[hobbit ]Bagginshield one-shot

2.9K 274 63
                                    

Bilbo uwielbiał okres, kiedy wszystkie trawy w Shire mieniły się soczystą barwą zieleni, łaskocząc przyjemnie w bose stopy. Lubił zapach rosy o poranku, szum drzew, codzienne prace, jakim oddawał się z lubością, pomiędzy poranną a popołudniową herbatą lub popołudniowymi a wieczornymi przekąskami.

Spokój.

Życie, do którego wrócił dawno temu, które nie odstępowało go na krok, trzymało się go jak koło ratunkowe, które unosiło go i pozwalało na płynięcie z prądem, bez obawy o zatonięcie.

Wszystko wydawało się odległe, dalekie i niewyobrażalnie nierealne. Jak długi sen.

Bardzo długi sen, z którego został brutalnie obudzony.


Ileż to lat minęło, odkąd on, przeciętny hobbit zamieszkujący Bag End, udał się na niesamowitą wyprawę, która odmieniła całe jego życie? Ile czasu minęło, od ostatniego spotkania z tymi, którzy przeżyli bitwę o bogactwa Samotnej Góry?

Trawa zaszeleściła mu pod stopami, wywołując nieznaczny dreszcz. Wiatr trącił go, jakby chciał wyrwać go z otępienia, względnego letargu.

Wspomnienia jednak przedzierały się brutalnie, mąciły spokój ducha, wprawiały go w sentymentalne zadumanie i nostalgię, nie dając o sobie zapomnieć.

Biblio jednak nie chciał zapominać, nie chciał słuchać wiatru.

I tym razem pozwolił sobie na przywołanie tego, co najwspanialsze.

Przywołanie długich, czarnych włosów i mocnej, gęstej brody, która łaskotała go w szyję, za każdym razem, gdy go przytulał. Przeszywającego i nieustępliwego spojrzenia jasnych oczu. Uśmiechu, który przebijając się przez twardą maskę wojownika, potrafił roztopić najtrwalszy lód.

Znowu, po raz setny, tysięczny, milionowy przywołać do życia towarzysza, przyjaciela i jedyną istotę, która skradła jego małe, hobbicie serce.

Musiał przywołać Thorina.

Przywrócić go do życia na ten jeden moment. Chociażby na moment.

By nie oszaleć i nie zwariować.



Erebor pachniało ziemią, węglem i kutym żelazem. W powietrzu unosił się zapach brudnego złota, było parno i niesłychanie cicho. Tak cicho, że każdy krok, niósł się stłumionym echem, odbijając się od ścian i ponownie powracając do Bilbo, powodując kołatanie serca. Miało się wrażenie, że najmniejszy gest, najdrobniejszy hałas, może zbudzić najgorsze, senne koszmary, wywołać nieustępliwy koniec.

Nawet świadomość obecności reszty kompanii nie uspokajała niziołka; teraz nawet nie słyszał, jak krzątają się w bojowych nastawieniach, przygotowując do odparcia ataku na Samotną Górę, oddalając się od nich bardziej, błądząc zawiłymi korytarzami i myśląc o tym, że jeśli się zgubi, z pewnością nikt go już tutaj nie znajdzie. Erebor było jak labirynt. Mało przyjemny, ogromny labirynt, opustoszały, straszny i majestatyczny.

Ciche westchnięcie ulgi wydobyło się spomiędzy warg hobbita, kiedy dotarł do ogromnej, wysokiej sali, której głównym punktem był masywny, kamienny tron, zajęty przez Thorina.

Krasnolud spał, owładnięty zmęczeniem i chwilą niemocy, z głową wspartą na dłoni, w zniszczonym, ciepłym płaszczu. Przy jego boku spoczywał miecz, na którego rękojeści spoczywała druga z jego dłoni, jakby w ciągłej gotowości do ataku.

Bilbo zbliżył się na palcach, pozwalając sobie na przenikliwe przyjrzenie się towarzyszowi, na krótki zachwyt. Nawet w takim momencie, nie było wątpliwości, kto jest przywódcą. Komu należy służyć, u kogo boku stać.

Hobbit był mu oddany najbardziej ze wszystkich. I nie był w stanie powiedzieć, kiedy dokładnie odkrył ten punkt zwrotny, fascynację i zauroczenie Dębową Tarczą.

W momencie pierwszych, drobnych dotyków, ukradkowych i niewinnych? Kiedy łapał go za dłoń, gładził po karku albo muskał jego palce swoimi. Może wtedy, kiedy ich spojrzenia się krzyżowały, czułe, troskliwe i baczne, badające grunt, po którym stąpali?

Kiedy Thorin pocałował go po raz pierwszy, poza zasięgiem wzroku pozostałych krasnoludów, tak szybko, że głupiutki hobbit zorientował się w sytuacji dopiero po dłuższej chwili?

Bilbo zmarszczył brwi i nos, trochę niezadowolony ze swojego spostrzeżenia.

Lubił spokój. Brak zmian i monotonność. Nie lubił wystawiać nosa ze swojego domu, a co dopiero eksperymentować z miłością.

Miłość, ha!


- Jak na włamywacza, skradasz się naprawdę fatalnie.


Głos Thorina zagrzmiał w ciszy jak piorun, sprawiając, że niziołek podskoczył, wciągając gwałtownie powietrze. Krasnolud przyglądał mu się spokojnie, cierpliwie, nawet z lekkim rozbawieniem, które rozświetliło jego twarz, ukrytą w półmroku. Bilbo rozejrzał się odruchowo, w górę, dół, na boki, jakby słowa nie były skierowane do niego, tylko do wyimaginowanej istoty obok . Poczuł się jak idiota.


- Nie chciałem Ci przeszkadzać.


Zakłopotane usprawiedliwienie wywołało gromki śmiech. Thorin pochylił się i złapał za nadgarstek hobbita, jednym, silnym pociągnięciem sadzając go na swoich kolanach. Mocne ramiona oplotły go a twarz schowała się w zgłębieniu szyi Bagginsa, znowu zabawnie łaskocząc.


- Nic nie mów.


Usłuchał prośby. Trwał tak, wsłuchując się w głęboki oddech drugiego, pomimo grubego okrycia, wyczuwając mocno bijące serce.

Twarz Thorina znalazła się niebezpiecznie blisko, ciepły oddech omiótł wargi hobbita, na których złożył subtelny pocałunek, sunąc dłońmi po jego bokach, plecach, pośladkach, chcąc zapamiętać każdy fragment, element na który się składał. Spijał wstydliwe muśnięcia, brał w płuca westchnienia, kiedy pieszczota przedłużyła się, zmieniła na głębszą i mocniejszą, bardziej chaotyczną.

Bilbo nie wiedział czy to jego usta, jego dłonie, czy może dłonie partnera. Wszystko splatało się, łączyło, tworząc wspaniałą, tak długo wyczekiwaną całość. Każdy ruch, każde otarcie się, mocniejsze uściski, były jak niepewne jutro, jak miliony pytań i miliony odpowiedzi. Po raz pierwszy w swoim życiu, hobbit poczuł, co to jest pożądanie. Ten pełen euforii stan duszności, gorąca, wrzenia krwi w żyłach, pulsowania skroni. Bicie serca tak szybkie, jak po maratonie, nieme, żałosne prośby o jeszcze chwilę edenu, jeszcze sekundy pocałunków.

Słowa były zbędne, były niepotrzebne.


- Kiedy to wszystko się skończy...


Czoło Thorina oparło się o czoło niziołka, a jasne oczy skupiły się na tych drugich, rozkosznie błogich i błyszczących. Bilbo uśmiechnął się delikatnie, kiedy dłonie krasnoluda ujęły jego policzki, gładząc je i chroniąc przed całym światem.

Obietnica.



Chłodniejszy podmuch wiatru zmusił hobbita do otworzenia oczu.

Shire.

Ta sama zielona trawa, świeży zapach, odgłos szeleszczących gałęzi drzew.

Znowu uczucie smutku, żałosna pustka, która rozsadzała od środka to małe, drobne ciało. Zdumiewające ile potrafił znieść nagromadzonych emocji, jak wiele razy potrafił się katować, codziennie, w każdej chwili, gdy tylko wyglądał przez okno.

Wspomnienie niespełnionej obietnicy bolało. Wspomnienie śmierci Thorina, ostatniego uścisku jego dłoni, ostatniego pocałunku.

Kiedy to wszystko się skończy...

Stojący w ogrodzie dąb, zdawał mu się o tym przypominać. Piękny, rozłożysty i samotny.

Zmuszał go do pożegnania. Każdego, jednego dnia.

Hobbit [Bagginshield one-shot]Where stories live. Discover now