Maszeruj armii zbawienia, głoście błękitne słowa, niech to wypali korzenie herezji!
-Słowa kapłanów Króla Węży-
Vera wzięła głęboki wdech, uspokajając myśli. Skupiła się na płynącej w jej ciele energii, która niczym krew odżywiała jej tkanki. Przez krótką chwilę czuła się jak dryfująca w wielkiej niematerialnej rzece, której nurt kierował jej ciało niczym bezwładny kawałek drewna. Nie ona nie jest bezwładną kłodą, a panią swego ciała, to ona nadaje bieg rzece i wyznacza koryta, którymi płynie. Zatrzymała dech w piersiach, rozwierając powieki. Wysunęła język, który natychmiast się przemienił.
– Siete serpientes – rzekła, rozwierając płatki języka.
Z jej ust wystrzeliło siedem błękitnych kul czystego ognia, które rozwierały swe paszcze w kształcie łbów węża. Wszystkie siedem trafiło w treningową kukłę, która w jednej chwili stanęła w płomieniach. Verano schowała język, pozwalając sobie na wdech suchego powietrza. Rozległy się dźwięk rytmicznego klaskania.
– Brawo, w końcu zdecydowałaś się na użycie ognia – pochwalił ją Guerrero. – Używasz szybkich ataków, o słabej mocy, pasuje mi to do stylu „siedmiogłowego węża". W pojedynkach też się poprawiłaś, jestem z ciebie naprawdę dumny.
– Dziękuję – odparła zdawkowo, choć te słowa sprawiły jej pewną przyjemność.
Nie czuła się dobrze z używaniem ognia. Za każdym razem, gdy widziała swoje płomienie, przed oczami przetaczały jej się ten obraz. Jednak zdusiła wszelkie emocje. Nie robię tego dla siebie, powtarzała w duchu, to dla mojego małego braciszka muszę stać się silniejsza. Kompletnie zatraciła się w przyswajaniu wiedzy i magii, wiedziała, że będzie to niezbędne, by pokonać ojca. Władca słynął ze swej potężnej magii i opanowania ostrza, więc nie miała z nim większych szans. Musiała wymyślić jakiś fortel i choć to wiedziała, łatwiej byłoby zgasić słońce niż wpaść na pomysł.
– Po południu czas na wymarsz, każ przygotować swojego wierzchowca i ustaw się za strażą przednią, będę tam czekał z ojcem.
– Obiecałeś pokazać swoje zaklęcie – przypomniała Verano, zatrzymując brata wpół kroku.
– Racja prawie bym zapomniał. – Odpiął małą tykwę od pasa i wlał sobie odrobinę jej zawartości do ust. Rozśmieszał płyn językiem, wypluwając resztkę i na nowo przypinając tykwę do pasa. – Lahar oorja, divy thookana.
Zamknął usta, biorąc potężny wdech, jednocześnie wypełniając policzki. Rozwarł wargi, wypuszczając monstrualne płomienie, które w jednej chwili opanowały całą kukłę. Gdy tylko płomienie opadły, Verano ujrzała dopalające się czarne szczątki i poczuła charakterystyczny smród siarki.
– Jak to zrobiłeś? Jakim cudem wyrzuciłeś tyle ognia naraz?
– Mam proste, acz efektywne i efektowne zaklęcie. Gromadzę powietrze w płucach, a potem używam go do natychmiastowego wyplucia zebranego w ustach płynu, którego używamy do ziania ogniem.
– Chwila, przecież mówiłeś, że płyn podpala się w kontakcie z powietrzem, jakim cudem nie spaliłeś się od środka?
– Do wypychania używam azotu, który jest niepalny, pozostawiając tlen w płucach. Dodatkowo przed atakiem rozprowadzam po ustach niepalny płyn, który neutralizuje łatwopalne resztki. Jedynym minusem jest to, że za każdym razem, okropnie chce mi się pić i raczej trudno tego użyć podczas walki.
– Moc ognia wynagradza wszystko – stwierdziła, patrząc na żarzące się szczątki.
***
YOU ARE READING
Tricor: Błękitny Poeta
FantasyVider klanu Teen Bhag, poeta o błękitnej przepasce na skroniach, wyrusza w podróż po świecie, aby odnaleźć to, czego nie posiadał nigdy - uczucia. Świat ten niczym najprzedniejszy poemat stawia przed nim przeszkody, które on ubiera w rymy i dźwięki...