ROZDZIAŁ 18

25 4 0
                                    

Kiedy otworzyłam oczy, wszystko wydawało się wzmocnione. Wzrok w sekundę dostosował się do ciemności. Mogłam dostrzec ze szczegółami każdy spadający z nieba płatek śniegu. Mogłam obserwować nadzwyczaj szybkie ruchy Blacka, który bez większego wysiłku odpowiadał na ataki trzech walczących z nim wilków. Bawił się z nimi, pozwalając reszcie obserwować jak bez większego trudu pokonuje całą trójkę.

Słyszałam każdy krok, zarówno walczącej w kręgu czwórki, jak i zbliżającej się z dala watahy Sama. Słyszałam bicie serc. Słyszałam każdy oddech. Słyszałam w głowie muzykę, która jeszcze niedawno wprawiała mnie w ból. Czułam jak mroczna melodia dodaje mi energii.

Moich nozdrza wypełniały się zapachem krwi, który mogłam wręcz posmakować na języku. Mojej krwi. Błyszczącego w śniegu szkarłatu, który mnie otaczał. Zapach lasu, który jeszcze niedawno wprawiał mnie w uczucie błogości, niczym narkotyk, zastąpiła woń śmierci i rozkładu. Black nigdy nie pachniał lasem. Pachniał mordem, którego dokonywał przez lata. Postanowiłam skupić się na zapachach, które już znałam. Piżmo i świeżo ścięta trawa, które od lat kojarzyły mi się z domem. Słodkawa woń karmelu przemieszana z wibrującą niemal nienawiścią. Zapach letniej bryzy. Wdychałam je ogromnymi haustami, podczas gdy muzyka w moich myślach stawała się głośniejsza.

Delikatnie poruszyłam palcami. Spróbowałam napiąć bolesne mięśnie i szybko odkryłam, że moje ciało się zmieniło. Czułam jak wiatr tańczył na moim futrze a śnieg topniał pod gorącem mego ciała. Próbowałam się podnieść, jednak mój umysł potrzebował czasu, by nauczyć się kontrolować nowe ciało.

Przed moimi oczami rozpętała się prawdziwa wojna. Wataha Sama zaatakowała z zaskoczenia, nie mieliśmy jednak realnych szans na wygraną. Black miał niezwykłą przewagę liczebną. Dwanaście watah przeciw jednej. Moje serce ogarnęło przerażenie. Jaka byłam głupia! Oddałam się w ręce Blacka, prowokując wojnę do której dążył od lat. Pragnął władzy, a przepowiednia uświadomiła mu, że nigdy nie będzie jej miał, dopóki żyję. Wykorzystał sytuację i moją naiwność. Chciałam jedynie, by to wszystko się skończyło a rozpętałam wojnę.

Moje wilki walczyły zacięcie, jednak nie miały szans. Znów byłam biernym obserwatorem wydarzeń i to uczucie było nie do zniesienia. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów. Nie mogłam na to pozwolić. Musiałam coś zrobić... Musiałam...

Nagle mój nos wypełnił się gryzącym zapachem dymu. Czułam jak okrywające mnie futro stawało się gorące. To dziwnie nienaturalne ciepło dodało mi brakujących sił. Podniosłam się i stanęłam na czterech łapach. Otrząsnęłam się z otaczającej mnie niemocy. Rozejrzałam się szybko po polu bitwy by szybko zauważyć, jak jeszcze chwilę temu walczące wilki zatrzymują się i wpatrują we mnie. Wyprostowałam postawę i napięłam mięśnie. Widziałam jak śnieg roztapia się pod moimi łapami, kiedy wolnym krokiem zbliżałam się do walczących na środku czterech wilków.

Na mój widok ich pojedynek ustał. Widziałam jak w oczach Blacka pojawia się niedowierzanie. Zawarczałam głośno a tembr mego głosu rozniósł się echem po lesie. Kolejne warknięcie spowodowało, że trawa zapłonęła krwistym płomieniem, który w sekundę otoczył nas okręgiem.

Byłam wilkiem a jednak nim nie byłam. Moje futro płonęło żywym ogniem, który mogłam kontrolować jedną myślą.

Byłam wilkiem a jednak byłam ogniem. Niszczycielską siłą, gotową pochłonąć wszystko na swojej drodze. Gniew płoną we mnie z taką siłą, że pochłonął każdą inną myśl.

Otaczające nas zewsząd wilki przestały walczyć i ustawiły w kręgu. Wszystkie, co do jednego pochylały pyski oddając cześć. Oddając cześć mi.

Swojej królowej.

Black wiedział, że w tym momencie przegrał. Wszystko o co walczył przez ostatnie lata uciekało mu przez palce. Watahy, które przejął właśnie zjednoczyły się przeciw niemu. Moc którą zgromadził była jedynie namiastką tego, co wyczuwał ode mnie. Wojna, o którą tak się starał zakończyła się w jednej chwili. Władza której pragnął umknęła niczym liść na wietrze. Nie miał szans. Zrobił więc jedyne, co mu się od dawna udawało. Uciekł i zniknął w cieniu drzew. 

W cieniu drzewWhere stories live. Discover now