08.

39 5 0
                                    

Czas spędzony z królem był wypełniony tym samym. Spacery w ogrodzie, niezobowiązujące rozmowy i spławianie mnie, gdy tylko starałam się zacząć jakiś poważniejszy temat. Nic nie mogłam z niego wyciągnąć. Ani to dlaczego zgodził się tak szybko na ślub ze mną, ani to czego on tak konkretnie chciał w życiu. Do ślubu pozostały dwa dni, a ja wciąż nie wpadłam na pomysł jak się z niego wywinąć. Udać obłożnie chorą? Przyznać się do jakiegoś tajemnego ślubu z jakimś mężczyzną? Czy jakbym powiedziała o tym Dillonowi, zgodziłby się mi pomóc?

Nie.

Tym razem wewnętrzny głos miał rację. Ojciec szybko pozbyłby się niepotrzebnego towarzysza, wysyłając go gdzieś indziej lub mordując, z czego osobiście strzelałabym na drugą opcję. Była łatwiejsza do wykonania i nie groziła wyciekiem. Oczami wyobraźni widziałam jakie zamieszanie wykonałaby informacja o ślubie księżniczki z żołnierzem. I to nie jakimś o wysokim statusie, a takim którego łatwo dałoby się zastąpić w razie potrzeby.

Potrząsnęłam głową starając się zapomnieć. To były ostatnie dni mojego samodzielnego życia. Nie chciałam ich marnować na użalanie się. Jak źle pójdzie, znajdę na to wiele czasu po małżeństwie z największą enigmą jaką kiedykolwiek miałam okazję poznać. Przytknęłam kwiaty do nosa i zaciągnęłam się ich cudownym zapachem. Od zawsze kochałam ogród i to w nim czułam się najlepiej. Dlatego tak uwielbiałam spacerować w nim i zrywać rośliny, które następnie dekorowały pokój.

W Sance nigdy nie zdarzyło się, by spadł deszcz czy śnieg, a mimo to roślinność zawsze była zielona. Jakby wystarczało im same słońce. Czasami się nad tym zastanawiałam i nawet ubolewałam. Bardzo chciałabym poczuć zimną ciecz na sobie, nie tylko pod prysznicem. Gdyby jakimś cudem chmury postanowiły zapłakać, wyszłabym na zewnątrz i zaczęła tańczyć jak wszystkie bohaterki romansów, które zdążyłam poznać w swoim siedemnastoletnim życiu.

Z tego co słyszałam, miałam okazję to przeżyć w czasie drogi do lodowego królestwa. W drodze do Vavidy, w której panowała wieczna zima, mijałabym miasta, w których na okrągło padał deszcz. To dziwne, prawie tak jakby Asklepios było podzielone na cztery części, gdzie w każdej panowała inna pora roku, nie mogąca połączyć się z inną. Czy było to jednak przez księżniczkę Islę, tak jak podawała legenda, wątpiłam, aczkolwiek w każdej przypowieści czaiło się ziarenko prawdy.

– Księżniczko... – Jedno wypowiedziane słowo, a sprawiło, że po plecach przeszło mi milion mrówek, a na twarzy poczułam ciepło. Reakcja na głos Alexandra zadziwiła mnie, przez co nie zarejestrowałam tego, co wymówił później.

– Przepraszam – powiedziałam szczerze, na co mężczyzna zmarszczył brwi. Gdy nie odezwał się przez dłuższy czas, dodałam. – Nie słyszałam co powiedziałeś, mógłbyś powtórzyć?

– To nie było nic ważnego. – Choć nie miałam powodów, by wątpić, tak właśnie się działo. W oczach Alexandra widziałam wahanie i pewną walkę ze sobą, jakby sam nie wierzył, że właśnie wypowiedział te słowa na głos. – Mógłbym ci potowarzyszyć podczas spaceru?

Źle go usłyszałam, prawda?

Przyglądałam mu się czujnie, starając się domyślić, o co w tym wszystkim chodziło. Miał jednak tak nieprzeniknioną minę, że do końca życia musiałabym tu stać i robić notatki, a i tak nie gwarantowało to sukcesem.

– W porządku. Ostrzegam jednak, że może być nudno. – Uśmiechnęłam się i ze zdziwieniem odkryłam, że jego kąciki ust także uniosły się ku górze.

Czy to... Pierwszy prawdziwy uśmiech? I dlaczego, do cholery, to tak na mnie działa?

Nie rozumiałam swoich uczuć. To nie była miłość. Nie można było mówić też o zauroczeniu. Po prostu... Po prostu czułam, że już go kiedyś znałam. Ale nie w tym wydaniu, a milszym. Zaczynało mi odbijać. By zająć myśli, ruszyłam przed siebie. Przez dłuższą chwilę panowała między nami cisza. Nie miałam pojęcia o czym mogłabym z nim porozmawiać. "Hej, zabiłeś kogoś w ostatnim czasie?" - raczej nie brzmiało jak dobre rozpoczęcie konwersacji.

– Wiem, że nie poznała się księżniczka z królem Ernonem w przyjaznych okolicznościach, ale chciałbym byś dała mu szczerą szansę.

– Leilani wystarczy – wtrąciłam mimochodem, chichocząc. – Dlatego postanowiłeś do mnie dołączyć? By przekonać mnie do swojego władcy?

– Nie – zaprzeczył od razu i chyba go zdziwiła gwałtowność wypowiedzianego słowa, ponieważ na moment umilkł, przełykając mocno ślinę.

– Więc dlaczego? – Nie musiałam pytać i znać odpowiedzi, a jednak coś wewnątrz mnie drapało, domagając się wypowiedzenia tych słów na głos. Nie wiedziałam co się ze mną działo, ale zdecydowanie mi się to nie podobało. Jak do tej pory miałam władzę nad swoim ciałem i myślami, ponieważ to jedyne mi pozostawało, gdy decyzje podejmowali za mnie inni od najmłodszych lat.

– Po prostu... – Wzruszył ramionami i choć miałam wrażenie, że doda coś więcej, nie zrobił tego. Przyjrzałam mu się czujnie, ale w końcu kiwnęłam głową, postanawiając nie naciskać. Nie znałam go. Równie dobrze mogło się okazać, że nienawidził ciekawskich osób i zabijał ich bez mrugnięcia okiem. A ja wbrew rozsądkowi chciałam jeszcze pożyć. Coś osiągnąć. Zrobić jakąś różnicę w świecie. Zerknęłam na słońce i odkryłam, że za kilka minut powinnam stawić się w salonie.

– Było mi bardzo miło i mam nadzieję, że kiedyś zdołamy to powtórzyć, ale muszę już iść. – Alexander nie odpowiedział. Wyglądał jakby bił się z myślami. I choć chciałam zostać i zapytać go o to wszystko, czy czuł to samo dziwne przyciąganie, nie mogłam. Dlatego posłałam mu ostatni uśmiech i odwróciłam się, by odejść. Zaraz jednak poczułam dłoń ciągnącą mnie do tyłu i zimne usta stykające się z moimi przez materiał chusty.

Nie zdołałam tego przyswoić i jakkolwiek zareagować, gdy Novo odsunął się, potykając. Nie musiał przepraszać. Widziałam po jego minie, że wszystkiego żałował. Był szczerze przerażony, najwyraźniej musiał bardzo bać się Ernona. Dlaczego? Jaka konkretnie relacja ich łączyła? Nie zapytałam. Nie zrobiłam niczego innego jak odejście w stronę wejścia do zamku.

– Wszystko w porządku? – spytał cicho król Balfe podczas obiadu i choć mogłam wydać Alexandra, by narobić zamieszania i uniknąć ślubu, nie zrobiłam tego. Uśmiechnęłam się tylko szeroko i zachowując spokój w głosie, odpowiedziałam.

– W jak najlepszym.

Złoty miecz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz