4. | Książę w czarnym Mustangu |

436 56 15
                                    

Tak naprawdę Marinette nie miała pojęcia, czy uważała się w tamtym momencie za najszczęśliwszą dziewczynę na świecie, z racji tego, że otrzymała propozycję pracy, jakiej nie dostaje się każdego dnia, czy może za największego pechowca w historii. Zazwyczaj poruszała się po mieście komunikacją miejską, jednak tego dnia postanowiła odżałować tych kilkanaście euro i opłacić taksówkę, która teoretycznie powinna zawieść ją dokładnie pod samą bramę posiadłości Agreste. Niestety, zwyczajowa, paryska, poranna wrzawa sprawiła, że zamiast wysiadać właśnie na przepięknym, szczotkowanym, granitowym podjeździe, wciągała brzuch do granic, starając się wcisnąć w szczelinę między drzwiami taksówki a wypucowanym lakierem srebrnego Renault Talismana, stojącego dokładnie tak, jak jej środek transportu w korku, na przeciwległym pasie ronda. Kierowca łypał na nią spode łba, przyglądając się uważnie, czy aby na pewno wystający niebezpiecznie zamek jej ogromnej torebki nie spotka się z jego wypielęgnowaną karoserią, co nie ułatwiało jej zgrabnego opuszczenia pojazdu.

Miała dwa wyjścia, obydwa tak samo beznadziejne. Mogła czekać w tym piętrzącym się niebezpiecznie korku, aż w końcu sytuacja na drodze rozładuje się na tyle, że taksówkarz będzie mógł dowieźć ją do celu względnie na czas. Mogła też wysiąść i ryzykując upadek oraz gwarantując sobie cały szereg bolesnych odcisków na stopach, ruszyć przed siebie pieszo. Żadna z tych opcji nie wydawała jej się dostatecznie zadowalająca, ale pikający niebezpiecznie taksometr, nabijający coraz większą sumę zdecydowanie ułatwił jej podjęcie decyzji. W końcu, jeśli spóźni się pierwszego dnia nowej pracy, pan Agreste na pewno wyleje ją, zanim zdąży powiedzieć "dzień dobry", a wtedy nici z obiecanych przez Emilie zarobków. Musiała zaufać swojej wątpliwej kondycji.

Udając, że to najnormalniejsza rzecz pod słońcem zatrzasnęła za sobą żółte drzwi taksówki i zadzierając dumnie głowę ku górze, ruszyła przed siebie, nie zważając na pełne politowania spojrzenia rzucane jej od czasu do czasu z wnętrz samochodowych kabin. Na całe szczęście po kilkuset metrach wędrówki wzdłuż pokrętnego ronda, udało jej się wyjść w okolicach centrum. Z ulgą pokierowała się w stronę chodnika, nie mogąc się nadziwić, że coś tak trywialnego, jak spacer zwyczajnym, pełnym kocich łbów, krzywym chodnikiem może przynieść jej taką radość. Wreszcie była jednym z wielu, nieprzykuwających niczyjej uwagi pieszych, nie wariatką na wysokich obcasach, przeciskającą się między oparami spalin na drodze szybkiego ruchu.

Jej radość z odzyskania transparentności nie potrwała jednak zbyt długo, kiedy odkryła, że czarne, sportowe auto z przyciemnianymi szybami, które mijało ją ułamki sekundy wcześniej, zatrzymało się gwałtownie na samym środku jednokierunkowej ulicy, by po chwili kierowca bezpardonowo wrzucił wsteczny bieg i z piskiem opon cofnął się, ponownie zatrzymując na środku ulicy, dokładnie naprzeciwko niej. Przewróciła oczami i wykrzywiła usta w grymasie. Doskonale znała facetów, którzy kochali się w takich drogich, sportowych furach. Obsługiwała ich czasami w kawiarni. Uważali, że stan posiadania ponadprzeciętnego auta upoważnia ich do bezwstydnego podrywania jej i wyrażali niemałe zdziwienie, kiedy okazywało się, że nie była nimi zainteresowana. Postanowiła nie zawracać sobie nim głowy. Z głową dumnie uniesioną ku górze maszerowała dalej, starając się ze wszystkich sił stłamsić w sobie przemożne uczucie zerknięcia w bok, kiedy cichutki mechanizm zdradził, że kierowca opuszczał szybę w dół.

— Może cię podwieźć? — zaproponował nieznajomy, choć jego głos nie wydawał jej się w tamtym momencie całkiem obcy.

Nie miała jednak zamiaru strzępić języka i zawracać sobie głowy jakimiś amatorskimi podbojami. Spieszyła się do pracy. Bardzo ważnej pracy.

— Okej... Dobrze wiedzieć, że nie reagujesz na zaczepki nieznajomych — dodał, nie kryjąc rozbawienia, kiedy niemal niewyczuwalnie wciskał pedał gazu, tak, że samochód toczył się powoli dokładnie tym samym tempem, jakim Marinette stawiała kolejne kroki. — Tylko że nadal nie odkupiłaś mi mojej ulubionej bluzy i jeżeli spóźnisz się teraz do pracy, raczej nie będziesz miała okazji, żeby na nią zarobić.

ObietnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz