₉ | w innym świecie |

55 8 16
                                    

Data publikacji: 21.05.2022 

— Gdzie to jest? — warknął Holt w stronę uczniów tak, że każdemu włos się na głowie zjeżył. — Ktoś z was wie, gdzie to jest, przyznać się. — Zmierzył ich wścibskim wzrokiem. — Może macie to pod ławką? Pod krzesłem? Albo w plecaku...

   Heather posłała mi poirytowane spojrzenie spod napiętych brwi. Wyczuła, że cała ta afera to moja wina.

   Wszyscy obecni na sali zaczęli się rozglądać w zmieszaniu, patrzeć na reakcje innych i szukać wzrokiem tego czegoś. Holt z kolei wkładał cały wysiłek i skupienie w badanie ich twarzy. Nie rozumiałam, o co mu chodzi, dopóki nie westchnął, dowiedziawszy się już wszystkiego.

   Wykorzystał ich, żeby bez wzbudzania paniki przeszukać salę. Zrobili to sami. 

    Mężczyzna spiął się. Spojrzał na policjantów, potem na mnie. Chwycił moje ramię i odciągnął na ubocze, żeby, nie spuszczając mnie z oczu, telefonicznie powiadomić dziekana o całym zajściu. Ku mojemu zdziwieniu, tuż po wykonanym połączeniu, w następnej kolejności wykręcił numer na policję. 

   Popatrzyłam jeszcze raz na dwójkę ludzi w mundurach, przyglądających nam się wścibsko. Od samego początku coś mi w nich nie pasowało. Nie potrafiłam jednak stwierdzić, co...

   W jednej niedużej sali siedziało zamkniętych blisko pięćdziesiąt osób, w tym trzy z nich miały przy sobie broń, a gdzieś w budynku, może nawet w tym samym pomieszczeniu, pośród niczego nieświadomych studentów leżała sobie bomba. 

   Holt zakończył rozmowę, po czym przyjrzał się chwilę policjantom, czekając aż któryś z nich odbierze wiadomość z centrali. Czekał dość długo, by zrozumieć, że ich krótkofalówki nigdy się nie odezwą. To oszuści. 

— Czy możemy przystąpić do rewizji? — zapytał jeden z nich, łypiąc wzrokiem na doktora, wymijającego go w drodze do guzika alarmu przy drzwiach wejściowych. 

— Niestety, w tej chwili nie będzie to możliwe. Muszę ewakuować stąd moich uczniów, a panów proszę o opuszczenie budynku. Otrzymałem wiadomość o... pewnym niebezpieczeństwie. — Zawahał się. 

   Aby nie wywoływać zbędnego poruszenia wśród grupy, zapewne wolał uniknąć używania słowa "bomba". 

— Proszę wszystkich o uwagę! — zwrócił się do wciąż przyklejonych do wejściówki studentów. No, powiedzmy. — Odłóżcie proszę kartki i długopisy. Musimy natychmiast ewakuować się z budynku. Zostawcie proszę torby i bez zbędnej paniki udajcie się do wyjścia. 

   W oczach Heather pojawił się niepokój. Rzuciłam jej błagalne spojrzenie, aby jakoś przemyciła mój plecak. Jeżeli zjawią się tu federalni, zaczną przeszukiwać wszystko, co zostało w sali. Całe szczęście, dobrze odczytała moje sygnały, ponieważ już po chwili zniknęła między korytarzem ludzi, zasłaniając niedużą torbę długim swetrem. 

   Nie potrafiłam oprzeć się wrażeniu, że ze wszystkich twarzy na sali, to moja wydawała się Holtowi najbardziej interesująca. Nie spuszczał ze mnie wzroku, zwłaszcza wtedy, gdy przyjaciółka dyskretnie przekazywała mi moje rzeczy. 

   Zbliżyła się z jedną z najbardziej niepokojących min w jej karierze i gdy tylko wtopiłam się w tłum przy jej boku, z irytacją w głosie rzuciła:

— Masz mi to wyjaśnić. 

— Obiecuję. Ale teraz muszę szybko stąd uciekać. Nie mogę tu zostać pod żadnym pozorem. Pomożesz mi jakoś? 

— Jezu, co ty odwaliłaś... — Spięła się.

   Tłum studentów wylał się na wielki hol z co najmniej pięciu sal wykładowych. Zaczęły się szepty i śmiechy. To na pewno tylko ćwiczenia albo fałszywy alarm. — tłumaczyli sobie jedni. Hura! Przynajmniej nie będzie zajęć! — wołali radośnie drudzy.

Gdy spotkamy się o świcieWhere stories live. Discover now