"Chwile są ulotne..."

2.7K 95 16
                                    

Chciałabym przeprosić za tak długi brak rozdziału, ale mam aktualnie problemy rodzinne, przez co nie miałam głowy do pisania. Jednak postaram się zrobić wszystko, żeby rozdziały pojawiały się dużo częściej. 
--

— Twój czas się kończy, synu.

* *

Wypuściłam z ust powietrze, gdy chłodna woda spotkała się z rozgrzaną skórą twarzy. Zakręcając kran, uniosłam wzrok na swoje odbicie, którego widok spowodował jedynie moje skrzywienie. Przyłożyłam dłoń do wilgotnego czoła, w nadziei, że właśnie to pomoże mi zrozumieć moje zachowanie.

Od niespełna dziesięciu minut znajdowałam się w zamkniętej na klucz łazience, w której próbowałam zebrać się do wyjścia z powrotem do ćwierkoczącej parki. Nicolas i Brie dogadywali się jak łyse konie, a ja patrzyłam na to z boku, mieszając tylko niechętnie widelcem w nietknięte porcji naleśników. Od samego pojawienia się dziewczyny przy naszym stoliku poczułam dziwne ukłucie zazdrości, które nabierało na sile z każdym jej przypadkowym szturchnięciem bruneta. Nie miałam pojęcia czy chłopak nie widział, czy może nie chciał widzieć jak blondynka namiętnie go kokietowała.

Uczucie zazdrości było czymś co wyparłam z orgazmu już jakiś czas temu. Nie potrafiłam zrozumieć tego do czego zdolny był zazdrosny człowiek. Do czego zdolna byłam i ja. Już za pierwszym razem, gdy miałam przyjemność takowo się poczuć miałam zaledwie sześć lat. A, że potrafiłam być z reguły dość nerwowym i stawiającym na swoim dzieckiem, wiadomym było, że zajęcie mojego ulubionego miejsca, przy moim ulubionym stoliczku i w dodatku przy ulubionym przedszkolnym przyjacielu przez dziewczynkę, którą tak naprawdę widziałam pierwszy raz na oczy, nie skończy się dobrze. No i nie skończyło. Prawie wyrzucili mnie z grupy za zepsucie jej ulubionej lalki i za wyrwanie połowy lśniących włosów.

Drugi raz był stosunkowo niedawno, za czasów spotykania się z Andie. Na jednej z imprez przyczepiła się do niego blond laseczka i nie chciała się od niego odkleić nawet wtedy, gdy dobitnie zaznaczyłam swój teren. Gdy tylko próbowała pocałować go na moich oczach, już wtedy wiedziałam ze skończy się to krzykiem, łzami i złamanymi tipsami. I to wcale nie moimi! W tamtym momencie, gdy skuta w kajdanki siedziałam na policyjnym krześle, czekając na jakieś zbawienie przysięgłym sobie, że nigdy więcej nie dam się pokonać tak zdradzieckiej emocji. I udawało mi się to, aż do tej chwili.

Powolnym krokiem, ciężko sunąć po podłodze stopami, jakby conajmniej ważyły tonę, szłam w kierunku swojego stolika. Już z tej odległości zdołałam usłyszeć chichoczącą dziewczynę, która chyba na dobre zapomniała o tym, że tak naprawdę była w pracy, a nie na jakiejś randce w ciemno.

— Już myślałam, że się tam utopiłaś. — Przeniosła na mnie swoje rozbawione tęczówki, a później uśmiechnęła się szeroko. Wcale nie cieszyła się z moje powrotu. Wredna małpa.

Zwężyłam oczy, skubiący skórkę paznokcia.

— Brie, mogłabyś? — spytałam i kiwnęłam lekko głową w stronę miejsca, przy którym siedziała za nim nie wyszłam.

Blondynka posłała mi jedynie delikatny uśmieszek i uciekła spojrzeniem na Nicolasa. Zaskoczona rozszerzyłam oczy, no bo cholera to było moje miejsce!

Również utkwiłam wzrok w chłopaku, który ledwo wyczuwalnie spiął się na poświęconą mu uwagę. Zerknął najpierw na słodko uśmiechniętą kelnerkę, a później spojrzenie zawiesił na mnie i wtedy jego wzrok odrobine się zmienił. Złagodniał.

Wpatrywaliśmy się w siebie, a żadne z nas nie spuszczało wzroku nawet na chwile. W tym momencie prowadziliśmy jakaś niemą rozmowę, stworzyliśmy jakąś nić, która umacniała się z każdą kolejną sekundą.

Escape from the pastWhere stories live. Discover now