji praktyczności. Wygodniej jej było upinać burze, okalającą jej mądrą główkę, ale dziś nie miała nic w planach.
Nagle usłyszała kolejny dzwonek, tym razem do drzwi. Czy wszechświat się dziś na nią zawziął? Zanim otworzyła, spojrzała przez dziurkę od wizjera. Mieszkała w mugolskiej dzielnicy Londynu, wariatów nie brakowało, środki ostrożności były mile widziane. Wyglądało na to, że przed drzwiami nie ma żywego ducha, ale na wycieraczce ktoś zostawił maleńki pakunek.
Z bijącym sercem wróciła po różdżkę. Przecież nie otworzy w ciemno! Przekręciwszy zamek, uchyliła delikatnie drzwi, ściskając w dłoni magiczny atrybut. Nikogo nie było. Spojrzała na paczuszkę i wzięła ją do ręki. Nie będzie rzucała zaklęć sprawdzających na klatce. O co to to nie! Jeszcze brakuje, żeby sąsiedzi uznali ją za wariatkę.
Może trochę nią była, ale nie w tym kontekście i tylko z konkretną osobą i to w konkretnych sytuacjach. Uśmiechnęła się na pewne wspomnienie, które wywołało chytry uśmiech na jej twarzy. Położyła pakunek na stole. Sprawdziwszy, czy wszystko z nim w porządku, zabrała się za otwieranie. Ktoś się postarał, nie ma co. W środku niebieskiego pudełeczka, na jednorazowym okrągłym talerzyku, znajdowały się jej ukochane bajaderki i karteczka.

SĄSIEDZIWhere stories live. Discover now