2.

971 88 48
                                    

Uprzedzenie. Zobaczyłem tylko to jedno słowo, znaczna większość okładki była zakryta kocem. Książka leżała na łóżku Remusa, który zaraz po Peterze pobiegł do łazienki. Odszedłem od sekretarzyka, przy którym pisałem list i podszedłem do jego łóżka i uchyliłem koc. Duma i uprzedzenie. Okładka cała żółta z łabędziami namalowanymi tylko w innym odcieniu  żółci. Ładna. Ale zdecydowanie nie dla mnie. 
Chociaż w istocie tytuł do mnie pasował. Byłem dumny jak paw i tego nie dało się zaprzeczyć jak i nie trzeba było tłumaczyć. I uprzedzony. To też. Bo tak naprawdę nigdy z nim nie rozmawiałem, nigdy nie doświadczyłem tego jaki był naprawdę. Ale przejąłem niechęć do niego od Syriusza i widząc jego brata też czułem niechęć, chociaż nie miałem do tego ani żadnych osobistych podstaw, ani dowodów, że Syriusz miał, choć oczywiście mu wierzyłem. A więc byłem uprzedzony do jego brata. I to bardzo uprzedzony. A mimo to wiedziałem, że gdybym któregoś poniedziałku nie minął go w korytarzu po zaklęciach, bo wtedy właśnie kończył obronę przed czarną magią w klasie obok, albo gdybym nie zobaczył go na meczu Quidditcha przeciwko ślizgonom, poczułbym się dziwnie. Zauważyłbym to.  

Ach, tak, dobrze, że pytasz, Albusie. Byłem wtedy na szóstym... Nie, na siódmym roku. To był na pewno siódmy. Jakoś zima. grudzień, tak myślę. Pamiętam, że był wtedy śnieg i że to było jeszcze przed świętami, to na pewno był grudzień. Dobrze, a więc wracając.

Syriusz wpadł do pokoju z krawatem obwiązanym wokół czoła jak opaska, a ja odsunąłem się od książki, chociaż umknęło mi, żeby zasłonić ją kocem tak jak było wcześniej. Chłopak zerknął na mnie, a później na książkę.

— A ty co, na czytanie cię wzięło? — Spytał. Pokręciłem głową i wycofałem się, siadając znów przy sekretarzyku. 

— Co tak szybko wróciłeś? Myślałem, że masz szlaban. — Powiedziałem, zakładając nogę na nogę i podpisując się pod listem do matki. 

— Teoretycznie tak. Ale pani Pince ze mną nie wytrzymała i kazała mi spadać. — Powiedział zadowolony, opadając na swoje łóżko. Parsknąłem śmiechem. Niedziwne. Pewnie zbyt agresywnie układał książki na półkach, czy coś w tym rodzaju. 

Wsunąłem list do koperty i podniosłem się. Spojrzałem na Syriusza i Petera. 

— Idzie ktoś ze mną do sowiarni? — Zapytałem. Syriusz ziewnął, nic nie mówiąc, ale to był wystarczający znak, że nie miał zamiaru nigdzie iść. Spojrzałem na Petera, który wzruszył ramionami.

— Mogę iść. — Oznajmił, podnosząc się i nakładając bluzę na piżamę. Miał wilgotne włosy, ale najwyraźniej w niczym mu to nie przeszkadzało, nasunął kapcie na stopy.

— Poczekaj. — Powiedziałem i wyciągnąłem różdżkę. Rzuciłem zaklęcie i w jednej chwili jego jasne kosmyki na powrót były suche. Przejechał po nich dłonią.

— Dzięki. 

Wyszliśmy razem z dormitorium, na korytarzu mijając drużynę krukonów, pewnie wracali z treningu.

— I tak was rozwalimy! — Krzyknął za nimi Peter. Zbliżał się wtedy nasz mecz. Kilku krukonów obróciło się i łypnęło na nas groźnie, ale żaden z nich się nie odezwał. Dziwnie to później wyszło, że kawałek musieliśmy iść za nimi. — Zajdziemy później do kuchni? — Spytał. Pokiwałem głową. Sam nie miałem po co tam iść, ale mogłem się przejść, skoro on mógł ze mną.

Dalej pamiętam jak się wchodziło do kuchni. Oj nie, dzieciaki, nie powiem wam tego. Albo dobra, powiem, tylko nie gwarantuję wam, że nic się nie zmieniło. Za moich czasów kuchnia była pod Wielką Salą, musicie podejść do obrazu z miską z owocami i połaskotać gruszkę. Wtedy pokaże wam się klamka. Dziwne, że nie wiedziałeś, Albusie, za moich czasów ta wiedza była bardzo powszechna.

When I was younger | JegulusWhere stories live. Discover now