V

41K 552 398
                                    

Elizabeth i Matt

15.07.2023r. 

Chłopak bujał się na boki, czując, że kręci mu się w głowie. Wypił definitywnie za dużo alkoholu. Jednak on był przyzwyczajony do takiego stanu, ponieważ od roku przebywał na Ibizie, gdzie imprezy były jego codziennością. 

Matt był inny niż jego przyjaciele. Ci chcieli się "ustatkować". Uważali, że już wystraczająco się wybawili. Nie chciało im się już imprezować w klubach czy urządzać huczne domówki. Woleli siedzieć w domu z drugą połówką i oglądać jakiś banalny romantyczny film. Matt nie potrafił tego zrozumieć. Przecież mieli tylko dwadzieścia dwa lata! Ich obowiązkiem było się bawić. Jednak oni tego nie rozumieli. Mówili mu, że czas dorosnąć i żeby znalazł sobie w końcu kogoś. Chłopak nie mógł tego słuchać. Dlatego zrobił im na przekór i wyjechał na Ibizę, gdzie nie ma dnia ani nocy bez imprez. Czuł się tutaj świetnie. 

- Stary! Kurwa! Flirtowałem z DJ'em jakiejś tam supergwiazdy i nie zgadniesz co! Zaraz będą odlatywali do Nowego Jorku i powiedział, żebym jechał z nim! Ale ja sam, kurwa, nie pojadę! Lecisz ze mną! - wykrzyczał Liam, kolega od imprez Matta'a i jego wierny towarzysz. 

- Co? - wybełkotał chłopak, czując, że zbiera mu się na wymioty. 

***

Matt podniósł zaspane powieki, czując ogromne zmęczenie. Nie miał pojęcia, gdzie był. Ostatnie co pamiętał, to rzyganie w ekskluzywnym samolocie. Skrzywił się na tą myśl i szerzej otworzył powieki. Jęknął, gdy w uszach zaczęły brzęczeć mu odgłosy ruchu drogowego. Nagle poczuł ogromny ból karku, przez co usiadł gwałtowanie. Jakie było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że leżał na jednej z najbardziej zatłoczonych ulic Nowego Jorku, wyglądając jak menel. Ludzie jednak chyba byli przyzwyczajeni do tego widoku, ponieważ prawie w ogóle nie zwracali na niego uwagi. 

- Japierdole - wymamrotał chłopak, próbując się podnieść. Nie zwrócił jednak uwagi na kobietę zmierzającą w jego stronę, dlatego ta potknęła się o niego i omal nie wpadła na śmietnik. Z trudem utrzymała równowagę. - Przepraszam. 

- Kurwa - bąknęła, strzepując z siebie niewidzialny pył. 

Matt przez kilka sekund przyglądał się jej z zaciekawieniem. Był pewien, że skądś ją kojarzył. Ale za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć skąd. Jednak kiedy się odwróciła, ujrzał najpiękniejszego anioła w niebiosach. Elizabeth prawie w ogóle się nie zmieniła. Jedynie trochę dojrzała, co podkreślała eleganckimi ubraniami. Matt nie mógł uwierzyć, że można być jeszcze śliczniejszym niż ona. Czarne, idealnie proste włosy za łopatki, czerwony kombinezon, który idealnie opinał jej zgrabne ciało, w tym samym kolorze wysokie szpilki oraz krwista szminka, która była dla niej bardzo charakterystyczna. Była jego ideałem w każdym wcieleniu. 

Elizabeth wyglądała na mocno zszokowaną widokiem chłopaka. Nie widziała go od dwóch lat. Ten akurat bardzo się zmienił. Jego sylwetka stała się bardziej muskularna, włosy przystrzygł "na żołnierza", miał bardziej zarysowane kości policzkowe, a w lewym uchu widniał mu mały kolczyk. Można go było teraz zaliczyć do jednego z chłopaków, którzy byli w typie Elizabeth, choć sama by się do tego nie przyznała. Po kilkunastu sekundach uśmiechnęła się chytrze, chcąc zakryć swoje zdziwienie. 

- Wilson - parsknęła ironicznie. - Nie spodziewałam się, że cię tutaj spotkam. Tym bardziej pod śmietnikiem. Świat potrafi zadziwiać, co? 

- Nic się nie zmieniła - mruknął pod nosem, wstając na proste nogi. Był wyższy od dziewczyny o pół głowy, przez co ta musiała unieść spojrzenie. - Dalej taka żmijowata. 

Ideal [W KSIĘGARNIACH]Where stories live. Discover now